- ,,Ruta od tego czasu nie
była już tą samą osobą co przed wyprawą do Azji. Żadne istoty
z Kury, Araxu, Hindukušu,
Al - Baktaru i Białopola nie towarzyszyły jej w drodze do Sinea,
ani tam nie zginęły, ani nie przybyły zabijać dzieci. Tyran był
zły, wojna była zła, wielu wojowników dobrych, a cała historia
od początku do końca była snem. Ruta nie zdążyła się niczego
dowiedzieć o miejscowym władcy. Teraz wędrowała do Bharacji.
Sineański król faktycznie był tyranem; obecnie z dwoma synami
przebywał na archipelagu na Oceanie Największym zamieszkanym przez
plemię Jomonów. Była to wizyta dyplomatyczna - na obiad podano
pewną rybę, cenioną na tym archipelagu. Spożywanie jej jest
niebezpieczne, zawiera bowiem w sobie jad niczym brzana podczas
tarła, lecz jest trująca przez całe życie. Rybę taką trzeba
umiejętnie przyrządzić; obrać z woreczka z jadem. Jednak
sineański król zatruł się tym daniem, on i jego synowie. Umarli w
kraju Jomonów i tam zostali pochowani. Po pewnym czasie, królowa
nad Żółtą Holanką złorzyła hołd państwu Tygrys i z Bharacji
przysłano kobrę, która uśmierciła regenta. Następnie poślubiła
wodza znad Niebieskiej Rzeki Białych Delfinów i w Sinea zapanowała
nowa dynastia, której obecny król jest oczywiście 'dusza -
człowiek', strach myśleć, jaki będzie ostatni!
Rutę
niósł na grzbiecie Arvot Baldas, a ponieważ był wieczór,
podróżni rozłożyli się pod drzewem o słodkich owocach podobnych
do wiśni. Jest to drzewo sineańskie i nie ma go u nas. Z jej oczu
biła turkusowa poświata, gdy wsparwszy brodę na dłoni, rozmyślała
o przeszłości. Pochodziła z Bliskiego Zachodu, znad Lebany.
Urodziła się w ludzkiej rodzinie i swoje imię zawdzięcza kolorowi
włosów, czerwonemu, czyli ,,rutyjemu". Gdy czerpała wodę
dostrzegł ją herszt rozbójników, rekrutujących się z leśnych
ludzi. Spodobała się mu; porwał ją i złupił jej osadę. Ruta
została jego niewolnicą. Bił ją, kopał i wyzywał, gwałcił i
naciął nożem znak własności na szyi. Gdy poczęła, pobił ją
tak, że poroniła. Wtedy uciekła odeń i spotkała Tatrę. Razem
wyleczyły i oswoiły wodnego niedźwiedzia Arvota Baldasa. Gdy
nadszedł jej ciemiężca wraz z bandą, Ruta była już topielicą i
wraz z nowym przyjacielem krwawo się zemściła. Mokosza zażyczyła
sobie, aby Ruta udała się do Irlandii, aby tam kształcić się na
rusałkę w specjalnej szkole. Jednak na miejscu wybuchła wojna i
przysporzyła wiele cierpień niewinnym ludziom. Ona zaś przerwałą
naukę i zabiła Kościejowskiego lennika króla Übrana,
który ją wywołał. Lud nadał jej imię 'Morrigan'. Wtedy
postanowiła, że celem jej życia będzie zabijanie tyranów. Udała
się do Nürtu,
gdzie zastała podobne nieszczęście. Zabiła króla Nurtusa V,
zakończyła wojnę i otrzymała imię 'Hell'. Towarzyszący jej Ovov
Tęczookinson został nazwany 'Fenrirem'. Na wyspie Svalbard, Arvot
Baldas skompletował kompanię trzech białych niedźwiedzi.
Stronnicy Nurtusa V, lennika Kościeja pochwycili ja i Arvota
Baldasa, gdy Ovov udał się po Tatrę. Wszyscu czterej spotkali się
w kopalni gwiezdników, potem zaś król Ixovodrav udzielił im azylu
na Księżycu. Ruta i Arvot Baldas walczyli na lodach Mamiru w Burus,
a po zwycięstwie nad Kościejem, zamieszkali na Wolinie. Rusałka
oczyściła się z przelanej krwi i rozpoczęła służbę w chramie
Świętowita. Gdy modliła się w gaju, przybył pewien weteran z
Mamir. Widział Rutę, lecz ona nie widziała jego. Rozebrał się do
naga i skradał się do niej. W kulminacyjnym momencie schwycił jej
czerwone włosy, a wtem na jej krzyk przyleciał jak z procy Arvot
Baldas, a rozpustnik odskoczył przestraszony. Przybiegł też stary
kapłan, który przyjął Rutę i wszyscy troje byli oburzeni.
-
Kim jesteś, że usiłowałeś popełnić świętokradztwo? - pytał
sługa Enka.
-
Jestem kim jestem i chodzę swoimi drogami - buńczucznie odparł
bezwstydnik, - a spróbujcie mnie zabić, to mój król Kislav
najedzie Aplan, a moje imię jest - książe orski Wieńczesław,
witeź z Mamir! - zakrył wstyd czarną opaską.
-
Won! - ryknął Arvot Baldas i popędził za księciem, tak, że ten
mógł ubrać się dopiero po opuszczeniu przyległości świątyni.
Ruta
bardzo cierpiała z jego powodu i znienawidziła go. On zaś rozpalił
w swoim sercu pożądanie, gotowe obrócić wszystko w niwecz, aby
móc odebrać jej dziewictwo. Po powrocie Kościeja, Ruta opuściła
Wolin, aby bronić Ciebie i Lecha. W Niście kazała Arvotowi
Baldasowi uśmiercić Wieńczesława, lecz przez pomyłkę zginął
książe Kylnem z Małego Młyna i Ixmarg. Z jej ręki poległo wielu
rezunów. Na jeziorze Lykayuk poczęła służyć Zimie.
Uczestniczyła w ataku Lecha III na obóz Mięsojada na lodach
jeziora Tormaytanus; od zimowych rusałek nauczyła się przybierać
postać płomyka, a potem spaliła żywcem Kościejowskiego wodza.
Wasza Matka mówiła jej 'Miłosierdzie jest najważniejsze', a Ruta,
że to Sprawiedliwość jest najważniejsza. Ty, Tatro mówiłaś, że
Sprawiedliwość bez Miłosierdzia nie jest naprawdę
sprawiedliwością. A przecież Ruta nie miała złego serca! Służąc
Zimie uratowała chora dziewczynkę przed spaleniem w piecu i nie
zabiła nie narodzonego dziecka, które miało wyrosnąć na
mordercę. We śnie mówiła jego matce, aby kochała jego święte
życie i wychowując zapobiegła przepowiedni, bo nic co się rodzi,
nie jest złe samo w sobie. Nastał pokój, a za sprawą Evoliusza
znów wybuchła wojna. Ruta znów zabijała Orów - rezunów i
wojowników presmańskich, oraz ukrywała się wraz z wami. Po
śmierci Kościeja nie potrafiła już żyć w pokoju. Przez te lata
przelała dużo krwi i na Wolinie nie przyjęto jej ponownie. Nie
wiedząc co z soba zrobić, udała się do Azji, a zaszła aż do
Sinea, gdzie zaskoczył ją ten sen. Czemu to wszystko opowiadam? -
przerwał Sirrah. - Pewnie uważacie mnie za nudziarza"?
-
Skąd - zaprzeczyła Tatra, a zaprzeczyła uczciwie.
-
,,No, to kontynuuję. Wokół wałęsały się cyjony, a Ruta wciąż
gapiła się w ogień. Płomienie igrały przed jej oczami, a
wyobraźnia pluskała się w morzu krwi.
Herszt
rozbójników: Arvot Baldas utrącił mu
głowę uderzeniem łapy. Na trawie leżał trup z wytoczoną krwią
i mózgiem.
Król
Irlandii Übran:
ucztował w namiocie nad jeziorem, gdy Ruta - Morrigan wjechała na
grzbiecie Arvota Baldasa i zasztyletowała go. W oczach miał
przerażenie, w ustach mięso głuszca, jego żona w wielkim
przerażeniu chwyciła dziecko i wybiegła ze zwalonego namiotu
krzycząc. Zabójczyni oszczędziła jej życie i udzieliła azylu w
swoim pokoju w szkole dla topielic. Odwiązała białego rumaka i na
jego grzbiecie z zieloną gałązką w dłoni pojechała w kierunku
swej szkoły. W Kościejowskim, irlandzkim garnizonie wybuchł bunt,
bo król miał wielu następców i rywali. Przeciwnicy Kościeja
odnieśli dzięki temu zwycięstwo, a lud wyspy krzycząc
'Morrigan'! całował trawę, po której szedł jej koń i Arvot
Baldas. Wiele koleżanek chciałoby być na jej miejscu. Mistrzyni
szkoły odbyła z Rutą długą rozmowę; ta dowiedziawszy się, że
wojna trwa w kraju Nürt,
postanowiła opuścić Irlandię i udać się tam. Gdy zostawiała za
sobą wyspę, wiele było rozdzielonych rodzin, kalek, kurhanów,
rannych, był głód i zaraza, wiele domostw było zrujnowanych.
Król
Nürtu
Nurtus V: każdemu wziętemu do niewoli
ucinał język, pozbawiał oczu i wypuszczał. Ovov Tęczookinson -
'Fenrir' nakierował Rutę do jego wykutego w wapieniu zamku. Zabrała
ze sobą gliniany gąsior napełniony kamieniami, kośćmi i wodą.
Zaszpuntowała otwór mchem i smołą. Ovov przekupił pilnujące
trolle dwoma beczkami śledzi i doszło do spotkania Ruty z królem.
Pili piwo i wódkę, oraz rozmawiali. Gdy oszołomiony trunkami
Nurtus rozkazał Rucie, aby oddała się mu, ta pochwyciła gąsior i
wybiegła do ogrodu. Tyran gonił ją, a ona hul! - do sadzawki.
Władca był wściekły i bardzo bluźnił Agejowi, a wtem z wody
wynurzyła się srebrzysta ręka. Ciężki gąsior trafił pijanego
krwiopijcę w głowę i w jednej chwili ją rozbił na drobne
szczątki. Towarzysze króla zlękli się, a gdy Ruta wyszła z
sadzawki padli na twarze i szeptali: 'Hell'! 'Kościejowi uczyniłabym
to samo, gdyby był śmiertelny'! - odparła wyniośle i razem z
Ovovem i Arvotem udała się na północ kraju, wędrójąc wśród
nieopisanej nędzy i ruiny.
Książe
Kylnem i Ixmarg: zabici przez Arvota Baldasa,
któremu Ruta poleciła usmiercić księcia Wieńczesława. Zawinięci
w namiot i uduszeni, więcej ich zwłok nie widziano.
Mięsojad:
paląc go żywcem, zagłuszała sumienie odwołując się do
bolesnych przeżyć Tatry z jego udziałem.
Tak
wyglądało jej droga życia: tyranobójstwo, tyranobójstwo i
jeszcze raz tyranobójstwo. Czy była szczęśłiwa? Początkowo
chciała w ten sposób wymierzać sprawiedliwość uciśnionym ludom.
Aby być Wyzwolicielką, skosztowała zatruty owoc; jabłko, którego
sok był opium. Im dłużej jadła, tym owoc coraz bardziej panował
nad nią. Gdy brała go do ręki, chciała zwalczać okrucieństwo;
im dłużej jadła, tym bardziej stawała się jak ci co polegli z
jej ręki. Arvot Baldas zauważył, że w Al - Baktar z przyjemnością
oglądała sceny kamienowania, ucinania rąk i nóg i zakopywania w
ziemi. 'Nie chcę, abyś miała serce Kościeja' - wyznał jej raz.
Wróciła do rzeczywistości. Cyjon i borsuk obwąchały ją po czym
poszły sobie. Gdy przymknęła oczy ujrzała Mar - Zannę. Była
blada i smutna, miała wieniec z chryzantemy, złote kolczyki w
uszach i nosie, długie, czarne włosy, a jej odzieniem był kir. Nad
głową unosiła się korona z płomieni, a kredowe palce, jakby
utoczone ze śniegu, trzymały lodowy oścień. Armia rezunów,
królowie Irlandii i Nürtu,
Mięsojad, Ixmarg i Kylnem z Małego Młyna stali obok, wytykali Rutę
palcem i szydzili: 'Zakosztuj Ościenia! On czyni nas równymi. A ta,
co go trzyma, to nasza MAĆ'! 'Agej'... - szepnęła Ruta i zmora
zniknęła. Potem przyszedł Wieńczesław, zabity przez południcę,
krwawił i był odziany w płaszcz w barwach krwi i ziemi. 'Masz
krwawe włosy i suknię z kiru, a ja jestem król Czerwono - Czarny.
O, krwi! Ileśmy jej przelali'! - pokręcił głową, ucałował jej
dłoń i stopę, po czym zniknął. 'Dość'! - krzyknęła Ruta, a
wtem ujrzała w gałęziach białą sukienkę. Ubrała ją, a czarną
spaliła w ognisku. Arvot Baldas się obudził i widząc ubraną na
biało przyjaciółkę, spytał:
-
Co teraz będziesz robić?
Rozdział
XVII (opowieść Sirraha)
- ,,Imalain to ogromne i
wysokie góry, przy których Montania, mogłaby się zdawać zaledwie
nizinnym poletkiem. Są położone między Sinea i wyżyną Ibetain
na północy, a Bharacją na południu. Nad całym Imalainem wznosi
się Góra Aradvi - Sura - Aredvi - miejscowego odpowiednika Mokoszy,
a wierch ów jest wyższy niż Risina i Gerlach w Montanii i Monta
Vakilis - Gracilis w Alpenlandzie. Jest to udzielne księstwo, a
ostatnio syn księcia, Sarmein pojął za żonę Bharatyjkę znad
rzeki Gangos, która wszystkich zadzwiwia i budzi zgorszenie, na
przykład niechęcią do ubrań - wygłasza mowy, w których
porównuje niewolę do obuwia i innego przyodziewku. Jednak
najbardziej niezwykłe są tu istoty zwane 'ludźmi śniegu'
(cidianen ov vakilidis), 'mirka', albo 'varibus'. Ci, o których
opowiem, widzieli wiele śladów tych stworzeń, odciśniętych w
śniegu, przypominających ogromne, ludzkie stopy. Varibusy mają
gęste, białe futra, chodzą na tylnych kończynach, nie mają
ogonów, w sumie posiadają dwadzieścia paliców, a ich głowy są
trochę jak moja, ale większe. Są w zasadzie roślinożerne, ale
uzupełniają żer mięsem nawet wielkich zwierząt jak dzikie bydło
z Imalain. Pewnie zauważyłaś, że przypominają trolle? Otóż w
erze dziewiątej, część trolli z Nürtu
poniosła klęskę w starciu z ojcowskimi wodnikami i z Arkturem.
Część jednak przekroczyła Roxyzor i pomaszerowała na stolicę
królowej Tuvy. Ta jednak nie dała sobie w kaszę dmuchać i odparła
atak, z czego wiele trolli zginęło z jej ręki. Ścigała
najezdników, aż do Al - Baktar, gdzie byli zabijani przez ludzi
wielbłądogłowych. Tuva z ich pomocą osaczyła niedobitków w
górach Hindukuš.
Oddali broń sojusznikom królowej i błagali o darowanie życia. Ta
zgodziła się, a trolle osiedliły się w Imalainie; od tego czasu
futra musiały im zbieleć! Tuva tłumaczyła swojej córce,
królewnie Mordvie, że 'miłosierdzie jest podstawą świata i bez
niego wszyscy bylibyśmy Čortami'.
Inną ciekawostką jest to, że kiedy światem trzęsły smoki, było
tu morze - ci co znajdują w górach morskie muszle, nazywają
Imalain - 'Górami Pomorskimi'.
*
Przed oczyma Lecha III, Ruty, Rutego, Arvota Baldasa i
Kellu, na środku przełęczy leżał dziwny zwierz. Przypominał
tygrysa, lecz był mniejszy, bardzo puszysty, a jego futro było
jasnoszare w czarne cętki. Zwierzę takie, żyjące również w
górach Altayana nazywa się 'irbis'. Może pamiętacie jak Szyłka i
Nerka zamieniały się między innymi w irbisy, aby wypróbować
miłość Uzy?
-
Oby się na nas nie rzucił - szepnął Lech III, a Arvot Baldas
uspokajał Rutę odwróceniem w jej stronę łba.
-
Nie obawiajcie się mnie - irbis przemówił nagle ludzkim głosem. -
Mówicie o mnie jak o kocurze, a przecież jestem kotką. Moje imię
Yrbos, a wasze - oprócz tej damy z niedźwiedziem - zna już pół
Azji. Otóż jestem służebnicą króla Bengalii i królowej Anej
Arztein i przeprowadzę was przez Imalain do Bharacji.
-
Dziękujemy serdecznie. Jeśli chodzi o moje imię to jestem Ruta, a
to Arvot Baldas - rusałka przedstawiła siebie i wierzchowego
niedźwiedzia.
-
A czy możesz, Yrbos, złorzyć przysięgę, że nas nie zjesz? -
poprosił Lech III.
-
No, nie - oburzyła się kocica - ja nie potrzebuję składać
przysięgi, bo raz już zabiłam człowieka i wiem, że przyniosło
mi to całe szczyty goryczy; ciężkiej, bo w pełni zasłużonej.
Posłuchajcie - Ruta oparła się o miśka, a pozostali usiedli na
trawie. Yrbos, delikatnie falując ogonem, zaczęła snuć dziwną
opowieść... - Kiedyś byłam jedną z najpiękniejszych kobiet w
Imalainie. Mieszkałam w górskiej chacie, a obok moja sąsiadka.
Obie byłyśmy samotne. Ją kochały zwierzęta i ludzie, ja
gardziłam tymi górami, a moją jedyną pasją była magia. Raz,
medytując, spotkałam ducha, który obiecał mi służyć. Zgodziłam
się. Był bardzo potężny - dzięki niemu mogłam rzucać zaklęcia,
kontrolować bicie serca, latać, ale najbardziej lubiłam zamieniać
się w zwierzęta.
-
U nas w Aplanie, znalazłoby się dla ciebie miejsce na Plastrze
Kovaty, albo na Monta Lysarayatis (Łysej Górze), może w Montanii,
albo w Górach Biesów i Čadów
- przerwał Lech III wymieniając miejsca sabatów, ale Yrbos nie
przestała opowiadać.
-
Mimo wielkiego kunsztu w magii, wciąż byłam bardzo samotna.
Tymczasem do Imalain przybył bharacki książe szukający żony. Był
przystojny, tyle, że miał zamiast nóg - węże (jak będziemy na
miejscu, to nie takie dziwo - stwory spotkamy!). Nazywał się Induin
i rozbił namiot blisko naszych domów. W noc po przybyciu, wiedząc,
że nie mamy nawet braci, oświadczył się nam, chwalił naszą
urodę i porządek panujący w chatach, po czym obdarował sukniami i
klejnotami, a następnie, wprawiając nas w zdumienie, opuścił nas
i poszedł swoją drogą. Zastanawiałyśmy się co to może znaczyć.
Pod naszymi chatami ukazał się koń. Był biały i rżał żałośnie,
bo przygniótł go do ziemi zbyt ciężki ładunek. Wpierw ukazał
się pod moim oknem, lecz nie chciało mi się pomóc bydlęciu, a
nie było przy nim żadnego człowieka. Po jakimś czasie rżenie
ustało i koń zniknął. Nieoczekiwanie ukazał się pod oknem mojej
sąsiadki, a ta zdjęła mu ciężar i dała wody. Wtem koń zmienił
się w księcia Induina i 'żyli długo i szczęśliwie', chciałoby
się powiedzieć? Ja jednak, byłam bardzo zazdrosna i gdy moja
sąsiadka żegnała się z ukochanymi zwierzętami, zamieniłam się
w irbisa i położyłam kres jej życiu. Byłam zła, więc zaraz po
niej zagryzłam księcia Induina. Z zakrwawionym pyskiem, szczęśliwa
tarzałam się w trawie, ale gdy chciałam znów stać się kobietą,
już nie mogłam. Mój duch okazał się demonem, który wystawił
mnie do wiatru. Po jej śmierci białe puchatki z Sinea, jej
przyjaciele, ogłosiły żałobę i na jej znak smarowały się
popiołem i dlatego teraz są czarno - białe. Ludzie i varibusy
zajadle polowali, aby pomścić jej śmierć i wiele irbisów wówczas
niewinnie zginęło. Uciekłam do Bharacji gdzie poznałam Tygrysa
Uszatka i geparda (nie wiem, czy wiecie, co to gepard?) Akkona
Jubastina. Byli to słudzy Bengalii. W rzece Gangos wypędzono ze
mnie złego ducha, a gdy król poznał mą historię, rozgniewał się
i chciał mnie zabić. Jednak królowa Anej Arztein wstawiła się za
mną i ocaliła mi życie. Jeśli nawet nie chcecie mnie zabić, to
pewnie macie ochotę napluć mi w pysk? - zakończyła z żałością
Yrbos.
-
Jeśli szczerze żałujesz, to nikt nie ma prawa cię zabijać, ani
upokarzać - odrzekła poważnie Ruta".
Rozdział
XVIII (opowieść Sirraha)
Wędrowcy, pod przewodnictwem
Yrbos przemierzali Imalain. Często byli goszczeni przez miejscowych
ludzi, którzy oswajali dzikie bydło. Częstowano ich nawet jego
różowym mlekiem. Przeszli u podnóża Góry Aredvijskiej, przeżyli
dwie lawiny, a Ruta zoastała zaatakowana przez ukrytego w skalnym
jarze smoka. Podczas zadymki, schronienie znaleźli w grocie rodu
Pradeškinów.
Był to stary ród niedźwiedzi z Imalain. Jego członkowie różnili
się od Arvota Baldasa czarnymi futrami z białą, półksiężycowatą
plamą na szyi. Wierzcowiec Ruty opowiadał o swoich przygodach, a
nawet został przyjęty do rodu jako Arvot III Pradeškin
- Baldas, bowiem spodobał się jego głowie. Niedźwiedziom tym
służyła dziwna istota. Gdy wszyscy wyjadali miód z plastrów,
oraz owoce morwy, po puste talerze przybył człekokształtny stwór.
Był wielki i biały oraz kudłaty. Na ramieniu trzymał czerwoną,
jedwabną tkaninę i milcząc zabrał naczynia.
-
To jeden z varibusów - mówił stary Pradeškin
- nasz sługa.
Małpolud
już miał zniknąć za przepierzeniem, gdy wtem naczynia z
sineańskiej porcelany spadły na podłogę i rozbiły się. Lokaj,
susem, znalazł się przy stole i za luźną skórę na karku trzymał
wystraszoną Yrbos.
-
Zostaw naszego gościa! - ozwał się stary Bharat Pradeškin.
-
A pamiętasz, panie, jak niegdyś polowaliśmy na tego irbisa co
zabił niewinną dziewczynę, która była dla nas dobra? - zapytał
varibus. - Długo nie mogliśmy go wytropić, lecz teraz wiem, że
ona jest ową morderczynią! - Yrbos skamieniała ze strachu, a
człowiek śniegu schwycił ją jeszcze mocniej za kark i zagroził.
- Pozwólcie zacni goście, że ją uśmiercę, a kto podejdzie
bliżej, tylko przyspieszy zgon; swój i jej! - mówiąc to odpędził
nogą Arvota Baldasa.
Jakby
było mało różnych dziwnych przeżyć tego dnia, w jaskini
niedźwiedzi ukazała się postać kobieca, na widok której wszyscy
oniemieli.
-
Przecież zostałaś zamordowanam pani! - wykrzyknął niedoszły
mściciel i wypuścił Yrbos z łapy.
-
To prawda - potwierdziła zjawa - ale moja dusza żyje i jest
szczęśliwa. Proszę was, nie zabijajcie jej, już przebaczyłam w
chwili, gdy mnie zabijała, a wiem, że Yrbos szczerze żałuje.
Jeśli mnie kochacie, nie róbcie jej krzywdy - morderczyni padła na
pysk przed swą ofiarą i ryczała ze szczęścia, lecz ona zniknęła.
Gdy
tylko zadymka dobiegła kresu, goście pożegnali gospodarzy i udali
się w dalszą drogę. Pewnego dnia, ostatni szczyt Imalainu mieli
już za sobą i sycili oczy bujną zielenią lasów Bharacji. Czy
jesteście ciekawi, jak opowiadał to Sirrah królowej Tatrze i jej
dzieciom?
-
,,Bharacja to ogromny kraj, oddzielony od Sinea księstwem Imalain,
położony na półwyspie wcinającym się w Ocean Wyrajski. Jest to
kraj lasów, stepów w prowincji Gata Okidentalnaya, rzek Gangos,
Induinus, znad której pochodził książę Induin i Vramy, oraz
wielu zwierząt. Ich królami są: Bengala i Anej Arztein -
sprawujący rząd nad państwem Tygrys, Mučalinda
i Kalila - dobry i zły król gadów i płazów, Hanuman - sprytny
książę małp; to są ci główni. Żyją tam tygrysy, i lwy i
lewarty. Gepardy, mantrykony i leofontony. Smoki, słonie,
bazyliszki, nosorożce, jednorożce, gazele, gryfy, cyjony, wilki i
szakale. Barwne ryby, ptaki i motyle, oraz ogromne węże. Kameleony,
małpy, bawoły, tury, w rzece Gangos zaś gady podobne do tych z
Nilus, ale o tak wąskich pyskach, że mogą jeść tylko ryby.
Piękne i małe bażanty, oraz grzebiące ptactwo, z purpurowymi
grzebieniami na głowach, albo z wielkimi ogonami, których nawet nie
można sobie wyobrazić. Czterorogie antylopy, gekony, dziki,
malutkie dzikie świnki, borsuki z Sinea, niedźwiedzie - brunatne i
czarne, a do tego (możecie się śmiać!) - mrówki tak duże jak
ludzie. Moglibyśmy osiwieć, gdybym opowiadał tylko o zwierzynie.
Ludzi jest tam dużo, a ich główne miasto to Mohenedżo Daro.
Oprócz ludzi mieszkają tu różne rozumne stwory, jak podobne do
naszych joldyjskich Kynokefale z Andamanów, rusałki z drogimi
kamieniami między oczami, jeżdżące w rydwanach ciągniętych
przez jednorożce, Indowie - ludzie z wężami zamiast nóg, Akefale
- plemię bez głów (mają oni twarze na klatce piersiowej),
Cyjanopodzi - lud, w którym mają po jednej nodze, zakończonej
stopą większą od tułowia, która może służyć za ochronę
przed deszczem i Słońcem, oraz ludzie latający na uszach. Już w
erze siódmej, albo wcześniej rządził tu ród tygrysów Arzteinów,
z którego pochodzi królowa Anej. Pierwsza wzmianka o owej krainie w
naszych legendach pochodzi z ery dziewiątej, kiedy, mieściła się
tu stolica królowej rusałek Bharatieny. Król Bengala jest
strażnikiem jej grobu. Ludzie pojawili się tu pod koniec ery
dziesiątej, przybywając z naszych stron. Za antenata mają
niejakiego Par - Ušana,
który założył Mohenedżo Daro i bardzo kochał zwierzęta.
*
- No, i góry za nami! - rzekła wesoło Ruta, gdy
przekroczyli Imalain.
-
Nieoczekiwanie oczom rusałki, Arvota Baldasa, Lecha III, Rutego i
Kellu ukazały się dwa dzikie koty. Leżały w pozie sfinksów na
trawie i patrzyły na przybyszów. Jednym z nich był tygrys, którego
trójkątne uszy były dłuższe od głowy. Jego towarzysz
przypominał lewarta, czyli panterę. Był chudy i długonogi, miał
małą głowę, płowe futro w czarne kropki, na pysku zaś dwa
czarne paski. O! Widać królowa ujrzała takie w Çatal
Höyük
i wie, że nazywają się one 'gepardy'. Ten na głowie miał barwny
pióropusz i ubrany był w srebrną kolczugę.
-
To są moi przyjaciele; Tygrys Uszatek i gepard Akko Jubastin. Razem
służymy królowi Bengalii i królowej Anej Arztein. A to są moi
nowi przyjaciele; Lech III - król Aplanu, Ruty - ksdiążę Orlandu,
Kellu Simi - Abö
z Oxlandu, Ruta i Arvot Baldas, ostatnio
usynowiony przez starego Bharata Pradeškina
- oznajmiła Yrbos.
-
Czy jesteś wężem? - uprzejmie zapytał Akko Jubastin.
-
Gotów! - mruknął Lech III.
-
Proszę się nie obrażać - włączyła się Yrbos. - Akko miał na
myśli Nagów. Są to takie istoty, które mają ludzkie głowy, a
resztę ciała jak węże, ale potrafią przybierać ludzką postać.
-
Nikt z nas nie jest Nagiem - odrzekł Lech III. - U nas w Europie,
nad rzekami Ner i Rinin żyje natomiast prastary lud Neurów. Mogą
oni przybierać postaci ludzkie i wiilcze, a nieoświeceni nazywają
ich 'wilkołakami'.
-
To bardzo ciekawe - odezwał się nagle Tygrys Uszatek. - W Bharacji
zato tygrysy, często zmieniają się w ludzi... - Pierwsze lody
zostały przełamane i wyprawę połączyła zgoda.
Zauważono,
że Tygrys Uszatek i Akko Jubastin odnoszą się do Yrbos z wielkim
szacunkiem. Tak więc teraz misja zbliża się do kulminacji".
Rozdział
XIX
Od przekroczenia Roxyzoru
minęło już kilka lat. W czasie opowiadanej historii, Tatra nie
tylko ich słuchała. Pełniła też obowiązki królowej Aplanu, a
do tych należało słuchanie zwiadowców. Ich wieści były
przerażające... Król wąpierzy Naraicarot I prowadził handel z
Aplanem - gromadził kopy ,,papierowej monety'', złota i srebra, za
ryby, miód, dziczyznę, drewno, smołę, owoce i zboże. Był
najbogatszym z wielu włądców Burus. Nie miał już do dyspozycji
Świniuli, jak jego bożek - Erydan. Te zostały przygarnięte przez
Welesa. Ponieważ Kłobuch rozgniewał Erydana, nie znalazł łaski u
Naraicarota - znalazł służbę u jakiegoś człowieka, dla którego
kradł. Na Łysej Górze i na Plastrze Kovaty, w czasie uroczystych
sabatów, upojone wódką czarownice wznosiły okrzyki: ,,Condiciert
alden Tatra ad Leien - roykova ad royek ov brudasnyj Aplan''!2
Jednak według relacji szpiegów z Żelaznego Zamku, wielkie pożary
zniszczyły wiele pól, sadów i ogrodów, a jednocześnie nasiliły
się ataki wąpierzy na ludzi. Strzygi podpalały domostwa, a
czarownice warzyły trujące i wybuchowe ciecze. Nocnice i południce
formowały oddziały zbrojne, a Wiły i dusiołki uśmiercały w
czasie snu. Łupem mamun, zwłaszcza w Puana, padało wiele dzieci.
Rozpleniły się w niespotykanej dotąd ilości smoki, leofontony,
szarańcza i ksykuny. Niczym czerwone pioruny, przez stepy Orlandu
przebiegały mantrykony, a za nimi galopowały Centaury z Valkanicy.
Ów ostrów, zdawało się, że wypluł w kierunku północnym różne
srogie hydry, Cyklopy, Harpie, Gorgony, Chimery, wielkie, kolczaste
ptaki ze Stimfalos, wielogłowe psy i sfinksy, a każda osada na
trasie ich marszu zostawała unicestwiona. U piaszczystych,
bursztynodajnych wybrzeży Burus zawitały tratwy ze stadami trolli z
Nürtu.
Król Rutysław omal nie zginął zaatakowany na dziedzińcu przez
brukołaka, a w sypialni królowej znaleziono cztery sysuny, które
zabito. W Çatal
Höyük
i u wybrzeży Teutmanii widziano olbrzymy znad Aspinu i z Ultima
Thule. Pogromy cywilów urządzały bandy zbójników z Montanii i
chąsiebnicy z Velehradu i Wolina. Pokój?
*
- Azen štirchliś
ov Tatra!3
- król wąpierzy i Locha wznieśli toast ludzką krwią z czaszki
niemowlęcia.
Znali
się od lat, w wielu mówiło o ich związku jako o ,,wielkiej
miłości". Niegdyś urodził się w pewnej rodzinie chłopiec z
otworem w plecach i ogonkiem. Został przygarnięty, ale jego wygląd
budził wstręt matki i starszego rodzeństwa. ,,To strzyga -
orzekła baba, będąca akuszerką - do Čortów
z tym"! Ojciec pobił żonę i myślał, że obcowała z jakimś
leśnym monstrum. Oboje wstydzili się syna, którego ukrywali przed
sąsiadami, rozpowiadając, ze dziecko urodziło się martwe. Tak
naprawdę, do szóstego roku życia, był przechowywany w komórce
pod podłogą. Razu pewnego, dziecko zdybał wąpierz. Ugryzł je i
zabrał ze sobą. Mały stał się wąpierzem; zniknął mu otwór w
plecach i ogon. Straszydło zostało jego ojczymem. Przybrany syn
otrzymał imię ,,Naraicarot" i znienawidził ludzi. W wieku
dwunastu lat został paziem na dworze króla Erydana, który stał
dlań wszystkim. Tam poznał Lochę. Spodobała mu się i palił
przed nią kadzidło, całował jej ręce, kolana i stopy. Nazywał
ją swoją perłą i zdobywał dla niej dzieci nowonarodzone, a nawet
powodował poronienia, aby zaopatrzyć ją w ulubiony przysmak każdej
mamuny. Locha oddawała mu się, bo bawiły ją te zaloty. On zaś
nienawidził siebie i usiłował kochać ją, aby zagłuszyć w sobie
wrogość do wszelkiego życia. Gdy wszedł do pewnego domostwa w
poszukiwaniu krwi, został ugodzony nożem w udo, czego omal nie
przypłacił śmiercią. Pozostałą mu wielka, czarna, mokra,
ropiejąca i galaretowata blizna, którą starannie ukrywał. Jednak
Locha widziała ją, gdy obcowali ze sobą i gdy chciał od niej
odejść zrażony jej rozwiązłością, straszyła go wyjawieniem
sekretu. Śmierć Erydana była dlań bolesna, a gdy Rykar uczynił
go królem wąpierzy, ślubował krwawą zemstę.
Muzykanci
i tancerze opuścili srebrno - platynową salę. W kryształowej
czaszce ukazywały się dziwne obrazy...
-
W montańskich jaskiniach zbójnicy magazynują zapasy żelaza,
świeżo wydobytego w Čortlandzie
- objaśniał król. - Po podboju Aplanu chciałbym zbudować
ogromne miasto - całe żelazne! - na te słowa, kryształ ukazał
ponury pejzaż wielkiego, szarego grodu, porośniętego wielkimi,
bezkształtnymi domami, a z ziemi nie sterczała najmniejsza nawet
roślinka. Miasto zdawało się być niemal bezkresne, a z brzegów
rzek i jezior zniknęły piasek i roślinność. Słońce zasłaniały
dymy unoszące się z pogorzelisk, a Morze Joldów zamieniło się w
rynsztok, o brzegach okutych żelazem. Na każdej z replik Żelaznego
Zamku widniały olbrzymie portrety Naraicarota I i Lochy.
-
Za nas! - oboje wznieśli tosat krwią, a tymczasem w kryształowej
czaszce ukazały się nowe obrazy...
W
rodzinnej Montanii królowa Tatra zdobyła twierdzę zbójników
Crinix, a jako łup wojenny przywiozła do Nistu zaczarowaną
ciupagę, zabijającą na życzenie posiadacza. Deneb ostrzegł ją,
ze ta broń zdobywa panowanie nad duszą i umysłem tego, kto nią
walczy, co prowadzi do samobójstwa - nieszczęśnik pozbawiwszy się
wszystkich bliskich, wydaje rozkaz ciupadze, aby go zabiła. Za radą
Enka, Tatra spaliła zdobycz. Gęste dymy kłębiły się nad Morzem
Smoły. Płynęły po nim statki środkowoazjatyckich olbrzymów,
flota królestwa Tmu - Tarakan, a nawet znaleźli się bharaccy
Nagowie. Mieszkańcy Puana spalili morze wraz ze wszystkimi
flotyllami. Te olbrzymy, które do Kraju Stepów maszerowały przez
Valkanicę, zrezygnowały z walki. Król Płanetników Ixlavok
przekupił je czterdziestoma ,,jajami płomienistymi" srebra i
platyny.
-
Zakręt - zaklnęła Locha, a kryształowa czaszka pokazała ostatnią
wizję...
*
Po ostatniej opowieści Sirraha, Antaxiena i jej rodzice
zamienili się w błędne ogniki i nie zważając na prośby Tatry,
by zostali w Niście, udali się na spoczynek na bagnach. Mała
rusałka opowiadała przed zaśnięciem o Przeroślu - Żyrwaku, aż
w postaci płomyczka zawisła z rodzicami na nocnym wietrze. Minęło
kilka dni, a Antaxiena bawiła się na bagnie z małymi łoszakami.
Nie było obawy, że matka je odrzuci, bo zwierzęta nie boją się
topielców. Wtem zwierzątka uciekły spłoszone, a dziewczynka stała
się ogieńkiem. Ujrzała jak z zarośli wynurzył się jakiś
człowiek. Widać było, że zgubił drogę. Ogień stał się
dzieckiem, które odezwało się do mężczyzny:
-
Jeśli pan się zgubił, to pomogę opuścić to miejsce. Jestem
Antaxiena, a moi rodzice są topielcami. A pan jak się nazywa? -
przedstwiła się uprzejmie.
-
E, e, e - ja tu tylko tak chodzę; jestem leśniczym - odpowiedział
zbity z tropu.
Wtem
zobaczył ognistooką postać kobiecą, która bezszelestnie
zeskoczyła z konaru.
-
W czym mogę panu pomóc? - zapytała matka Antaxieny.
-
E, ja tylko chciałbym wrócić do chaty - odparł leśnik, po czym
odwróciwszy się na pięcie odszedł.
Gdy
znalazł się na miejscu, jego chata została stratowana przez żubry,
a w dziurze, będącej niegdyś piwnicą, bieliły się kości
zaginionych dzieci. Nikt nie podejrzewał go o tą zbrodnię, on sam
zaś zwabiał dzieci do siebie, gwałcił je, zabijał i chował pod
ziemią. Poczuł zimno obsydianu na szyi trzymanego ręką Kuneteja,
syna Boruty, a obok na koniu siedziała Tatra. Zrozumiał. Jego
zbrodnie zostały odkryte. Wbito go na pal, a przed jego zwłokami,
rodzice Antaxieny zasłaniali oczy córki.
Rozdział
XX
,,Na Nist, na Nist, idziemy,
my o hultajskie syny"
-
niegdyś śpiewali zwolennicy uwolnionego Kościeja. Naraicarot I i
Locha spędzali przed kryształową czaszką długie godziny, w
przerwach popijając krew i zagryzając solonymi krasnoludkami, a
nawet elfami z Nürtu.
Lech III z kompanią przemierzał właśnie Bharację w swojej misji
dyplomatycznej, a dzieci cierpiały pod jego nieobecność. Choroba
duszy przerzuciła się na ciało i zapłonęła wysoką gorączką,
do której doszły biegunka i wymioty. Tatra spędzała przy nich
całe dni, lecz mimo troskliwej opieki, Sirrah nieubłaganie
powtarzał tę samą prawdę: ,,Wyleczyć może je tylko powrót
ojca". Sytuacja państwa, pod regencją Deneba, też nie była
najlepsza. Pokonany zbójnicki dowódca Crinixu, harnaś Merda,
dokonał przewrotu w Śnieżelicy i koronował się na króla
Montanii. Naraicarot uśmiechnął się. Wczoraj przyjmował od niego
hołd w tej samej komnacie, gdzie niegdyś Erydan rugał Kłobucha.
Dziś, król Merda butnie oświadczył, że nie zdzierży, aby jego
suzerenem była kobieta, bo uznaje tylko siebie i ,,bratnie królestwo
Burus" i że jest gotów zabić Tatrę w pojedynku. Gdy
montańscy posłowie mówili jej o tym, patrzyła posiniałymi i
zaczerwienionymi oczyma jak życie opuszcza jej dzieci. Samozwaniec
wyznaczył miejsce pojedynku - miało nim być wzgórze Vovel, lecz
królowa nie przybyła. Merda stał na wzniesieniu uzbrojony w
obsydianowy miecz i drwiąco oczekiwał walki. Lżąc królową
Aplanu upijał się żętycą i kazał grać muzykom. Gdy po opiciu
się ludowym, montańskim napitkiem spróbował piwa, ujrzał, że
idzie ku niemu jakiś mąż.
-
Królowa nie będzie się hańbić walką przeciwko tobie! -
zakrzyknął przybysz - a i tobie chwały nie doda zabicie niewiasty
czystszej od siebie! Spróbuj raczej ubić mężczyznę, który
będzie walczył w jej imieniu! - to mówiąc wyjął własny odłam
obsydianu.
Merda
przyjął wyzwanie i tłumy uczestniczyły w pojedynku, okrzykami
zagrzewając swych faworytów do walki. Nieznajomy walczył niezwykle
sprawnie; po minucie już trzymał głowę Merdy w ręku, a ciało
kopniakiem strącił do Visany. Stronnicy pokonanego byli przerażeni,
tym bardziej, że zwycięzca zrzucił rynsztunek i okazał się nie
mieć skóry! ,,To Rdzeniejew"! - wydarł się okrzyk. Ten
pogroził Montańczykom palcem, po czym opuścił wzgórze Vovel.
Szedł lasem z głową Merdy pod pachą. Zamierzał pójść do Nistu
i pokazać czerep Tatrze, lecz rozmyślił się. ,,Nie warto - mówił
w myślach. - Ona ma za miękkie serce" - po czym skierował się
w stronę Burus, aby kontynuować misję...
*
Była księżycowa noc, a błędne płomyki unoszące
się nad ogromnymi jeziorami, ustawicznie szeptały o dzisiejszych
wydarzeniach; nowych, nieznanych, przerażających. Ludzie, również
nie mogli zasnąć; siedzieli w domach, a przed kominkami opowiadali
przerażające sagi o królu Erydanie, Świniulach, Borucie i Leśnej
Matce, oraz o wielu innych sprawach. Zawsze była to niebezpieczna
kraina - od początku ery jedenastej. Teraz rojowisko potwornych ryb
i stolica wąpierzy przerodziła się w pandemonium. Król Naraicarot
ostatni raz pocałował Lochę i uwolnił się z jej objęć. Ubrał
zbroję ze skóry miejscowego karpia i przez okno obserwował na
czele armii zbliżającego się wroga. W dole maszerowało wojsko
Aplanu, Lynxowie, leśni ludzie, Oyowie, Orowie, Wydrzanie, wodniki,
rusałki, Oxiowie, a nawet nocnice i Płanetnicy. Armię prowadził
Deneb, na którym jechała Kurko, Neurów wiedli do boju Wiłkokuk i
Ovov Tęczookinson, a w brzuchu Króla Węży bezpiecznie spały
dzieci Tatry. W powietrzu unosiły się Tinez i Ridan, lecz
Naraicarota najbardziej zdumiała jedna postać, lśniąca bielą na
tle gwiazd.
-
Skąd ta suka nauczyła się latać? - wąpierze nie wiedziały, że
Rdzeniejew dał Tatrze pewien rodzaj błota z Britainy, które
działało podobnie do maści czarownic.
Również
załoga Żelaznego Zamku przedstawiała się imponująco. Tysiące
wąpierzy, solidnie uzbrojonych, tak samo strzygi, ochotnicze
oddziały zbójników z Montanii i chąsiebników joldyjskomorskich,
stada brukołaków, sysunów, ksykunów, sfinksów, Centaurów,
Gorgon, Cyklopów i trolli; hurdycje zaś sikały moczem leofontonów
i wybuchowymi mieszankami czarownic.
-
To moi bracia! - Kurko uniosła palec w górę, gdy po niebie
przecwałowali Jeźdźcy Ognistego Pioruna.
Tatra
płynęła w powietrzu z mieczem w ręku, a na trawę padały zabite
przez nią wąpierze i strzygi. Obie armie starły się w nieopisanej
rzezi, po obu stronach. Deneb i Wiłkokuk przedarli się do bramy.
Kurko została ciężko ranna i uniósł ją w górę strzygoń. Ovov
Tęczookinson nadaremno skakał wysoko, aby ją uwolnić. Tymczasem
porywacz opatrzył jej rany i z pomocą towarzyszy odprowadził ją
do oddziału rusałek dowodzonego przez Vegę. Przed wejściem trupy
brukołaków, wąpierzy i strzyg tonęły w błocie, bo rozpadało
się i deszcz lał jak z cebra. Rdzeniejew z głową Merdy zawieszoną
na szyi, siedział na grzbiecie średnich rozmiarów, zielonego
smoka, a przelatując nad jedną z wsi, gromkim głosem uspokajał
zalęknionych chłopów:
-
Nie bójcie się! Będę walczył z wąpierzami! - łopot skrzydeł
umilkł i graf Anatolij znalazł się nad lasem. Jego pozbawionym
powiek oczom, już ukazał się Żelazny Zamek. Zanim doń doleciał
spopielił wojska trzech harnasi montańskich, a gdy wylądował na
dachu strącił dwie walczące postaci. Smok nachylił się do otworu
zrobionego po odwaleniu pazurami kamiennej płyty i zwymiotował
ogniem. Z hurdycji już nie lała się leofontonowa uryna, a składy
wybuchowych cieczy wybuchły wraz z obsługującymi je czarownicami.
Tatra uśmierciła już wszystkie wąpierze i strzygi chroniące
Naraicarota. Teraz dwa obsydianowe miecze oddzielały ich od siebie.
Smok niosący Rdzeniejewa strącił ich w dół, lecz teraz bili się
znów na dachu. Król wąpierzy zadawał jej rany; ona napierając
spychała go do jednej z komnat. Miała rozdartą skórę na całej
lewej ręce, gdy kucnęła na bursztynowym parapecie, a król w głębi
sali szykował się do ciosu. Tatra zeskoczyła z parapetu i zwarła
się z przecienikiem. Jego oczy wściekle jarzyły się, to
przygasały.
-
Myślałem, że zabiłaś Erydana podstępem, - mówił Naraicarot -
bo jesteś za słaba, by zwyciężyć. Zadziwiasz mnie, suko, swoją
siłą, ale to ja wygram! Twoją głowę wrzucę do wulkanu na Ultima
Thule, a stopy utopię w Roxyzorze! - obsydianowe ostrze rozdarło
czarną szatę króla, odsłaniając jego wstydliwą bliznę. -
Myślisz, że jesteś wielka, bo mnie zwyciężasz?! Erydan nie był
taki jak ty, suko. Za to ty będziesz jak ja!- król wypuścił
miecz, przepasała go Tatra, a w komnacie ukazały się przerażające
sceny.
Gwałcone
kobiety i wbijane na miecze niemowlęta. Krzyk mordowanych i rzężenie
umierających. Brud. Łzy. Wszy. Strach i nienawiść. Palone domy.
Zatrute studnie. Rzeź ludzi i zwierząt. Kajdany, niezliczone pęta
kajdanów. Rykar. - Oto wojna! - objaśnił Naraicarot. - Oboje w
niej uczestniczymy. Wywołałem ją, abyś z niej nie wyszła! -
wąpierz na nowo chwycił miecz, lecz tym razem został zraniony.
Odskoczył w tył, wył i śmiał się. - Kobieto, puchu marny, ty
wietrzna istoto! - wył z lubością i tarzał się po wilczej
skórze.
-
Nie zabiję cię - Tatra odrzuciła miecz - opatrzę cię!
-
Po co! Lepiej zaduś mnie włosami, jak Erydana! Dziś zabiłaś
wielu mych poddanych, mnie zaś chcesz ratować?!
-
Nie chcę twej śmierci! - oponowała Tatra.
-
A chciałaś śmierci Erydana? Ach, Locho! Przybądź tu i dobij
mnie! Razem byśmy umarli! - po tych słowach wyjął spod wilczej
skóry kół osinowy i na boku kaleczył się nim.
Odwrócił
się do Tatry i uśmiechnął od ucha do ucha, po czym przekłuł jej
pierś, aż trysnęła krew z mlekiem, on zaś na parapecie przebił
się kołem na wylot i martwy spadł w ogień, w którym żołnierze
palili ciała poległych obrońców. Królowa krzyknęła z bólu.
Opadły ją czarne i czerwały one łapska; broniła się przed nimi
oboma mieczami, lecz siły ją opuszczały, a złowrogie palce
zadawały coraz większy ból; rany zostawały rozdrapane. Srebrne
drzwi z hukiem opadły na podłogę i Wiłkokuk płomieniem z pyska
ocalił Tatrę. Następnie Tinez i Ridan zanoisły ją w dół.
Czterech aplańskich żołnierzy wzięło swą królową na nosze,
ona zas wydała rozkaz spalenia Żelaznego Zamku. Napełniono go
drewnem i czarodziejskimi chemikaliami, nalano smoły i nafty,
nawrzucano skór, pakuł, gnoju, żywicy i brukołaczych i trollowych
trupów, po czym smok niosący Rdzeniejewa plunął na to deszczem
ognia. Tatra leżąc na noszach widziała kłęby dymu. Masyw
twierdzy przybierał barwę najpierw czerwoną, potem białą, aż
zamienił się w śmiercionośne jezioro, któremu deszcze nadały
barwę szarą. Nastał ranek, gdy władczyni obudziła się przy
dzieciach w żołądku Króla Węży. Było tam ciepło, jasno i
przytulnie jak w pałacu w Niście; ów wąż był przecież Enkiem.
Czuła się nadal źle, lecz leczniczy jad goił rany. Gdy znajdowała
się z dziećmi, na łożu, przybył Rdzeniejew z tajemniczą miną.
-
Oto niespodzianka z Żelaznego Zamku! - oświadczył.
1
Po pierwsze nie szkodzić
2
Zdrowie Tatrze i Lechowi - królowej i królowi bratniego Aplanu!
3
Za śmierć Tatry!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz