,,Commodus, jako cesarz rzymski (180 – 192): Imperator Caesar M. Aurelianus Commodus Antoninus Augustus, syn Marka Aurelego i Faustyny, * 161, od 175 współrządca ojca, zawarł po jego śmierci (180) pokój z Gemanami, oddawał się w Rzymie uciechom zmysłowym, pozwalając rządzić niegodnym faworytom. Od czasu nieudałego spisku siostry, C. Lucylli (182) wystąpiła na jaw krwiożerczość cesarza, który występował także publicznie jako gladiator, a wkońcu opanowany szałem wielkości, uważał się za ucieleśnienie bóstwa. 31. XII. 192 został C. uduszony’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 3 Cauer Emil do Dewon’’
Marek
Aureliusz; cesarz – filozof miał żonę Faustynę (Valestina);
niewiastę równie urodziwą co lubieżną jak pantera, a do tego
biegłą w sztuce czarnej magii. Jak na duchową córkę Hekate
przystało, nocami wyprawiała się na sabaty, w czasie których
czciła Aradię, Dianę i Herodiadę na wzgórzach Tesalii, na
szczytach Wezuwiusza i Etny, oraz na Łysej Górze w barbarzyńskim
królestwie Słowian – Analapii. Bawiąc w tym ostatnim miejscu,
oddała się w blasku pochodni pokrytemu wężową łuską
mężczyźnie, którego oczy świeciły krwawym blaskiem, a język
został rytualnie rozcięty.
-
Oto niosssę w swych trzewiach nasienie władcy Čortieńska, lutego
smoka z Vovel, który przebywa teraz w Otchłani, aby wzbudzić w
twym żywocie Krwawego Mściciela – zawodził człowiek – gad, a
cesarzowa Faustyna odpowiedziała bulgotem.
Gdy
wraz z pianiem kogutów pogasły ogniska sabatu, Faustyna wsiadła do
rydwanu zaprzężonego w skrzydlatego pantery i udała się w
kierunku Rzymu. W swoim łonie nosiła już dziecię samego smoka z
Vovel, które miało się odznaczać iście smoczą naturą. Urodziła
chłopca, którego powszechnie uważano za syna cesarza Marka
Aureliusza. Dziecię otrzymało imię Kommodus. Galeriusz Labro w
,,Księdze
dalekich podróży’’
podaje, że na wschodnich rubieżach Wyraju leży
mała wysepka zamieszkana przez nadzwyczaj wyrośnięte jaszczurki, której na
część przyszłego cesarza Rzymu nadał nazwę Komodo. Innowojciech
Błyszczyński podaje jednak tą opowieść w wątpliwość.
Jakkolwiek by było, Kommodus nie wdał się w cesarza – filozofa,
którego uważano za jego ojca, lecz w piersi jego biło serce
smocze; okrutne, lubieżne i zachłanne. Lubował się w przelewaniu
krwi do tego stopnia, że sam jako gladiator występował na arenie
cyrku, gdzie uciekał się do brudnych zagrywek, aby zapewnić sobie
zwycięstwo. Zaniedbywał rządzenie imperium, pędząc dni na
pijaństwie i rozpuście, oraz na wydawaniu wyroków śmierci. Tak
jak niegdyś obrzydły Kościej, tak teraz Kommodus więził w swym
babińcu urodziwe panny porwane przez piratów na odległych kresach
znanego wówczas świata. Budził lęk nie mniejszy niż jego ojciec
– gad piekielny przykuty łańcuchem do Korzenia Wielkiego Dębu.
Łagodniał
jedynie w obecności swej urokliwej nałożnicy. Była nią Słowianka
z grodu Vanaya Lux dziś zwanego Bania Luką; kształtna i jasna
niczym rzeźba z kości słoniowej, o włosach barwy elektronu
przywożonego z plaż Morza Srebrnego. Nazywała się Zviezda. Grecy
wymawiali jej imię jako Astrea, Rzymianie – Stella, a Żydzi –
Estera. Patrząc w jej turkusowe oczy, Kommodus nie potrafiłby
skrzywdzić nawet muchy, co Zviezda nieraz wykorzystywała dla
wypraszania łaski dla niesłusznie skazanych.
-
Musisz zaiste pochodzić z błogosławionej, boskiej rasy, na całym
okręgu Ziemi nie ma bowiem niewiasty równej tobie. Nawet samą
Wenerę zawstydzasz swym pięknem! - mówił Kommodus, a Zviezda
słuchając tego, rumieniła się jak piwonia, co tylko dodawało jej
uroku.
-
Rodzice opowiadali mi, że pochodzę z Zaziemia, jak my Słowianie
nazywamy dalekie sfery poza kręgiem ziemi. Książę Zmaj i księżna
Milutina z rodu Trpimiroviciów, którzy mnie wychowali, nie mogli
dochować się własnych dzieci, aż pewnej nocy do ich pałacu
weszły trzy panny w modrych szatach, niosąc dziecię w szkarłatnych
powijakach. Panny te były boginkami przybyłymi z gwiazdy błądzącej
Wenus, którą my Słowianie, nazywamy Dziewą. Tym dziecięciem
byłam natomiast ja; córka królowej boginek. Moja macierz nie mogła
się mną opiekować, bowiem Wenus – planeta
boginek i Mars –
planeta bogunów, zostały najechane przez wojska złego Chalceona,
syna Samaela. Dlatego zostałam przekazana w opiekę ludziom.
Ponieważ przybyłam z gwiazd, otrzymałam imię Zviezda –
zakończyła opowieść.
-
Jesteś nie tylko urodziwa, ale i pełna mądrości – Kommodus
wpatrywał się w Słowiankę maślanymi oczami, a kiedy wyszedł z
komnaty gasząc światło, Zviezda zalała się łzami…
*
Kiedy
Kommodus oddawał się upojnym hulankom, rządy nad imperium
sprawowali jego liczni faworyci. Jednym z nich był Juliusz
Apollodoros herbu Gryf, wywodzący się z Panonii, mąż pełen
pychy, nie wahający się mordować tych, co stanęli mu na drodze do
kariery. Będąc w cesarstwie drugim co do ważności po Kommodusie,
przywykł do tego, że wszyscy się przed nim płaszczyli pełni
strachu. Jednak gdy bawił w ziemi Mons Niger, prosty chłop
prowadzący zaprzęg wołów, nie upadł na twarz przed dygnitarzem.
-
Czemu to, głupi kmieciu, nie oddajesz mi pokłonu?! - wrzasnął
Rzymianin purpurowy z gniewu jak szata cesarza. - Czy nie wiesz, że
mam władzę ukrzyżować cię wraz z całą rodziną?!
-
My Słowianie zginamy kolana tylko przed Agejem – odpowiedział
spokojnie rataj, po czym jak gdyby nic, wrócił do swej pracy.
-
Parszywi barbarzyńcy! - splunął Juliusz Apollodoros, a w swym
sercu przewrotnym umyślił sobie wygubić wszystkich Słowian
zamieszkałych w granicach imperium.
Na
spotkaniu z cesarzem nie omieszkał przedstawić swojego zamysłu, a
Kommodus jak zwykle gotów był mu przytaknąć.
-
Musicie wiedzieć, mój Panie i Boże – zaczął intrygant – że
barbarzyńcy zwani Słowianami, którzy lęgną się jak robactwo w
bałkańskich prowincjach, to najniegodziwsi, najokrutniejsi i
najbrudniejsi z ludzi. Ich karki są twarde; nie oddają czci
cesarzom, za to szpiegują dla swych nędznych królów w Analapii,
Bohemii i w Roxie! - Kommodus zmienił się na twarzy.
-
W takim razie wydam dekret, aby wyniszczyć całą tą rasę jak
szczury – zapewnił cesarz.
Tymczasem
Zviezda w błogiej nieświadomości czesała włosy przed fenickim
lustrem w swej komnacie, gdy przez uchylone okno wleciał duży
nietoperz. Rychło poznała, że nie było to zwykłe zwierzę, ale
sam Sirrah; ojciec wszystkich nietoperzy, nad którego głową unosił
się niebieski płomyczek. Zvizda uklękła przed nim, wiedząc, że
był jednym z Enków; posłańców Ageja, zwierzątko zaś przemówiło
ludzkim głosem.
-
Czuwaj! Musisz uratować Słowian. Grozi im zagłada.
-
Z czyjej strony? - spytała przestraszona Zviezda.
-
Juliusz Apollodoros Gryf uknuł spisek, aby wygubić wszystkich
Słowian w granicach cesarstwa. Namówił Kommodusa, aby wydał
dekret w tej sprawie. Ty też jesteś zagrożona, bowiem też
wywodzisz się z rodu Dębu i Brzozy.
-
Nic mu nie zrobiłam! Nie rozumiem dlaczego chce mnie skrzywdzić! -
Zviezda była coraz bardziej przestraszona.
-
Nie musisz rozumieć co kieruje twoim wrogiem; ważne żebyś
pokrzyżowała jego plany! - Zviezda drżała jak w febrze. -
Junackim szlakiem kroczyli nie tylko mężowie, ale i wiele niewiast
jak choćby królowa Tatra. Teraz ty możesz pójść w ich ślady! -
nieoczekiwanie Sirrah zakończył rozmowę i rzucając się w pogoń
za tłustą ćmą wyleciał przez okno.
Zviezda
chwilę płakała, lecz szybko otarła łzy.
-
Muszę być twarda – powiedziała sobie. - Nikomu nie wolno
mordować niewinnych.
Choć
Kommodus do niej jednej odnosił się z czułością, budził w niej
skrywane przerażenie, jakby wyczuwała, że jest synem piekielnego
smoka. Nie została cesarską nałożnicą z własnej woli. Jej
przybrani rodzice zrazu odmawiali Kommodusowi swej córki, ale kiedy
ten groził, że ukarze za to spaleniem do gołej ziemi całej Vanaya
Lux, ustąpili pod naciskiem wiecu. Pieszczoty Kommodusa paliły
Zviezdę niczym płomienie smoczej paszczy, lecz dzięki swej
wysokiej pozycji wśród kochanek cesarza, zdołała ocalić niejedno
istnienie.
Nim
wydano rozkazy legionom, aby niosły zagładę w prowincjach
rozciągających się na północ od Grecji, Zviezda wydała w swej
komnacie przyjęcie, na które zaprosiła Kommodusa i jego faworyta.
W pewnym momencie gdy już serca rozgrzały się winem, Zviezda
zaczęła płakać.
-
Co ci się stało, gołąbeczko? - zaniepokoił się Kommodus nie
przywykły do okazywania troski komukolwiek innemu.
-
Jestem taka młoda, a będę musiała wkrótce umrzeć – łkała
Zviezda, a jej łzy zamieniały się w kruche opale. - Juliusz Gryf
zamierza mnie uśmiercić za to tylko, że jestem Słowianką!
-
Że co?! - Kommodus poczerwieniał jak pośladek pawiana, po czym
wzburzony wyszedł z komnaty, aby ochłonąć.
Wówczas
Rzymianin o twarzy białej z przerażenia jak jego toga, przypadł do
nóg Zviezdy i chwycił za jej suknię.
-
Przysięgam, że to nie jest tak jak myślisz, wszystko wytłumaczę!
- wówczas Kommodus wrócił do komnaty i tym razem rozsierdził się
na dobre.
-
Ręce precz, capie śmierdzący, od mojej nałożnicy! - wrzasnął
Kommodus, po czym kazał straży pretorianów pochwycić Gryfa.
Jeszcze
tego samego dnia został on powieszony na gałęzi osiki, zaś dekret
o wymordowaniu Słowian skończył podarty w palenisku. Słowianie
zostali ocaleni.
*
Kommodus
leżał bezwstydnie nagi na łożu, a jego nos był czerwony jak
czapka kabutera z Batawii od wyżłopanego wina. Cesarz wciąż
dodawał niegodziwość do niegodziwości, a teraz leżał ochlapany
zwymiotowanym trunkiem i bełkotał od rzeczy. Nie miał siły ruszyć
ręką, ani nogą, zaś gladiator Feliks zaciskał stalowe palce na
jego gardle. Raz, dwa, trach! Coś chrupnęło – to Kommodus
przeminął jak siejący spustoszenie buran z Białopolski.
Nowy
cesarz pozwolił Zvieździe opuścić Rzym, ona zaś zamieszkała w
grodzie Vanaya Lux, otoczona nabożną niemal czcią okolicznych
Słowian. Jak podaje uczony Kralimir Flawiusz w swej łacińsko –
słowiańskiej ,,Epopei wieków’’, którejś nocy, kiedy
gwiazdy emanowały srebrzystą rosę, z nieba przyleciał rydwan
obity połyskliwą blachą, zaprzężony w białe jelenie o złotych
porożach. Z rydwanu wysiadły dwie boginki w szatach turkusowych.
Skłoniły się przed Zviezdą i za jej zgodą zabrały ją na
planetę Wenus – Dziewę, bowiem berło Chalceona zostało złamane
i ustał szczęk grafenowego oręża w tajemniczych krainach
Zaziemia. Powiadają badający bieg gwiazd filozofowie, że Zviezda
do dziś żyje wśród boginek czasem spogląda łzawym okiem ku
Ziemi, gdzie tyle lat przeżyła w doli i niedoli.