,,Rana po pazurach Lynxa zagoiła się, lecz serce Enki [Mokoszy] pękło. Umarła i przeniosła się do Jasnej Nawi. Ziemia pękła i począł wyciekać z niej pkieł. Najpierw między bułgarską, rumuńską, ukraińską, rosyjską, gruzińską, azerską i turecką ziemią pojawiło się morze, w którym zamiast wody był pkieł. Nazwano je Morzem Smoły'' - ,,Legenda''.
Morze
Smoły (Mare
Smolarum, Pkielne Morje)
powstało pod sam koniec ery dziewiątej i istniało przez eony
dziesiąty i jedenasty. Jako, że miast wody była w nim smoła, w
morzu owym, nad którym wyrosły królestwa Orlandu, Kraju Stepów,
Puany, Międzyraju i Kolchidy – Kartwelii, na próżno byłoby
szukać jakichkolwiek istot żywych, których pełne były inne
morza. Morze Smoły, po którym Tatra płynęła z Puany do Kartwelii
i omal nie zginęła w pożarze akwenu wznieconym przez Mięsojada,
zostało zniszczone przez potop kończący erę jedenastą. Od ery
dwunastej na jego miejscu rozpościera się morze zwane Ciemnym, bądź
Czarnym.
W
IV wieku ery jedenastej, kiedy to smok Rykar zerwał się z łańcucha
i przybrał postać węża Gorynycza, którego zamieniła w pasmo
górskie ofiara z życia braci Belska i Kallapa z Aplanu, kiedy na
tronie w Niście zasiadał król Ćwieczek III, władca z krwi Lecha
III i Tatry, po Morzu Smoły wiele dni i miesięcy płynęła
łódeczka z samotnym żeglarzem na pokładzie. Owym podróżnikiem,
pracowicie ruszającym wiosłami był niejaki Bielavik z Aplanu.
Pochodził z południa owego królestwa. Urodził się w niewielkiej,
ubogiej osadzie Busko Zdrój w dorzeczu Odirny jako najstarszy z
dwadzieściorga dzieci. Jego ród należał do aplańskiego
plemienia Zdrojniczan, żyjących na ziemiach późniejszego Śląża.
Bielavik jako najstarszy z dzieci Kostysza i Ludmiły, z powodu
wielkiej biedy i nieurodzaju zmuszony był opuścić rodzinną wieś
i niczym Antek iść w świat zarabiać na życie. Nigdzie nie mógł
zagrzać miejsca, aż zamierzając osiąść w jednym z bajecznie
bogatych królestw Międzyraju, w swej wędrówce trafił do
Skifitanii – prowincji Orlandu, skąd wypłynął na Morze Smoły.
Niestety, tak jak wcześniej przekonała się o tym Tatra, wówczas
jeszcze niewolnica Kościeja, Morze Smoły na dłuższą metę nie
nadawało się do żeglugi. Łódź Bielavika, nazwana ,,Krivorog''
na cześć ówczesnego króla Puany, pogromcy strzyg i smoków, oraz
Dzierzby z Čortieńska o anielskich piórach, dręczącej swe ofiary
wbijaniem żelaznego ciernia w głowę, płynąc dalej od brzegu, z
wolna zanurzała się coraz bardziej w smole, aż niefortunny żeglarz
pojął, że niebawem czeka go straszna śmierć. Śmiercią taką
ginęły smoki z ery trzeciej. Nieszczęsny młodzieniec wniebogłosy
wzywał pomocy, lecz nigdzie wokół nie było łodzi ni okrętów.
Płacząc modlił się do Enków, a szczególnie do Welesa –
sędziego dusz i Mokoszy broniącej na jego sądzie. ,,Jak
smoła mnie zaleje –
lamentował Bielavik – Weles
pewnikiem zamieni mnie w byka i będzie pasł na bezkresnej,
nawijskiej łące''
– płakał jak dziecię, żałując strasznej śmierci w czarnej
mazi. Smoła już wlewała się do łodzi, gdy z wysokiego nieba
runął na gospodarskiego syna ogromny czarny orzeł i uniósł
młodzieńca pod chmury. ,,Sława
Welesowi! Sława Mokoszy''!
- krzyczał radośnie Bielavik spoczywając w orlich szponach. Orzeł
pozwolił mu usadowić się na swym kruczoczarnym grzbiecie. Bielavik
myślał zrazu, że uradował mu życie Ridan z Burus, jednak zesłany
przez Enków ptak miał na głowie srebrzyste rogi, podobne do
odwróconego półksiężyca. Rogaty orzeł zaniósł niefortunnego
podróżnika do swego zbudowanego z kości smoków i węży gniazda
na szczycie wystającej z Morza Smoły ogromnej skały podobnej do
ludzkiej stopy.
-
Jak się nazywasz, miły orle, mój zesłany przez Mokoszę wybawco?
- wdzięczny Bielavik nawet nie pomyślał, że ptak może chcieć go
teraz zjeść.
-
Jestem rogaty orzeł Dan, namalowany pędzlem i farbami danymi przez
Borutę czystej Dziewannie. A ciebie jak macierz nazwała?
-
Jestem Bielavik z Buska Zdroju; jam Zdrojniczanin i Aplańczyk. Bieda
wygnała mnie ze wsi, więc umyśliłem sobie szukać szczęścia
wśród plemion Międzyraju.
-
Możesz się tam udać, synu Novalsa, boś wolny – rzekł orzeł
Dan o srebrnych rogach i złotym dziobie – ale jedno ci powiem. Vot
nachnite
– oto natchnienie; twoje szczęście Agej zakopał w twej ziemi
ojczystej. Twe szczęście, drogi Bielaviku leży w ziemi ojców, nie
w ziemi obcej – powtórzył z naciskiem orzeł, a młodzian
zdecydował się na grzbiecie swego przyjaciela powrócić do
Aplanu.
W
owym czasie, kiedy na tronie w Niście zasiadał Ćwieczek III, na
ziemiach późniejszego Śląża żyła księżniczka Kunia Mordka
(Marta
Morodka)
przez Polaków i Niemców zwana Kunegundą. Była jedyną córką
srogiego grafa Nelisława von Uxenburg i mieszkała w zamku Chojnosty
(Coinax), zbudowanym na wysokiej i stromej skale. Kunia Mordka,
smukła, o cerze aksamitnej jak futerko kuny, co zaważyło na jej
imieniu, obdarzona jedwabistymi, czarnymi włosami i fiołkowymi
oczami, o urodzie bez najmniejszej skazy, miała serce zimne i
lubujące się w okrucieństwie. Radowała się i klaskała z uciechy
w ręce gdy psy rozszarpały zajączka, gdy pachołkowie jej ojca
obili kijami żebraków, cieszyło ją pławienie staruch oskarżonych
o czary, wbijanie na pal, ćwiartowanie, łamanie kołem, lubiła gdy
ktoś umierał z głodu, zimna czy choroby. Nie znała litości,
nikogo nigdy nie wspomogła w nieszczęściu, jak to czyniły królowe
Tatra, bądź Wanda, oraz myślała tylko o sobie. Jednak jej
niezwykła uroda, którą podkreślały miękkie szaty z kolorowych
tkanin z Międzyraju i Sinea, oraz wyszukane klejnoty, tak piękne,
jakby sporządził je sam Swarożyc – Car Ogień i mistrz
wszystkich kowali, sprawiła, że wielu junaków i witezi, tak z
Aplanu, jak i z Oylandu, Kraju Stepów i Teutmanii, nie dostrzegało
jej pysznego i przewrotnego serca, tym bardziej, że jej ojciec
Nelisław był najmożniejszym z grafów ziem Zdrojniczan. Kunia
Mordka lubowała się w zalotach młodych wojów, lecz żadnego nie
kochała. Aby móc ją poślubić, kandydat do ręki księżniczki
musiał wspiąć się konno na stromą skałę, na której zbudowano
zamek Chojnosty. Wszyscy, którzy tego próbowali, wcześniej czy
później spadali z wierchu i ginęli, dostarczając żeru krukom,
łupu chłopom, a rozrywki okrutnej Kunegundzie. Kiedy Bielavik
zawarł braterstwo z czarnym, srebrnorogim orłem Danem i razem z nim
powrócił do swej rodzinnej, aplańskiej prowincji zwanej
Zdrojnikiem, posłyszawszy w gospodzie o pięknie Kuniej Mordki,
dziedziczki zamku Chojnosty, choć był synem gospodarskim, zapragnął
ubiegać się o rękę księżniczki. Ludzie śmiali się zeń i
wytykali palcami, głośno mówili, że postradał rozum. Dan
próbował odwieść Bielavika od pomysłu tyleż niebezpiecznego, co
beznadziejnego. Gdyby przyjaciel orła był chociaż witeziem;
potomkiem starego i możnego rodu, wówczas zginąłby spadając ze
skały, ale graf Nelisław przyjąłby go jak wielkiego pana.
Bielavik był jednak synem ubogiego chłopa, toteż na zamku
Chojnosty czekała go śmierć w zębach brytanów, lub pod kijami
pachołków grafa. Orzeł zasmucony głuchotą przyjaciela na
wszystkie, nawet najbardziej przekonywujące argumenty, kazał mu
poczekać na polanie, a sam poleciał do lasu. Udał się do stojącej
na kurzej nóżce chatki czarownicy Mudraszki, której doradcą i
chowańcem zarazem był znający ludzką mowę czarny kocur Chryzyp o
złocisto – zielonych oczach. Mudraszka, Mądra Baba, znała las i
jego mieszkańców. Tylko ona potrafiła odszukać cudowny dąb miast
żołędzi rodzący perły. Garściami wkładała opadłe klejnoty do
fartucha, by potem używać ich w sobie wiadomym celu. Orzeł w
zamian za upolowanego zająca, wyprosił u czarownicy jedną dużą
perłę, spadłą z dębu i pod wieczór zaniósł ją Bielavikowi.
-
Uderz kijem w perłę – polecił orzeł, a gdy Bielavik to uczynił,
kij stał się mieczem, zaś z obu połówek perły powstały: hełm
zdobiony pawimi piórami, tarcza z czarnym orłem noszącym biały
półksiężyc na piersiach, oraz ciężka płytowa zbroja, taka jak
te, noszone przez rycerzy z Teutmanii. Orzeł Dan z ochrypłym
krzykiem, padł na trawę i przybrał postać przepięknego, karego
rumaka ze znakiem białego, odwróconego półksiężyca na czole.
Koń miał czerwone siodło zdobione srebrem, pozłacaną uzdę i
złote podkowy.
-
Dzięki ci, Danie! - wykrzyknął uradowany młodzieniec, sadowiąc
się na ozdobnym siodle. - Wyglądam jak rycerz z drużyny króla
Teutmanii, Wolfa von Gonegarda! - orzeł zamieniony w konia, z
ciężkim sercem ruszył w stronę zamku Chojnosty.
Zamek
Kuniej Mordki jaśniał bielą swych murów i licznych wież na tle
gór i puszczy, niczym Neuśvin – siedziba Hugona von Plauen,
ostatniego króla Teutmanii, który zginął w potopie. Bielavik tak
jak wcześniej krocie grafów, banów i żupanów, których kości
bieliły się u stóp wyniosłej góry, a broń i zbroje leżały
porzucone w wielkim nieładzie, mocno usadowiony na grzbiecie orlego
rumaka wspinał się po stromej, pełnej zdradliwych miejsc skale, a
Kunia Mordka obserwowała jego trud z okna zamku. Bielavik nigdy
wcześniej nie jeździł konno, a mając bliską perspektywę
śmiertelnego upadku, którego doświadczyło tylu znakomitych
rycerzy, o ileż bardziej doświadczonych od niego, po prostu czuł
lęk. Niemal dzwonił zębami, lecz nie dawał tego po sobie poznać.
Kunia Mordka zrazu patrzyła nań obojętnie, lecz im dłużej nań
spozierała, tym bardziej jej się podobał, aż zaczęła mu życzyć
by … przeżył próbę i ją poślubił. Bielavik na grzbiecie
wiernego Dana wspinał się całymi godzinami i choć serce
podchodziło mu do gardła, z pomocą przyjaciela, pod wieczór
stanął u bram zamku Chojnosty. Uradowana księżniczka potoczyła w
kierunku junaka wianek, albo złote jabłko, lecz gospodarski syn nie
przyjął go. Nie był już zakochany w Kuniej Mordce, bo na własnej
skórze poznał jej okrucieństwo. Odjechał z zamku o białych
murach. Nikt się już nie śmiał z niego. Zyskał sławę
przysługującą bohaterom, zaś Kunia Mordka utonęła w łzach.
Pieśń gminna nie mówi, czy wyszło jej to na dobre czy też nie.
*
,,A kiedy upłynie owych tysiąc lat, szatan zostanie zwolniony ze swego więzienia. Wówczas wyruszy, by zwodzić narody na czterech krańcach ziemi, Goga i Magoga, i aby zebrać je do walki'' – Apokalipsa św. Jana 20, 7 – 10.
Bielavik
pozostał w Zdrojniku. W owym czasie, z ziemi zwanej podówczas Ułan
– Raptor, a w późniejszych erach Mogol i Tartarią, przybyło
dwóch braci olbrzymów. Obaj wysocy byli niczym jodły szumiące na
górskim szczycie, ich wąsy były długie i czarne, oczy kose, skóra
żółta, a czapki futrzane i spiczaste. Olbrzymy, zbrojne w młot,
wygięty łuk i maczugę, wędrowały przez Białopolskę, górskie
Pasmo Gorynycza, Orland i Aplan, budząc wszędzie lęk, tak wielki,
jakby świat się kończył, a to z powodu swej niezmierzonej
dzikości, ogromu i okrucieństwa. Kiedy bracia szli, krusząc skały
swym ochrypłym, pijackim śpiewem, święta ziemia, ich matka drżała
jak galareta a niebo zakrywały ciemne chmury. Owe olbrzymy nosiły
imiona Gog i Magog (Gogus
ad Magogus).
Budząc wszędzie gdzie się zjawili przerażenie niczym chmary
szarańczy, mór, powódź, czy pożoga, Gog i Magog parli na Zachód,
aż idąc przez Aplan stanęli w dzielnicy zwanej Zdrojnikiem, skąd
pochodził Bielavik. Twarde były serca obu braci. Gdziekolwiek
zabawili, tam łupili wszelką spyżę, brali urodne dziewki w jasyr
gorszy od śmierci, dla bezmyślnej zabawy palili i burzyli lasy i
domy. Wielu wojowników próbowało ich zatrzymać, lecz daremne było
ich męstwo i siła! Bielavik mieszkał we wsi Łężnicy, z której
pochodził heros Sosabus; rycerz z zakonu stuha, co przewodził
hufcom Starzów – ludu o głowach i skrzydłach białych orłów,
którzy bronili ludzi przed ałami, ażdachami, smokami i innymi
latającymi sługami Gorynycza. Kiedy Gog i Magog, dźwigając na
plecach wory pełne drogocennych łupów, przybyli do Łężnicy,
natrafili na
kolejnego woja, usiłującego zatrzymać ich marsz. Młody rycerz
stojący w szranki przeciw ,,żółtemu
niebezpieczeństwu'',
jak ludy Europy nazywały obu braci z Ułan – Raptor, wyglądał
jak najmożniejsi grafowie z drużyny Hugona von Plauen; ostatniego
króla teutmańskiego, który pełne okrucieństwa i chciwości życie
zakończył w wodach potopu. Zakuty był w zbroję ze srebrzystych
płyt i lśniący hełm, przypominający kształtem garnek. Przeciwko
lutym olbrzymom uzbroił się w topór i miecz zwany Louthor. Na jego
tarczy widniał wymalowany na złotym polu czarny orzeł ze srebrnym
półksiężycem na piersiach. Owym wojownikiem, który odważył się
zatrzymać w niszczycielskim pochodzie Goga i Magoga był Bielavik.
Choć ludzie bali się mu pomóc, nie był sam w nadchodzącym boju.
Również teraz mógł liczyć na pomoc nieodłącznego orła Dana.
Olbrzymy odłożyły pękate wory pełne łupów i zaczęła się
walka. Bielavik, którego orzeł z trudem nakłonił do jej
stoczenia, został kopniakiem Goga wyrzucony w powietrze i spadł
parę mil dalej. Przeżył upadek, lecz jego zbroja była
zdeformowana. Powstał i wrócił na pole boju, a chłopi z Łężnicy
z oddali, ukryci w krzakach i w koronach drzew obserwowali zmagania.
Dan krążył nad głowami olbrzymów i odciągał ich uwagę. Jego
szpony orały ich żółte twarze, potężny dziób pozbawił
skośnych oczu Magoga, odciął nos jego bratu, a tymczasem Bielavik
wielkim toporem, wykutym przez karły z Nürtu,
rąbał nogi olbrzymów niby drzewa, aż w końcu odciął głowy
powalonym z hukiem wrogom. Żółte niebezpieczeństwo zostało
zatrzymane. Wówczas z tysięcy gardeł wydobył się jeden wielki
okrzyk radości na cześć Bielavika i jego przyjaciela orła. Junak
ledwo trzymał się na nogach z bólu i wyczerpania, a ponadto niczym
król Lech Vukaszyn po zażartych zmaganiach na turnieju, musiał
prosić kowala o pomoc w zdjęciu zniekształconej po upadku zbroi.
Wcześniej jednak Bielavik zauważył, że pękate wory zabitych
olbrzymów, ruszają się i dobiegały z nich odgłosy zrabowanych
świń, krów, kóz i owiec, ale także istot ludzkich. Junak
ostrożnie rozciął oba wory ułomkiem miecza i wówczas ku radości
całej wsi, wyszły z nich straszliwie sponiewierane i przestraszone,
młode i piękne niewiasty, uwolnione z jasyru. Jedna z nich,
imieniem Przesława, po paru latach z wielką radością, razem z
Bielavikiem wypiła miód z rogu tura w obecności kapłana i została
żoną Rycerza z Rogatym Orłem. Odbyło się huczne wesele, a na
prośbę panny młodej, sam niebiański Złotnik – Złotniczeniek,
dobrotliwy starzec o siwej brodzie, odziany w niebieską, powłóczystą
szatę, znany jako kapłan – kowal, któremu wielką umiejętność
metalurgiczną przekazał sam Swarożyc, sporządził złoty kubek.
Naczynie to, sporządzone ze złotych liści, albo jabłek,
strząsanych na ziemię przez żar – ptaki, miast uszka miało
ptasi dzióbek, zaś na dnie jytnas opiekujący się złotnikami
umieścił to wszystko, co serce Przesławy ukochało najbardziej.
Król
Aplanu, Ćwieczek III dowiedziawszy się
o śmierci Goga i Magoga, bezzwłocznie podniósł Bielavika do
godności witezia i żupana, oraz nadał mu ziemię. Orzeł Dan
powrócił na swą skalistą wysepkę na Morzu Smoły, zaś Bielavik
założył osadę, którą potomni nazwali Bielawą; po niemiecku
Bielau. Na samym początku nazywała się Przesławice. Przytoczoną
tu legendę upamiętnia herb Śląska; czarny orzeł na polu złotym
ze srebrnym półksiężycem na piersi.