niedziela, 24 marca 2019

Księżniczka z gwiazd


,,Commodus, jako cesarz rzymski (180 – 192): Imperator Caesar M. Aurelianus Commodus Antoninus Augustus, syn Marka Aurelego i Faustyny, * 161, od 175 współrządca ojca, zawarł po jego śmierci (180) pokój z Gemanami, oddawał się w Rzymie uciechom zmysłowym, pozwalając rządzić niegodnym faworytom. Od czasu nieudałego spisku siostry, C. Lucylli (182) wystąpiła na jaw krwiożerczość cesarza, który występował także publicznie jako gladiator, a wkońcu opanowany szałem wielkości, uważał się za ucieleśnienie bóstwa. 31. XII. 192 został C. uduszony’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 3 Cauer Emil do Dewon’’








Marek Aureliusz; cesarz – filozof miał żonę Faustynę (Valestina); niewiastę równie urodziwą co lubieżną jak pantera, a do tego biegłą w sztuce czarnej magii. Jak na duchową córkę Hekate przystało, nocami wyprawiała się na sabaty, w czasie których czciła Aradię, Dianę i Herodiadę na wzgórzach Tesalii, na szczytach Wezuwiusza i Etny, oraz na Łysej Górze w barbarzyńskim królestwie Słowian – Analapii. Bawiąc w tym ostatnim miejscu, oddała się w blasku pochodni pokrytemu wężową łuską mężczyźnie, którego oczy świeciły krwawym blaskiem, a język został rytualnie rozcięty.
- Oto niosssę w swych trzewiach nasienie władcy Čortieńska, lutego smoka z Vovel, który przebywa teraz w Otchłani, aby wzbudzić w twym żywocie Krwawego Mściciela – zawodził człowiek – gad, a cesarzowa Faustyna odpowiedziała bulgotem.







Gdy wraz z pianiem kogutów pogasły ogniska sabatu, Faustyna wsiadła do rydwanu zaprzężonego w skrzydlatego pantery i udała się w kierunku Rzymu. W swoim łonie nosiła już dziecię samego smoka z Vovel, które miało się odznaczać iście smoczą naturą. Urodziła chłopca, którego powszechnie uważano za syna cesarza Marka Aureliusza. Dziecię otrzymało imię Kommodus. Galeriusz Labro w ,,Księdze dalekich podróży’’ podaje, że na wschodnich rubieżach Wyraju leży







 mała wysepka zamieszkana przez nadzwyczaj wyrośnięte jaszczurki, której na część przyszłego cesarza Rzymu nadał nazwę Komodo. Innowojciech Błyszczyński podaje jednak tą opowieść w wątpliwość. Jakkolwiek by było, Kommodus nie wdał się w cesarza – filozofa, którego uważano za jego ojca, lecz w piersi jego biło serce smocze; okrutne, lubieżne i zachłanne. Lubował się w przelewaniu krwi do tego stopnia, że sam jako gladiator występował na arenie cyrku, gdzie uciekał się do brudnych zagrywek, aby zapewnić sobie zwycięstwo. Zaniedbywał rządzenie imperium, pędząc dni na pijaństwie i rozpuście, oraz na wydawaniu wyroków śmierci. Tak jak niegdyś obrzydły Kościej, tak teraz Kommodus więził w swym babińcu urodziwe panny porwane przez piratów na odległych kresach znanego wówczas świata. Budził lęk nie mniejszy niż jego ojciec – gad piekielny przykuty łańcuchem do Korzenia Wielkiego Dębu.







Łagodniał jedynie w obecności swej urokliwej nałożnicy. Była nią Słowianka z grodu Vanaya Lux dziś zwanego Bania Luką; kształtna i jasna niczym rzeźba z kości słoniowej, o włosach barwy elektronu przywożonego z plaż Morza Srebrnego. Nazywała się Zviezda. Grecy wymawiali jej imię jako Astrea, Rzymianie – Stella, a Żydzi – Estera. Patrząc w jej turkusowe oczy, Kommodus nie potrafiłby skrzywdzić nawet muchy, co Zviezda nieraz wykorzystywała dla wypraszania łaski dla niesłusznie skazanych.
- Musisz zaiste pochodzić z błogosławionej, boskiej rasy, na całym okręgu Ziemi nie ma bowiem niewiasty równej tobie. Nawet samą Wenerę zawstydzasz swym pięknem! - mówił Kommodus, a Zviezda słuchając tego, rumieniła się jak piwonia, co tylko dodawało jej uroku.







- Rodzice opowiadali mi, że pochodzę z Zaziemia, jak my Słowianie nazywamy dalekie sfery poza kręgiem ziemi. Książę Zmaj i księżna Milutina z rodu Trpimiroviciów, którzy mnie wychowali, nie mogli dochować się własnych dzieci, aż pewnej nocy do ich pałacu weszły trzy panny w modrych szatach, niosąc dziecię w szkarłatnych powijakach. Panny te były boginkami przybyłymi z gwiazdy błądzącej Wenus, którą my Słowianie, nazywamy Dziewą. Tym dziecięciem byłam natomiast ja; córka królowej boginek. Moja macierz nie mogła się mną opiekować, bowiem Wenus – planeta 







boginek i Mars – planeta bogunów, zostały najechane przez wojska złego Chalceona, syna Samaela. Dlatego zostałam przekazana w opiekę ludziom. Ponieważ przybyłam z gwiazd, otrzymałam imię Zviezda – zakończyła opowieść.
- Jesteś nie tylko urodziwa, ale i pełna mądrości – Kommodus wpatrywał się w Słowiankę maślanymi oczami, a kiedy wyszedł z komnaty gasząc światło, Zviezda zalała się łzami…


*







Kiedy Kommodus oddawał się upojnym hulankom, rządy nad imperium sprawowali jego liczni faworyci. Jednym z nich był Juliusz Apollodoros herbu Gryf, wywodzący się z Panonii, mąż pełen pychy, nie wahający się mordować tych, co stanęli mu na drodze do kariery. Będąc w cesarstwie drugim co do ważności po Kommodusie, przywykł do tego, że wszyscy się przed nim płaszczyli pełni strachu. Jednak gdy bawił w ziemi Mons Niger, prosty chłop prowadzący zaprzęg wołów, nie upadł na twarz przed dygnitarzem.








- Czemu to, głupi kmieciu, nie oddajesz mi pokłonu?! - wrzasnął Rzymianin purpurowy z gniewu jak szata cesarza. - Czy nie wiesz, że mam władzę ukrzyżować cię wraz z całą rodziną?!
- My Słowianie zginamy kolana tylko przed Agejem – odpowiedział spokojnie rataj, po czym jak gdyby nic, wrócił do swej pracy.
- Parszywi barbarzyńcy! - splunął Juliusz Apollodoros, a w swym sercu przewrotnym umyślił sobie wygubić wszystkich Słowian zamieszkałych w granicach imperium.
Na spotkaniu z cesarzem nie omieszkał przedstawić swojego zamysłu, a Kommodus jak zwykle gotów był mu przytaknąć.
- Musicie wiedzieć, mój Panie i Boże – zaczął intrygant – że barbarzyńcy zwani Słowianami, którzy lęgną się jak robactwo w bałkańskich prowincjach, to najniegodziwsi, najokrutniejsi i najbrudniejsi z ludzi. Ich karki są twarde; nie oddają czci cesarzom, za to szpiegują dla swych nędznych królów w Analapii, Bohemii i w Roxie! - Kommodus zmienił się na twarzy.
- W takim razie wydam dekret, aby wyniszczyć całą tą rasę jak szczury – zapewnił cesarz.
Tymczasem Zviezda w błogiej nieświadomości czesała włosy przed fenickim lustrem w swej komnacie, gdy przez uchylone okno wleciał duży nietoperz. Rychło poznała, że nie było to zwykłe zwierzę, ale sam Sirrah; ojciec wszystkich nietoperzy, nad którego głową unosił się niebieski płomyczek. Zvizda uklękła przed nim, wiedząc, że był jednym z Enków; posłańców Ageja, zwierzątko zaś przemówiło ludzkim głosem.
- Czuwaj! Musisz uratować Słowian. Grozi im zagłada.
- Z czyjej strony? - spytała przestraszona Zviezda.
- Juliusz Apollodoros Gryf uknuł spisek, aby wygubić wszystkich Słowian w granicach cesarstwa. Namówił Kommodusa, aby wydał dekret w tej sprawie. Ty też jesteś zagrożona, bowiem też wywodzisz się z rodu Dębu i Brzozy.
- Nic mu nie zrobiłam! Nie rozumiem dlaczego chce mnie skrzywdzić! - Zviezda była coraz bardziej przestraszona.
- Nie musisz rozumieć co kieruje twoim wrogiem; ważne żebyś pokrzyżowała jego plany! - Zviezda drżała jak w febrze. - Junackim szlakiem kroczyli nie tylko mężowie, ale i wiele niewiast jak choćby królowa Tatra. Teraz ty możesz pójść w ich ślady! - nieoczekiwanie Sirrah zakończył rozmowę i rzucając się w pogoń za tłustą ćmą wyleciał przez okno.
Zviezda chwilę płakała, lecz szybko otarła łzy.
- Muszę być twarda – powiedziała sobie. - Nikomu nie wolno mordować niewinnych.
Choć Kommodus do niej jednej odnosił się z czułością, budził w niej skrywane przerażenie, jakby wyczuwała, że jest synem piekielnego smoka. Nie została cesarską nałożnicą z własnej woli. Jej przybrani rodzice zrazu odmawiali Kommodusowi swej córki, ale kiedy ten groził, że ukarze za to spaleniem do gołej ziemi całej Vanaya Lux, ustąpili pod naciskiem wiecu. Pieszczoty Kommodusa paliły Zviezdę niczym płomienie smoczej paszczy, lecz dzięki swej wysokiej pozycji wśród kochanek cesarza, zdołała ocalić niejedno istnienie.
Nim wydano rozkazy legionom, aby niosły zagładę w prowincjach rozciągających się na północ od Grecji, Zviezda wydała w swej komnacie przyjęcie, na które zaprosiła Kommodusa i jego faworyta. W pewnym momencie gdy już serca rozgrzały się winem, Zviezda zaczęła płakać.
- Co ci się stało, gołąbeczko? - zaniepokoił się Kommodus nie przywykły do okazywania troski komukolwiek innemu.
- Jestem taka młoda, a będę musiała wkrótce umrzeć – łkała Zviezda, a jej łzy zamieniały się w kruche opale. - Juliusz Gryf zamierza mnie uśmiercić za to tylko, że jestem Słowianką!
- Że co?! - Kommodus poczerwieniał jak pośladek pawiana, po czym wzburzony wyszedł z komnaty, aby ochłonąć.
Wówczas Rzymianin o twarzy białej z przerażenia jak jego toga, przypadł do nóg Zviezdy i chwycił za jej suknię.
- Przysięgam, że to nie jest tak jak myślisz, wszystko wytłumaczę! - wówczas Kommodus wrócił do komnaty i tym razem rozsierdził się na dobre.
- Ręce precz, capie śmierdzący, od mojej nałożnicy! - wrzasnął Kommodus, po czym kazał straży pretorianów pochwycić Gryfa.







Jeszcze tego samego dnia został on powieszony na gałęzi osiki, zaś dekret o wymordowaniu Słowian skończył podarty w palenisku. Słowianie zostali ocaleni.


*







Kommodus leżał bezwstydnie nagi na łożu, a jego nos był czerwony jak czapka kabutera z Batawii od wyżłopanego wina. Cesarz wciąż dodawał niegodziwość do niegodziwości, a teraz leżał ochlapany zwymiotowanym trunkiem i bełkotał od rzeczy. Nie miał siły ruszyć ręką, ani nogą, zaś gladiator Feliks zaciskał stalowe palce na jego gardle. Raz, dwa, trach! Coś chrupnęło – to Kommodus przeminął jak siejący spustoszenie buran z Białopolski.







Nowy cesarz pozwolił Zvieździe opuścić Rzym, ona zaś zamieszkała w grodzie Vanaya Lux, otoczona nabożną niemal czcią okolicznych Słowian. Jak podaje uczony Kralimir Flawiusz w swej łacińsko – słowiańskiej ,,Epopei wieków’’, którejś nocy, kiedy gwiazdy emanowały srebrzystą rosę, z nieba przyleciał rydwan obity połyskliwą blachą, zaprzężony w białe jelenie o złotych porożach. Z rydwanu wysiadły dwie boginki w szatach turkusowych. Skłoniły się przed Zviezdą i za jej zgodą zabrały ją na planetę Wenus – Dziewę, bowiem berło Chalceona zostało złamane i ustał szczęk grafenowego oręża w tajemniczych krainach Zaziemia. Powiadają badający bieg gwiazd filozofowie, że Zviezda do dziś żyje wśród boginek czasem spogląda łzawym okiem ku Ziemi, gdzie tyle lat przeżyła w doli i niedoli.