,,Dawno, dawno temu żył w Peru sześciolatek imieniem Jose. Miał on okrutnego i niedobrego dziadka imieniem Manuel. Dziadek pijał dużo mocnego wina w miejscowej gospodzie, ale to mu wcale nie poprawiało nastroju! Wręcz przeciwnie, stawał się agresywny i potrafił zachowywać się naprawdę nieprzyjemnie. (Poza tym śmierdziały mu nogi, ale to szczegół drugorzędny).
Pewnej nocy dziadek Manuel przywlókł się z gospody do domu wściekły jak nie wiem co.
- Jestem potwornie wściekły! - wrzasnął.
- Dddlaczego? - spytał Jose.
Dziadek zmarszczył czoło i jego ohydna twarz skrzywiła się z obrzydzeniem... tak jakby ktoś podetknął mu pod nos te jego śmierdzące nogi.
- Nie zadawaj głupich pytań! - ryknął. - Och, jak mnie boli w piersi! - jęknął.
Oczy wyszły staruchowi na wierzch, kolana się pod nim ugięły, język mu spuchł, jego stopy zaczęły cuchnąć i padł, prosto na swoją obrzydliwą twarz, i do tego martwy!
- Ach, co za strata! - jęknęli mieszkańcy wioski zgromadzeni na ulicy.
- Hura! - radowali się, kiedy znaleźli się już we własnych domach.
Ale tylko do chwili, gdy dowiedzieli się o dziwnym testamencie zmarłego. Babcia Consuela przeczytała ją małemu Jose (który przypuszczalnie był za mały, żeby czytać).
'Ja, Manuel, nakazuję, by po mojej śmierci zrobiono co następuje:
1. Pogrzeb musi się odbyć po północy.
2. Moja trumna ma pozostać otwarta.
3. Musi być dość krzeseł dla wszystkich, którzy chcą przyjść na pogrzeb.
4. Mojego ciała nie wolno zanieść do kościoła, a na pogrzebie nie może być obecny ksiądz'.
Babcia Consuela zadrżała, a Jose cały się zatrząsł.
- Czuję w tym smród ognia piekielnego! - jęknęła kobieta.
- A ja myślałem, że to jego nogi tak cuchną - westchnął chłopiec.
Pokój, w którym stała trumna, wypełniał straszliwy odór. Nikt z mieszkańców wioski nie przyszedł pożegnać zmarłego - trudno się zresztą dziwić.
O północy zaczął bić dzwon jakiegoś odległego kościoła. W drżącym od ciszy powietrzu do pokoju wkroczył czarny kot. Miał oczy tak czerwone jak piekielne ogniki. Za nim wszedł drugi kot, potem trzeci i następne. Wkrótce już każde krzesło w pokoju było zajęte przez czarnego kota o czerwonych ślepiach.
- Czarne koty przysyła sam diabeł - szepnęła babcia Consuela.
- Po co? - spytał Jose.
- Po duszę zmarłego - zachrypiała.
[...] jeden z kotów zaczął zawodzić i wkrótce dołączyły do niego pozostałe, tworząc prawdziwie kocią muzykę, która przypominała naukę gry na skrzypcach w szkole.
Świece zamigotały, a trumna lekko zaskrzypiała. Dziadek Manuel usiadł. Jego oczy były martwe tak jak zawsze, ale ciało się poruszało. Nad krawędzią trumny zawisła jedna śmierdząca stopa, potem druga i wkrótce trup stanął na sztywnych nogach.
Czarne koty wyszły z pokoju z uniesionymi prosto w górę ogonami, a za nimi, powłócząc nogami ruszył trup.
- Dokąd dziadek Manuel idzie? - dopytywał się Jose.
Babcia Consuela przygryzła sobie kłykcie i wymamrotała:
- Był złym człowiekiem za życia, więc za karę nie zazna spokoju po śmierci. Diabeł uczynił z niego condenando, to znaczy, że musi krążyć już na zawsze po ziemi, nie mogąc ani zasnąć, ani odpocząć! (...).
- Ojej! To okropne! - jęknął Jose.
W tym momencie babcia Consuela pogroziła chłopcu kościstym palcem. I tobie też może się coś takiego przytrafić, jeśli będziesz niedobry dla swego starszego brata (albo siostry). Przyjdą po ciebie czarne koty!'' - Terry Deary ,,Strrraszna historia. Ci niewiarygodni Inkowie''.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz