,,Pośród nieopisanie licznych morskich potworów takich jak dziwsmits – gadzia foka o kolczastej płetwie grzbietowej, livjatan – zajadły biały wieloryb o wielkich zębach i mnóstwie innych […] zarówno wiekiem jak i złośliwością wyróżnia się Łotr Jesiotr w pieśniach Scytów, Uliczów i Pomorców nazywany również Łotrugą. Wyglądem przypomina zwykłe jesiotry, odróżnia się od nich jednakże swymi rozmiarami, dorównuje bowiem wielkością smokom i wielorybom. W jego paszczy srożą się kły nadzwyczaj okazałe, władne przeciąć najgrubszy pancerz. Ryba ta wielce jest chytra i rozkosz znajduje w zatapianiu korabi. Uderzenia ogona Łotrugi niecą iskry. Łotr Jesiotr żyje całymi eonami. Już w erze trzeciej przemierzał głębiny i toczył walki z morskim smokiem Morsenem – władcą podwodnego miasta Amonites. W erze czwartej kiedy na lądzie rozwijała się cywilizacja Zajęczan, walczył z wielkim rekinem Carcharisem. Łotr Jesiotr sam dla siebie jest sterem, żeglarzem i okrętem. Wciąż przybywa mu lat, lecz jego srogość nie maleje. Zna ludzką mowę i niczym Kościej wielkie znajduje upodobanie w porywaniu i więzieniu na dnie morza nadobnych panien’’ - Kosa Owinniczew ,,Animalistyka’’
Svanhilda
Rurykówna piszczała i podskakiwała z radości jak mała małpka
gdy ojciec obiecał jej wspólny wypad w miesiącu żniw do Kraju
Uliczów nad Morzem Ciemnym. Księżniczka niecierpliwie odliczała
dni do wyczekiwanej wyprawy i myślami już pluskała się wśród
ciepłych fal.
-
Będzie tak wspaniale, Tatusiu! - przymilała się do ojca. - Będę
pływała z małymi syrenkami i nazbieram ładnych muszelek i Tatuś
kupi mi sznur pereł z Propontydy, prawda? - przez cały czas
oczekiwania na wyjazd jedyna córka Ruryka i Świętomiry nie umiała
myśleć o niczym innym.
W
końcu gdy żeńcy zapuścili swe sierpy w zboże, ów dzień
wreszcie nastał. Ku wielkiej radości Svanhildy i dwunastoletniego
już Olega, kniaź Ruryk nakazał rabom spakować bagaże i załadować
je na wozy ciągnięte przez konie i woły, po czym wraz z żoną i
dziećmi udał się na słoneczne południe słynnym szlakiem ,,Put’
z Variagom w Greki’’.
Morze Ciemne zdawało się witać książęcą rodzinę rozkosznym
szumem białogrzywych fal i nagrzanym piaskiem.
-
Wołchwowie prawią, że w bardzo zamierzchłych czasach nim nastał
potop, znajdowało się tu Morze Smoły – objaśniał Ruryk swoim
dzieciom.
-
Czemu tak się nazywało? - spytał dociekliwie Oleg.
-
Ponoć zamiast wody znajdowała się w nim smoła; tak lepka i gęsta,
że nawet największe i najsilniejsze smoki wpadając w nią, były
skazane na śmierć. Potem jednak przyszedł potop i albo wypłukał
źródło smoły, albo też wgniótł je swoim ciężarem głęboko w
ziemię, dlatego też wody tego morza są teraz czarne jak skóra
nocnicy – Ruryk cierpliwie przekazywał swym pociechom wiedzę o
minionych erach jaką zdobył przysłuchując się dyskusjom bractwa
uczonych wołchwów.
Jednak
mała Svanhilda jakoś nie była zainteresowana naukowym wykładem.
Lalki i zabawy na świeżym powietrzu zawsze pociągały ją bardziej
niż zgłębianie tajemnic wszechświata. Pośpiesznie przebrała się
w różową przepaskę na biodrach i gdy tylko panna służebna
namaściła ją oliwą z Attyki, mała księżniczka ze śmiechem
pobiegła do wody. Pluskając się wśród fal przypominała małą
rusałkę. Svanhilda pływała z wdziękiem małej foczki. Niebawem
jednak jej beztroski śmiech zamienił się w pełen przerażenia
krzyk. Oto para wielkich kleszczy zacisnęła się na jej ciałku nie
naruszając skóry, po czym wciągnęła ją w głąb morza.
-
Ratujcie moją księżniczkę! - zawołał Ruryk.
Oleg
nie czekając na innych porwał w dłoń trójząb przeznaczony do
łowienia ryb na wieczerzę, po czym pędząc przed siebie zanurkował
w największej głębinie. Skoczył z pluskiem rozbryzgując wodę na
wszystkie strony, a gdy tafla zamknęła się nad jego głową,
księżna Świętomira płacząc wtuliła się w męża.
-
Najpierw straciliśmy córkę, a teraz syna – szlochała księżna.
-
Nie wiadomo czy na pewno straciliśmy – Ruryk usiłował pocieszyć
żonę. - Jak mawiał nasz jurodiwy Jarzec: ,,Zawsze
jest nadzieja’’.
Tymczasem
księżniczka Svanhilda zdążyła spostrzec, że pochwycił ją
ogromny ,,car
– krab’’
o lśniącym, jakby naoliwionym pancerzu barwy rdzy, po czym straciła
przytomność. Krab z wolna opadał na dno, a im w większą głębinę
się zapuszczał tym było ciemniej i zimniej. Wreszcie jego odnóża
stanęły pewnie na piaszczystym dnie.
-
O Wielki Przedwieczny Carze Morskich Otchłani! - zapiszczał
czołobitnie krab. - Składam ci jako żertwę tę oto dzieweczkę…
- krab ćwierkał jak najęty, podczas gdy w gęstwinie czarnych
wodorostów rozbłysnęły ślepia podobne do złotych gwiazd i
wypłynął z niej prastary jesiotr przewyższający wielkością
najbardziej okazałe korabie.
-
Sława ci, Łotrze – Jesiotrze! - zapiszczał krab i przestraszony
zaczął cofać się do tyłu.
-
Dobrze się spisałeś, mój rabie – Łotr – Jesiotr pochwalił
kraba, po czym szybko niczym myśl schwycił go długim pyskiem i
zmiażdżył straszliwymi zębami.
Svanhilda
na ten widok krzyknęła przerażona.
-
Nie zjem ciebie, dzieweczko – przemówił do niej Łotr –
Jesiotr. - Zostaniesz moją żoną; królową Morza Ciemnego. Z twego
łona wyjdą zastępy mocarnych Zitoronów; rybich rycerzy, którzy
podbiją świat!
-
Nie, nie chcę! - płakała księżniczka Svanhilda. - Jestem jeszcze
za młoda na swaćbę i tęsknię za rodzicami!
-
A znasz przysłowie: dzieci nie ryby, głosu nie mają? - zakpił
Łotr – Jesiotr. - Jestem morskim carem, którego potęga dorównuje
potędze Juraty. Mnie się nie odmawia, smarkulo, bo jak będziesz
dla mnie oziębła, to cię bez żalu schrupię jak tego raba –
kraba!
-
Mój brat, Oleg, który ubił wilkołaka Dlakosława przybędzie tu i
pomści mnie, a nawet gdybyś go uśmiercił, ty stara jak świat
beczko kawioru, to wiedz, że mój tatuś, Ruryk, który jest
kniaziem Słowian i Waregów pochwyci cię w żelazne sieci i
rozłupie twój brzydki łeb toporem! - na te słowa Łotr –
Jesiotr zaśmiał się gromko, aż zakołysały się korabie płynące
po Morzu Ciemnym.
-
Ale jesteś pyskata, mała księżniczko i zupełnie nie doceniasz
mojej potęgi. Ja, Łotruga – car w ubiegłych eonach zagryzałem i
pożerałem smoka Morsena, rekina Carcharisa, a nawet wężowego
wieloryba Bazyla Okeańskiego, a miałbym zląc się jakichś tam
ludzi, którzy w skali całej Ziemi istnieją od tak niedawna i żyją
krótko niczym jętki? - Svanhilda płakała, a jej łzy zamieniały
się w perły. - Porzuć wszelką nadzieję, księżniczko i bądź
moją oblubienicą. Jestem tu taki samotny, a jedynym uczuciem jakim
darzą mnie inne istoty jest strach.
Tymczasem
Oleg, który od najmłodszych lat pływał jak ryba, nieustraszenie
pogrążał się w mrocznej i zimnej głębinie. Był już głęboko
kiedy ujrzał trytona i sześć syren, których oczy świeciły jak
klejnoty. Chciał płynąć dalej, lecz syreny otoczyły go swymi
srebrzystymi ramionami. Przebiły jego uszy złotymi kolczykami,
dzięki czemu wzrok mu się wyostrzył tak dalece, że chłopiec mógł
teraz widzieć w najciemniejszej topieli. Z kolei do pępka Olega
syrena o włosach barwy miedzi włożyła złote ziarenko, które
wnet zapuściło korzenie w jego ciele. Sprawiło to mu straszny ból,
ale też zwielokrotniło jego siły, tak że teraz mógłby smoka
rozerwać na kawały, gdyby jakiś stanął mu na drodze.
Łotr
– Jesiotr przygniótł Svanhildę do piaszczystego dna końcem
swego spiczastego pyska i tak przy tym mówił.
-
Żadne ze stworzeń, nawet Enkowie ni sam Agej nie wyrwą cię z
mojej potęgi!
-
Litości! - łkała Svanhilda. - Pozwól mi zaczerpnąć tchu na
powierzchni, bo zaraz się utopię! - jednak bezlitosny rybi władca
był głuchy na jej błagania.
Oleg
szybko odnalazł Łotra – Jesiotra. Odwrócił jego uwagę od
swojej siostry bębniąc bosymi stopami po olbrzymim łbie ryby.
-
I po co się tu pchałeś, ty… przynęto dla ryb? - parsknął
gniewnie Łotr – Jesiotr.
-
Przyszedłem odzyskać moją siostrę – oznajmił Oleg. - Bez niej
nie odejdę!
-
Głupi robaku! - warknął Łotr – Jesiotr i z rozdziawianą
paszczą ruszył w jego kierunku.
Oleg
zwinnie uchylił się przed kłapiącymi szczękami i stanął pewnie
na mulistym dnie. Korzystając z wyostrzonego wzroku wymierzył
trójząb w biały brzuch Łotra – Jesiotra, a następnie z całej
siły zatopił go niemal w całości w trzewiach potwornej ryby.
Ciałem Łotrugi wstrząsnął potężny spazm bólu, którego
reperkusje stanowiły morskie bałwany szalejące na powierzchni.
Łotr – Jesiotr bił zapamiętale ogonem wokół siebie, aż
potłukł w drobny mak swój kryształowy pałac ukryty z zagajniku
czarnych wodorostów. Wówczas Morze Ciemne rozświetliły miriady
kolorowych świateł płynących ku powierzchni. Były to dusze
więźniarek Łotra – Jesiotra; porywanych na przestrzeni dziejów
i zamykanych na klucz w kryształowym pałacu księżniczek
słowiańskich, scytyjskich, sarmackich, amazońskich, hetyckich,
kolchidzkich, trackich, dackich, greckich i bizantyjskich, które
teraz odzyskały wolność. Łotr – Jesiotr, który całymi eonami
siał śmierć w morskich odmętach, teraz sam stanął przed
pośmiertnym sądem cara Welesa w Nawi. Oleg nie tracąc ani chwili,
chwycił za rękę Svanhildę i począł płynąć ku powierzchni.
Dzieciom droga ku ocaleniu wydawała się wiecznością, w końcu
jednak znów stanęły na plaży.
-
Synu… - mamrotał pijany ze szczęścia Ruryk – dokonałeś czynu większego niż ongiś Sadko. Twój trójząb umieszczę w herbie
Roxu na pamiątkę twojego męstwa!
-
Moja kochana córeczka! - księżna Świętomira szlochała z
radości, całując Svanhildę jakby chciała ją rozgrzać.
-
Mój brat jest największym bohaterem! - rzekła z przekonaniem
uratowana księżniczka przytulając się do matki. CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz