Poczynając od dzisiejszego wpisu ponownie zabieram Czytelnika do świata królowej Tatry, prezentując fragmenty powieści ,,Tatra. Suplement cz. IV Sen'', będącej kontynuacją powieści ,,Tatra''. Powieść ta opowiada o tym wszystkim co wydarzyło się po śmierci Kościeja.
Rozdział I
Po śmierci króla
Wieńczesława, życie karczmarza i jego żony zawisło na włosku.
Południca cięciem miecza podzieliła władcę na cztery części;
głowę z klatką piersiową i ramionami, obie ręce i resztę ciała.
Śmierć jego była jak jego życie - ,,brutalna, szybka,
pełna wściekłości i goryczy". Rezuni chcieli
zabić małżeństwo, lecz żona objęła kark męża i oboje
wylecieli pod chmury, ścigani strzałami z łuków. Powrócili do
swojej gospody w okupowanym Aplanie, lecz zastali zgliszcza. Ponadto
na Lesława i Urienę, bo takie były ich imiona, zapadł wyrok
śmierci. Lech III i Tatra kryli się wówczas w Jaskini Hien i nie
wiedzieli o całej sprawie. Ostatecznie Lesław i Uriena uzyskali
azyl u Płanetników wypasających swoje owce na wyspach kosmicznego
Oceanu.
Tymczasem w Orlandzie, miejsce Wieńczesława zajął
Bubiec. Należał do rasy bubonów; pół - ludzi, pół - puchaczy.
Miał ludzką sylwetkę, ale wyprostowany sięgał ówczesnym ludziom
do piersi. Całe ciało miał pokryte brązowym, miękkim pierzem.
Mógł obracać głową jak sowa na wszystkie strony, miał
pomarańczowe oczy, spiczaste ,,uszy" z pierza, a jego nos
przypominał zakrzywiony dziób. Miał zdatne do lotu skrzydła, a
jego krótkie, tłuste kończyny przypominały ludzkie, lecz były
zbrojne w szpony i opierzone. Bubony, zwane ,,bubami" żyły na
ogół w lasach, polowały na drobną zwierzynę i nie wchodziły w
drogę ludziom. Ten jednak rządził krwawo. Wieńczesław nie zdążył
wyznaczyć swojego następcy, a drugim pretendentem do tronu był
Trójrożec. Nazywał się tak żmij, bardzo dziwny, bo jego głowę
zdobiły trzy spiczaste wyrostki kostne. Kiedy wymówił
posłuszeństwo Bubcowi wybuchła wojna domowa. Obaj przywódcy
zwrócili się o pomoc do Kościeja. Ów przybywszy do Orlandu, zabił
i Bubca i Trójrożca, a najdalsze posterunki jego wojsk, jak i
uchodźcy spotykali się z żółtoskórymi ludźmi z lasów
Białopola; granica bowiem stanęła na Roxyzorze. U szczytu potęgi
Kościeja, wypowiedzieli mu wojnę król Księżyca Ixovodrav i jego
azylant, król Opplan. Aby zapobiec kolejnej masakrze, królowa Tatra
udała się nad Moltavę, gdzie na oczach Kościeja torturował ją
potwór Grabiuk. Poświęcenie Tatry odebrało złemu władcy
nieśmiertelność i umarł zadławiwszy się rybią ością.
Tymczasem przybył Lech III i zabił Grabiuka, zaś Tatrę uzdrowił
wąż Abajow.
Na tronie Orlandu zasiadł jego były namiestnik
Rutysław. Mimo swej przeszłości nie był złym człowiekiem,
przeciwnie, zrobił wiele dla swojego kraju. Zawarł pokój z Lechem
III i odwiedził Nist. Od uwolnienia Kościeja do jego śmierci, było
wielu Orów, którzy ratowali prześladowanych Aplańczyków, leśnych
ludzi i inne stworzenia. Schronienia udzielali im często we własnych
chatach, nieraz płacąc za to życiem. Wieńczesław, bowiem
nakazywał, aby orscy członkowie rodzin mieszanych zabijali swych
aplańskich bliskich. Teraz nad Tinerpą odbyła się uroczystość
ku czci tych co obronili dobre imię Orlandu i człowieka. Po upadku
Kościejowego imperium i nastaniu pokoju wzrosła liczba ludności
Orlandu. Choć wieść niosła, że za Roxyzorem jest koniec świata,
król Rutysław postanowił wysłać tam ekspedycję badawczo -
kolonizacyjną. Myślał, że jeśli łono Mokoszy (Ziemia) jest
większe niż w popularnych wyobrażeniach, uda się założyć
orskie kolonie w Krainie Białych Pól, uzyskawszy być może zgodę
króla żółtych ludzi z lasów. W zamiarze utwierdziło go to, że
przecież w erze siódmej Lynxowie znali te ziemie i były one zwykłą
częścią ich państwa. Węże, które zniszczyły państwo Neurów
spadły z Kosmosu na ziemie wschodnie i wypełzając stamtąd,
zniszczyły planetę. Poza tym królowe rusałek takie jak Mari,
Mordva, Tuva i Udmuria miały swoje stolice właśnie za Roxyzorem,
tak samo królowe Kura i Araxia, oraz Bharatiena. Tam też mają się
znajdować ich groby. Kiedy w erze dziesiątej ludzie podzielili się
na trzy odmiany, ci o żółtej skórze osiedlili się za Roxyzorem.
A nawet odwołując się do wydarzeń najnowszych; wszak w Niście
król Rutysław chciwie słuchał o niedźwiedziu białym; Igorze
Lorenzkraffcie. Przecież ten pochodził właśnie z Białopola!
W przeciwieństwie do swoich następców z ery
trzynastej, Rutysław nie chciał zniewalać białopolskich
autochtonów, jeśli takowi istnieli. Pragnął pokojowego współżycia
kolonistów z tubylcami.
Choć niewielu było chętnych, ostatecznie królowi
udało się skompletować wyprawę złożoną z trzydziestu mężczyzn
i dziesięciu kobiet z dziećmi. W większości byli to Orowie, choć
zabrano też sześciu ludzi z Aplanu (trzy kobiety i trzech
mężczyzn), jednego Oya i pięciu mieszkańców kraju Nürt
(dwie kobiety i trzech mężczyzn). Zabrano też uzbrojonych w
dziryty wodnika i Lynxa. Część wyprawy stanowili ochotnicy, część
uwolnieni więźniowie skazani na karę śmierci, a część
kombatanci, którzy mieli być nagrodzeni ziemią.
Podróżni pożegnali się z królem w grodzie Oska i
ruszyli na Wschód. Kraj, który przemierzali był coraz dzikszy, aż
na zupełnym odludziu stanęłi nad Roxyzorem. Tu wybudowali
prymitywna osadę, a ci co przeżyli trudy wędrówki zabrali się do
budowy mostu. Żyli z łowiectwa, bartnictwa, rybołóstwa i
zbieractwa, a także prowadzili handel z leśnymi plemionami, a także
z uchodźcami z czasów niepokoju. Oprócz rozbicia szwadronu
królewskiego, nie wiedzącego o śmierci Wieńczesława, koloniści
nie walczyli z ludźmi. Autochtoni nauczyli ich hodowli bydła
(bowiem wyprawa nie była zaopatrzona na ,,koniec świata"!) i
koni, oraz produkcji kumysu.
Pewnego razu na azjatyckim brzegu Roxyzoru, młody Or
imieniem Ucław zobaczył piękne, duże zwierzę. Był to kot,
większy od wilka, jak i od samego Ucława. Był potężnie
zbudowany, z pyska wystawały mu kły, niczym u bestii z Ojcowa.
Barwy był ognia, oznaczony czarnymi pręgami. Szedł spokojnie do
wodopoju, polaną na skraju tajgi. Odwrócił się i popatrzył w
stronę znieruchomiałego człowieka, po czym spokojnie zajął się
swoimi sprawami. Serce Ucława waliło jak młot.
-A więc to jest ,,lew pręgowany", o którym
nieraz słyszałem - myślał. - Do grzyba pana! Żółci ludzie
mówią, że mieszka tu więcej takich, a oni sami są poddanymi
państwa Tygrys; wodzowie białopolscy są lennikami jakiegoś
zwierzaka. Mówią też, że nie wolno ich zabijać, bo ,,lwy
pręgowane", nazwę je krócej - ,,tygrysy'' - są mściwe i
mogą straszne rzeczy zrobić. Mnie może się jednak udać. W imię
czego miałbym zrezygnować z takiej skóry? - tygrys, albo ,,lew
pręgowany" gasił pragnienie, a Ucława paliła chciwość.
Zwierz chłeptał wodę, a Or napiął łuk. Strzała
wyleciała i trafiła tygrysa w kark. Zerwał się z rykiem, lecz
następny strzał był celny. Ucław dysząc podbiegł do jeszcze
ciepłego kota i opanowując drżenie rąk zdjął zeń skórę.
Kiedy na moście ukazał się wodnik, biciem w kocioł wzywający na
biad, skóra została zrolowana i zabrana do osady.
Koloniści jedli pieczonego jesiotra z czarnym
kawiorem, zapijając kumysem z miodem i jagodami. Skóra leżała na
posłaniu Ucława, schowana w pościeli. Dzień zleciał spokojnie, a
nocą myśliwy wtulił się w swoją zdobycz. Mieszkał w drewnianej
chacie, dzielonej z Oyem i swoim ojcem. Na warcie stali Lynx z
wodnikiem, a do symfonii sów, wilków i lelków kozodojów
dochodziło chrapanie ludzi. Tylko jeden nie mógł zasnąć.
Tygrysia skóra szczerzyła nań zęby, a przypominając sobie
przedśmiertny ryk jej właściciela, miotał się jak w konwulsji.
Trawa czerwieniła się od krwi, a zębata paszcza rozwierała się
niczym czeluść. W stronę rannego ,,lwa pręgowanego"
poleciała druga strzała, a kot umierając wydobył z siebie skargę
na okrucieństwo człowieka. ,,To tylko sen..." - uspokajał się
Or i przewracał z boku na bok. Otworzył oczy i spojrzał na sufit,
po którym biegały podobne do pająków chlobęby. Była północ.
,,To tylko sen" - mruczał zagłuszając odległe porykiwanie.
Tymczasem...
*
-Dotychczas najgroźniejszymi zwierzetami jakie
spotkaliśmy były rysie i wilki - mówił wodnik do Lynxa - ciekawe
jakie mogą wydawać takie odgłosy?
-Zapomniałeś o niedźwiedziach - ziewnął przeciągle
człowiek z rysią głową.
Gdy tak rozmawiali, w krzakach błyszczały dziesiątki
oczu, lecz obaj strażnicy zwracali na nie nie większą uwagę niż
na świetliki. Gąszcz zaszeleścił i coś lekko wskoczyło na
wodnika przewracając go. Chlusnęła niebieska krew i rozległ się
trzask łamanych kości.
-Gore! - wykrzyknął rysiooki Lynx i skierował dziryt
w stronę ogromnej bestii.
Do niebieskiej kałuży spadły wnet krople czerwone, a
,,lew pręgowany" cofnął się z rykiem. Kark Lynxa został
przebity na wylot dwoma kłami. Dziryt wypadł z ręki, pozostając
wbity w łapę zwierza, a z trzymającego została mokra plama.
Ludzie wybiegli na zewnątrz. Drewniany most na Roxyzorze płonął
jak pochodnia, a całą osadę o nazwie Oska Navłaya (Nowa Oska)
otoczyło stado ,,lwów pręgowanych". Niektóre z nich nosiły
łuskowe pancerze, trzymały w łapach miecze i żagwie, wszystkie
były wściekłe. Największy z nich, noszący koronę z ogromnym
krwawnikiem i szafirem o dziwnym kształcie, trzymał za chochołę
naczelnika wioski, niejakiego Lubomyra Tinerpianowa.
-Jestem namiestnikiem Krainy Białych Pól - ryczał -
reprezentuję króla Bengalę i królową Anej Arztein!
-Nie wiedziałem, że lwy pręgowane istnieją, a do
tego mówią! - wykrzyknął Lubomyr.
-Kraina Białych Pól jest prowincją państwa Tygrys -
mówił dziki kot - a moje imię Igaj.
-Lubomyr Tinerpianow - przedstawił się wódz
kolonistów. - Co was tu sprowadza?
-Dziś rano jeden z was zabił mojego brata, którego
kochałem - mówił Igaj - dziś on, jutro następny z nas. Jeśli
chcecie pokoju, wydajcie nam mordercę! - wokół rozległy się
ryki.
-Ależ lwie pręgowany, Igaju przesławny! - zaoponował
Tinerpianow. - To niemożliwe! Żółci ludzie wszak przestrzegali
nas, abyśmy was nie zabijali! - w oczach Igaja zapalił się gniew.
Tygrysy warczały, a ludzie stali nieruchomo z napiętymi
łukami. Bydło i konie kotłowały się w zagrodach, a dzieci tuliły
się do matek.
-Śmierć europejskim najeźdźcom! - ryknął i zatopił
kły w piersi naczelnika wioski.
Wówczas posypały się nań strzały, a tygrysy rzuciły
się na ludzi. Most na Roxyzorze spłonął, a nurt rzeczny porwał
popioły. Teraz płomień ogarniał chaty. Wojsko Igaja przełamało
opór łuczników i wdarło się do domostw. Rozegrały się
dantejskie sceny; zwłoki mężczyzn, kobiet i dzieci w każdym wieku
były zmasakrowane i nadjedzone, a jeszcze częściej zwęglone.
Odziane w pancerze tygrysy brały w zęby ciała bydła i koni i
układały z nich ucztę na azjatyckim brzegu rzeki. Igaj jednym
skokiem powalił pomnik wyrzeźbiony z drewna lipowego
przedstawiający Swaroga (w Orlandzie zwanego ,,Dadźbogiem"), a
potem obalił rzeźbę Leszego - Boruty. Ciosem kościanej szabli
zniszczył podobizny Rgła, Chorsa i Welesa, a także Leśnej Matki i
Matki Mokrej Ziemi, jak Orowie nazywali Mokoszę. Dwóch Aplańczyków
i jedną Aplankę upieczono nad wyobrażającym Ageja ogniskiem.
Razem z tygrysami zemstę wymierzały też inne leśne
zwierzęta. Ogromny tur rozniósł na rogach magaqzyn żywności i
był biały od rozlanego kumysu. Nadciągnęły też wilki.
Zagłada Oski Navłai była zupełna. Jedna tylko aplańska
dziewczynka została uratowana przez Panie Białopolskie, nad którymi
tygrysy nie miały władzy. Jest teraz pewnie nieśmiertelną,
szczupłą, niebieskooką blondynką o trupio bladej cerze, ubiera
się na czerwono i przynosi nieszczęcie autochtonom.
Ucław, jak tylko dowiedział się o ataku założył
na siebie pręgowaną skórę i uciekł ile sił w nogach. Pędził
jak wicher, potykając się o kamienie i wystające korzenie, lecz
wstawał i gnał dalej. Za nim gorzała łuna osady. Gnał i nie
myślał absolutnie o niczym. Igaj spostrzegł, że w Osce Navłai
nie ma zabójcy jego brata. Wysłał pościg i sam ruszył na zachód.
Nad ranem goniły go odziane w pancerze i uzbrojone w kiścienie
wilki, a potężny, białopolski niedźwiedź wymachiwał rohatyną -
w całości ze złota - i ryczał:
-Hańba Europie! Hańba mordercom! - Ucław musiał
kluczyć, aby zmylić pogoń.
Błąkał się w dziewiczym orskim lesie. Przeczesywał
trawy, a złapane jaszczurki zjadał na surowo. Raz trafił mu się
ranny zając, którego zjadł. Bał się śmiertelnie. Był
wyczerpany. ,,To ja do tego doprowadziłem" - płacząc myślał
o wymordowaniu towarzyszy wędrówki, o śmierci ojca oraz siostry co
została matką. Jednak widok pięknej skóry skłaniał go do
usprawiedliwiania się. ,,Skąd mogłem wiedzieć, że one są takie
złe"? Błąkał się dalej, tracąc rachubę czasu, aż w
oddali ujrzał dymy. ,,Muszę uciekać! Te potwory, aż tu dotarły i
spaliły kolejną wioskę". Jednak coś mu zaświtało w głowie.
,,Pamiętam! Przecież to osada smolarzy, w której zatrzymaliśmy
się przed dotarciem nad Roxyzor"! Uszczęśliwiony wszedł do
osady, a jego tygrysia skóra budziłą powszechną ciekawość.
-To dar dla króla! - mówił Ucław obserwującym go
podejrzliwie dzieciom.
W osadzie znalazła się rodzina, która dała mu
schronienie. Tam odpoczął i opowiedział o swojej przygodzie i o
tragicznym losie kolonii. Przestrzegł też, że za Roxyzorem
znajduje się państwo Tygrys, zamieszkane przez ,,lwy pręgowane"
gotowe do ataku na Europę. Smolarze dali mu oswojonego łosia, a
Ucław z żalem zmusił się do oddania tygrysiej skóry w dowód
wdzięczności. Pognał swojego łosia na zachód, do grodu Oska,
gdzie przebywał król Rutysław...
Rozdział
II
,,Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę" - przysłowie
Krwawa pamięć po
Wieńczesławie, Bubcu, Trójrożcu i Kościeju blakła nieubłaganie.
Orland coraz bardziej zabliźniał rany po ich rządach. Teraz thema
regium rozmów na rynkach, w domach i na dworze było zagadnienie: co
jest na końcu świata? Czego można się spodziewać za Roxyzorem?
Jak wygląda półlegendarna Kraina Białych Pól? Podobno stamtąd
pochodził lennik Kościeja; taki biały niedźwiedź Igor
Lorenzkrafft, co niedawno tłumił przedostatnie powstanie aplańskie.
A może to właśnie tam mieszkają umarli? Albo Agej z Enkami?
Fantazjom i dociekaniom nie było końca. Tymczasem kiedy król
Rutysław przebywał w bani, Ucław wjechał do Oski na łosiu.
Zatrzymał się na rynku i krzyczał:
-Biada
Europie! Biada Orom! - wokół niego gromadził się tłum. - Jestem
Ucław, syn Sławomira z Oski Navłai! Niedawno całą naszą kolonię
zniszczyły ,,lwy pręgowane"! - te słowa wywołały skrajne
reakcje. Jedni byli przerażeni perspektywą nowej wojny, inni
przyjmowali to obojętnie, jeszcze inni rzucali w Ucława ogryzkami
jabłek i wyśmiewali go.
Sam
Rutysław opuścił saunę, aby posłuchać dziwaka i jego
fantasmagorii o Białopolu. Kiedy przybył na targowisko, Ucław na
jego widok zeskoczył z łosia i upadwszy na twarz oddał mu pokłon.
-Królu...
- mówił pospiesznie - Europa znów będzie krwawić! I Orland
będzie krwawić! - stał na baczność czerwony jak burak.
-Chłopcze
- uspokajał go król położeniem ręki na ramieniu - jesteś
roztrzęsiony. Chodź do pałacu, umyj się, najedz, napij, potem
wszystko opowiesz. Jestem ciekawy wieści z Azji, ale gdzie pośpiech
tam nie usmiech... - łoś oddalił się z miasta, a Ucław poszedł
z królem.
-Będzie
krwawić tak jak za Wieńczesława II Czerwono - Czarnego, tak jak za
Bubca, Trójrożca! Kościej wcielił się w zwierzę, lwa
pręgowanego z Białopolski! - tak perorując i machając nerwowo
rękoma doszedł do siedziby królewskiej.
Ucław
został zaprowadzony do sauny, a następnie dostał nową, lnianą
odzież. Dano mu dziczyznę, owoce i piwo, a także chleb i ser. Gdy
się najadł i chciał opowiadać, powieki odmówiły mu
posłuszeństwa i zasnął przed tronem snem sprawiedliwego.
*
Przespał resztę dnia i noc, a gdy się obudził był
spokojny, choć przygnębiony.
-Założyliśmy
osadę Oska Navłaya i zaprzyjaźniliśmy się z żółtymi ludźmi z
lasów - zbieg opowiadał przy śniadaniu. -Wszystko było dobrze,
gdy zobaczyłem ,,lwa pręgowanego". One same nazywają siebie
,,Tygrys" i pozwól panie, że w dalszej rozmowie będę je
nazywał ,,tygrysami''. Miał ładne futro, więc ubiłem go z łuku,
aby je mieć. Jednak one w nocy zniszczyły kolonię. Uciekłem i
byłem goniony. Wnioskuję, że te ogromne bestie zaatakują nasz
kontynent, a Orland będzie pierwszym zniszczonym krajem - dodał po
chwili.
Rutysław
słuchał w zamyśleniu, a Ucław spostrzegł, że król głaszcze
ogromnego, białego basiora o niebieskich oczach. Młodzieniec zerwał
się z krzesła, gdy ślepia rozbłysły silnym światłem.
-Nie
bój się - rzekł basior - jestem Ovov Tęczookinson, brat Wiłkokuka
z Burus. Ongiś wyprowadziłem Tatrę, dzisiejszą królową Aplanu i
Montanii z Kościejowego więzienia. Słyszałem o tobie i muszę ci
powiedzieć, że jeszcze wiele wycierpisz przez nienawiść. Mój
brat służy królowej Betel - Gausse, co ma zamek na dnie jeziora
Mamir w Burus, ale jeśli chcesz, azylu udzieli ci Leszy w
Rokitnickim Siole. Wybieraj!
Ucław
zamyślił się. ,,Tak mu się to spodobało, że zrobił to po raz
drugi" - niczym w żarcie o Schtirlizu. A czas leciał. ,,Bo ja
wiem - myślał - uciekać każdy umie, a gdybym zabijał tygrysy
zdobyłbym sławę bohaterską".
-
Drogi Ovovie! - przerwał zniecierpliwiony Rutysław - Myślę, że
tego chłopaka trzeba zabrać do Rokitnickiego Sioła, aby jak
ucieknie, moje patrole mogły go złapać. To dobry chłopak, ale
widzę, że coś kombinuje nieodpowiedzialnego - Ucław naburmuszony
usiadł na basiorze.
-
Wiesz, Rutysławie - zagadnął na odchodnym Ovov - byłem już w
Białopolu i znam ,,lwy pręgowane". Wbrew pozorom nie są złe.
Wygląda mi to raczej na wendetę niż prawdziwą wojnę. Żegnaj! -
wilk oblizał twarz króla jęzorem, po czym pognał na tereny
obecnej Białorusi, ku siedzibie Boruty i Leśnej Matki.
Król
był jednak niespokojny. Rozesłał wici na najdalsze kręgi
kontynentu i poraził go strachem przed tygrysami. Na miejsce
międzyplemiennej narady wybrano Velehrad. W miejscu dzisiejszego
Parku Kasprowicza, pod gołym niebem i wśród zieleni odbyła się
Rada Królów Europy...
Rozdział
III
- Oj, tygrys to by wątrobę
wygryzł! - mówił laskoński błazen, po zakończeniu
pierwszej
sesji obrad Rady Królów Europy.
Rutysław
tego dnia przemawiał na środku Jeziora Rusałek (albo Jeziora
Kovaty), siedząc na zaczarowanym, złotym tronie miejscowej królowej
- brzeginki. Nie wierzył w uspokajające zapewnnienia Ovova
Tęczookinsona i uznał, że Europa faktycznie jest w
niebezpieczeństwie. Przed wyjazdem do Velehradu nakazał aby
nadworny malarz, na wielkim płacie brzozowej kory wymalował
tygrysa, na podstawie relacji Ucława. Teraz pokazywał ów malunek
zgromadzonym monarchom. Wśród nich był Lech III, na którego w
Niście czekała Tatra z sześciorgiem dzieci. Były to Mieczysław,
Anej Tabiena, Burus, Anej Mari, Przerośl - Żyrwak i Anej Afaraka,
urodzone w ojcowskiej Jaskini Hien podczas ostatniej tułaczki. Od
tego wydarzenia mijał już siódmy rok.
Przechadzając
się wśród velehradzkiej zieleni, Lech III spotkał dawno
niewidzianego przyjaciela. Zza świerczka wychynął młody mężczyzna
o foczej głowie.
-To
ty, Kellu Simi - Abö!
- król rozpoznał w nim syna Kellu Symura, który niegdyś wraz z
synem i Rdzeniejewem przyprowadził Przerośla do Nistu.
-Cześć,
Lechu! - odparł poufale Ox, wnet jednak na znak szacunku skłonił
się i dotknął czarnym wilgotnym nosem kolana króla.
-Nie
płaszcz się - rzekł Lech, mimo, że pokłon oznaczał cześć nie
tylko dla jego osoby. - Opowiadaj co się stało z twoim ojcem Kellu
Symurem.
-Smętno
mi - pokręcił głową Simi - Abö
- mój ojciec zginął na ostatniej wojnie zabity przez księcia
Tarasa.
-Rozumiem
- ściszył głos Lech III i zapadła chwila ciszy.
Ongiś
gdy za radą Evoliusza, król rozpętał wojnę przeciw Kościejowi,
obaj Oxiowie przyjechali do Aplanu, aby go bronić. Ujrzeli
okrucieństwo o jakim im się wcześniej nawet nie śniło. Gdy
przedzierali się przez las pali, wyrosły na glebie znękanej
pożogą, wypatrzył ich książę Taras Długa Kita i własnoręcznie
uśmiercił Kellu Symura. Simi - Abö
wywijał obsydianowym mieczem, aż do jego złamania, po czym dostał
się do niewoli. Taras kazał go obedrzeć ze skóry na własnych
oczach, choć prawdę mówiąc, jego oczodoły były puste. Oprócz
Oxia w rezuńskiej niewoli było paru leśnych ludzi, odzianych w
zielone płaszcze. Wśród nich był siwobrody starzec chodzący o
lasce i gdy rezun miał zabić Kellu Simi - Abö'ego
zaproponował, aby uciekał, a on zginie za niego. Syn Symura choć
bał się bólu i śmierci odmówił. Tymczasem książę Taras
rozkazał stracić ich obu jednocześnie. Podprowadzona więc leśnego
starca i młodego Oxia. Rezun miał już obu torturować, gdy widok
srtarca coś mu przypomniał. Był to jego ojciec. Kat nagle rozciął
więzy jeńcom i kazał uciekać. Gdy książę powstał z tronu,
pałając gniewem, rezun rzucił rzucił weń sztyletem przebijając
dłoń. Taras Długa Kita wydał gniewny wrzask i rozpłynął się w
płomieniach. Zabiła go dopiero południca Uriena. Leśni ludzie
rozproszyli się wśród pali, ucieczką salwowali się też rezun,
jego ojciec i Kellu Simi - Abö.
Błąkając się musieli jeść korę i łyko z pali, a nawet chwytać
żywiące się wiszącymi nań trupami wrony i kruki. Miał miejsce
nawet kanibalizm... Po miesiącu tułaczki natrafili na oddział
dowodzony przez Igora Lorenzkraffta, który wyciął leśnych ludzi w
pień i wbił na pal ostatnich potomków Wałšana.
Kellu Simi - Abö
znów dostał się do niewoli i został
przywieziony do Presnaulandu. Został niewolnikiem w dygnitarskiej
rodzinie mającej biały pałac u wybrzeży dzisiejszej Holandii. Gdy
nocą ze złotym łańcuchem na szyi błąkał się po plaży i
płakał, dzieci jego pana odwiązały go. Następnie zobaczył
wielką trójgłową fokę. Ta schyliła środkowy łeb, a nasz
bohater wsiadł nań i został zawieziony do Oxlandu. Nie bał się,
bo wiedział, że była to Ceta - foka Juraty; matki i królowej
Morza Joldów.
To
były przykre przeżycia. Ox otrząsnął się jak z wody i usłyszał
pytanie.
-Co
was sprowadza do Velehradu? - zadał je Lech III.
-Mam
już dwadzieścia pięć lat i mogę rządzić w swoim szczepie -
odparł Kellu - ale nie czuję się na to dojrzały. Chciałbym
podróżować i gromadzić wiedzę o świecie, być takim jak
Przerośl...
-Moja
żona mówi, że trzeba być sobą - zaoponował król.
-Być
może, - rzekł Kellu - ale i tak nie czuję się gotów grzebać w
polityce. Władzę oddałem swojemu kuzynowi Čudanowi.
A ty, dlaczego jesteś w Velehradzie?
-Wiesz,
Kellu - odparł Lech III - król Rutysław zwołał międzyplemienną
naradę. Ma być podobno nowa wojna - tym razem z ,,lwami
pręgowanymi" z Białopola.
Obu
przyjaciół przeszło się po mieście. Na targowisku Orkoseum (po
polsku: Turzyn) widzieli myśliwych prezentujących wielkie, turze
czaszki, a także Teutmana z oswojonymi gryfami. Jeden był czerwony,
inny czarny, był szary ,,gryf Chytreygi", biały, brązowy,
czarny z białą głową i rudy białogłowy. Wszystkie były piękne
i łagodne. ,,Tatra, by chyba chciała wszystkie hodować" -
zamyślił się Lech III. Nastepnie razem z Kellu Simi - Abö'em
wstąpił do małej austerii ,,Pod Cetą" serwującej dania
rybne, podstawę wyżywienia Oxiów. Kellu zamówił pasztecik z
gastrolitami, a Lech III - węgorza. Cała obsługa miała focze
głowy. Następnie król pokazał przybyszowi chram Welesa. Stamtąd
poszli oglądać zachód Słońca nad Odirną. Zdążyli już
zapomnieć o celu przybycia, gdy ujrzeli ognik. Przybrał postać
rusałki i przemówił.
-Król
Rutysław serdecznie i pokornie prosi swego brata Lecha III, o
przybycie nad jezioro w celu wzięcia udziału w sesji wieczornej -
brzeginka klęcząc na jedno kolano czekała na odpowiedź. Lech
westchnął.
-Pójdę
- topielica znów stałą się płomykiem i odleciała, a Kellu Simi
- Abö
poszedł za królem.
Rutysław
znów siedział na tronie na środku jeziora, a dwóch wodników po
jego bokach trzymało pochodnie. Zapalono ognisko, co dla wielu
królów stało się okazją aby rozmawiać, pić piwo i piec
kiełbaski, aż zrobił się zator. Doszło niestety do bijatyki i
wyzwisk. Byli to monarchowie Europy, a zachowywali się jak
współcześni pseudokibice.
-Proszę
o spokój - bezradnie prosił Rutysław.
Kellu
Simi - Abö
wspominał swego kuzyna Čudana,
a gdy oczyma wyobraźni ujrzał jego foczy łeb zagadnął go w
myślach:
-Uciekałem
od polityki, a polityka za mną! - śmiał się serdecznie, podczas
gdy Rutysław tracił cierpliwość.
-Zilende
kudelinieren!1
- na ten krzyk z jeziora wyszedł wodnik i chlusnął wodą z dzbana
na ognisko. Królowie byli skonfundowani.
-Przepraszam
z całego serca, że mi nerwy puściły... - tłumaczył się.
-Nerwy
to niech ci Rgieł ukisi, a my kończmy swą robotę - zażartował
król Oylandu.
Teraz
znów było poważnie i do północy toczyły się ważne narady.
*
Rada Królów Europy obradowała bazowocnie jeszcze dwa
następne dni. W końcu przyniesiono wielki worek z jasnymi i
ciemnymi kamieniami, aby ustalić, kto pojedzie za Roxyzor w misji
dyplomatycznej. Kto wylosował jasny otrzymywał misję, a kto
wylosował ciemny zostawał w swoim państwie. Ustalono, że pojadą
- Lech III, Rutysław (zapowiedział, że wyśle swojego syna Rutego)
i ... Kellu Simi Abö.
Ten bowiem cichaczem wkręcił się do
losowania. Obrady zostały zakończone, a ci co wylosowali misję,
powrócili do Nistu.
Rozdział
IV
Tego dnia Tatrę i jej dzieci
trapił smutek. Nad ranem wrócił Lech III z Rutysławem i dawno nie
widzianym Kellu Simi - Abö'em.
Radość z powrotu nie trwała długo. Po obiedzie padły słowa:
-Wybacz,
znów się rozstaniemy; będę posłem, a moja misja za Roxyzorem -
mówił Lech - ale będę o Was pamiętał - zapewniał.
-Dlaczego
musisz nas opuścić? - zaniepokoiła się Tatra.
-Europie
znów grozi wojna, tym razem z ,,lwami pręgowanymi" z
Białopola.
-A
dlaczego miałaby to być wojna z Białopolem, a nie z Tassilią? -
spytała Tatra.
-Niejaki
Ucław mieszkający teraz w Rokitnikim Siole zabił lwa w paski, jak
on to mówił ,,tygrysa", a te zniszczyły osadę. Ucław uciekł
i ostrzegł króla Rutysława o niebezpieczeństwie wojny. W
Velehradzie wylosowałem udział w misji - opowiadał król Aplanu -
ty jesteś na tyle dzielna, że mogłabyś ze mną jechać, ale
dzieci - nie. Poza tym ktoś musi rządzić państwem, a tobie ufam
najbardziej.
-Będziemy
tęsknić... - królowa się zasępiła.
-Jeśli
mogę coś powiedzieć - odezwał się nagle Kellu Simi - Abö
- w Velehradzie rozmawiałem z czarnym koniem Welesa po końsku (!) i
powiedział, że jeśli Lech III pojedzie do Azji to wróci żywy, a
zwierzęcy Enkowie z Burus zaopiekują się wami tak, żę będziecie
regularnie znać szczegóły wyprawy i nawet uczestniczyć w niej...
Lech
ucałował Tatrę i kolejno żegnał się z każdym dzieckiem.
Następnie wygłosił pożegnalne przemówienie do ludu Nistu i konno
opuścił stolicę. Razem z nim na wschód skierowali się Rutysław
i Kellu Simi - Abö.
Ten ostatni po razmowie ze światynnym koniem był największym
optymistą, aczkolwiek nie tłumaczył dlaczego. Gdy zniknęli za
horyzontem i rogatkami miasta, Tatra zabrała ze sobą dzieci do
lasu.
-Mamusiu,
opowiadaj jak po raz pierwszy byłaś w Burus! - prosiła Anej Mari.
-Wsród
błękitnych przestworzy lecieli dwaj królowie ptaków. Orzeł o
białych piórach nazywał się Tinez i obok niego leciał czarny jak
wrona orzeł Ridan - Tatra usiadła pod drzewem i opowiadała. - Orły
patrzyły na ośnieżone pole, a gdy Tinez odgonił kruki, wrony i
sroki, ujrzał mnię zamarzniętą i ludzkim głosem powiadomił
Ridana. Byłam wówczas nieprzytomna; w mojej głowie kotłował się
Kościej, przybycie do Burus, trójgłowy, niebieski szczur z Oska,
,,lwy pręgowane", ognisko. Tymczasem przybył wielki, biały
ryś Deneb i zaniósł mnie do chaty Kurki.
-Mamo,
a ja właśnie widzę tego Deneba - przerwał Przerośl - Żyrwak i
wskazał ręką w krzaki.
Istotnie,
wyszło z nich ogromne zwierzę. Był to muskularny, puszysty kot,
wielki jak niedźwiedź. Miał szczątkowy ogon, czarne, sztywne
włosy na czubkach uszu i bokobrody. Był biały w czarne cętki,
miał niebieskie oczy, a w dodatku nosił koronę z płomieni. Na
jego widok, Tatra powstała i podeszła, a on skokiem powalił ją na
trawę. Lizał jej twarz różowym językiem, a ona śmiejąc się,
targała mu kudły. Dzieci nie bały się i poczęły go głaskać.
Wtem ryś wstał i odezwał się:
-Ovov
mi mówił, że twój mąż udał się do Krainy Białych Pól
paktować z Tygrysem - przemówił Deneb. - Jeśli chcesz, mogę się
zaopiekować tobą i dziećmi, do czasu aż wróci. Oczywiście nie
mogę go zastąpić, ale - przerwał na chwilę - nawet w Aplanie
będziesz w niebezpieczeństwie.
-Dlaczego?
- spytała Tatra.
-Jeszcze
pod koniec życia Kościeja, Rykar mianował nowego króla wąpierzy
w Burus. Nazywa się Naraicarot I; nienawidzi tej co zabiła Erydana
i już jest bliski odkrycia faktu, że zrobiłaś to ty. Na sabacie w
Alpenlandzie mówił: ,,Gdybym ją znał, to bym rozwlókł jej ciało
do ostatniej fibry po całym kontynencie"! - mówił Deneb. - A
wy? - zwrócił się do dzieci. - Jest takie przysłowie: ,,Ryś jako
pies nie będzie służyć". A ja jestem rysiem, a mimo to
chciałbym mieszkać z wami; czy zgadzacie się?
-Taaaaaak!
- krzyknęły dzieci, choć Anej Tabiena szepnęła mu do kosmatego
ucha:
-Pan
coś ukrywa! - minął miesiąc.
*
Zapadł już wieczór i zbliżała się pora snu. Deneb
kazał jednak wszystkim podejść do okna. Po chwili rozległ się
pisk i matka z dziećmi i Enkiem ujrzała nietoperza. Był to
borowiec wielki z niebieskim ognikiem nad głową. Legł na parapecie
i rzekł.
-Nazywam
się Sirrah i jestem Enkiem z Burus.
-Nie
wiedziałem, że nietoperze mówią - szepnął Mieczysław.
-Znam
wasze imiona i znam wędrówkę Lecha; będę wam codziennie
wieczorem opowiadał - Tatra z radości ucałowała go w puchaty
pyszczek. - Gdy przybyłaś do Burus po raka Estinusa nie spotkałem
cię, bo była zima i spałem, ale potem inni Enkowie opowiedzieli mi
o tobie. Zapewne chcesz abym dzisiaj opowiedział co widziałem? -
mówił borowiec.
-Oczywiście
- odrzekła uradowana królowa.
-A
więc; Lech III, Rutysław i Kellu Simi - Abö
opuścili Aplan i bez szczególnych przygód zagłębili się w
Orland. Szli przez lasy i bagna; Boruta (Leszy) i Leśna Matka
pozwolili im zobaczyć jak się miewa Ucław w Rokitnickim Siole.
Pani lasów opiekuje się nim jak rodzonym synem, czarny lew Polesza
jest mu wierny jak pies, ale on coś knuje i nie jest szczęśliwy w
Trzcinowym Pałacyku. A oni pojechali do Oska i tam zostali Rutysław.
Zamiast niego pojechał jego syn; książę Ruty. Już w Velehradzie
król Orów marzył o takiej zamianie. Lech, Ruty i Kellu ruszyli w
drogę, dzień popasali w osadzie smolarzy, a gdy ją opuścili...
Spotkali tak zwaną ,,panią białopolską" - piękną kobietę
w czerwonej sukni, która na ich widok zawołała: ,,Będziecie mieli
owocowe buty"! - a potem szlus w knieje. Oxa to zaciekawiło i
pobiegł za nią, aby prosić o tłumaczenie. Kellu biegł po jej
śladach, aż natrafił na rosłego niedźwiedzia uzbrojonego w
złotą rohatynę. Towarzyszyły mu wilki w łuskowych pancerzach.
Niedźwiedź był nieufny i nie wierzył Lechowi i Rutemu, że mają
misję i na potwierdzenie ich wysokiego urodzenia kazał im fikać
kozły; zapomniałem powiedzieć, że panie białopolskie są złe i
przynoszą nieszczęście. Gdy z posłów wyszły już siódme poty,
niedźwiedź uwierzył im i zaprowadził nad Roxyzor. Ujrzeli tam
zgliszcza osady o nazwie Oska Navłaja.
-,,To
była kara dla morderców" - tłumaczył niedźwiedź, a
ponieważ most na Roxyzorze był spalony, przewiózł Lecha III i
Rutego na swoim grzbiecie. Kellu Simi - Abö
jako Ox szalenie lubił wodę (zwłaszcza morską) więc przepłynął
przepłynął rzekę kraulem, a na końcu przeprawiły się wilki
unosząc kiścienie przymocowane do grzbietów. Jak już się
znaleźli w Azji, nad leśnym jeziorkiem ujrzeli marmurowy pomnik.
Przedstawiał on, jeśli można tak powiedzieć - ,,tygrysa"
(będę używał tej nazwy bo jest poręczniejsza niż ,,lew
pręgowany") ranionego dwiema strzałami. Posąg stał na okręgu
wypalonej ziemi, a wokół były złożone cztery ludzkie czaszki.
-,,Tu
jest miejsce śmierci i pochówku brata naszego namiestnika tygrysa
Igaja" - tłumaczył niedźwiedź, a Ruty podszedł i ukląkł,
publicznie przepraszajc wszystkie tygrysy za to morderstwo. Następnie
razem z Lechem III i Simi - Abö'em
nazrywał kwiatów, które położył pod stopy marmurowego tygrysa.
Wzbudziło to uznanie eskorty, a gdy weszli nieco w dziewiczy las,
spotkali namiestnika. Igaj, bo tak się ten tygrys nazywał, był
wzruszony gestem posłów, choć od jakiegoś już czasu serdecznie
nienawidził białych ludzi. Książę Ruty wyprosił nagle o
pozwolenie pochówku ludzkich czaszek, a na miejscu gdzie obalono
rzeźby Enków posadzona kiełkujący żołędź. Posłowie usiedli
na leśnej murawie, a Igaj kazał im podać część własnej
dziczyzny (specjalnie upieczoną na polanie), a także miód,
orzeszki cedrowe, kawior i kumys. Synowi Kellu Symura przypadł w
udziale surowy jesiotr nadziewany kawiorem, złowiony w Roxyzorze. Ja
tak nie mówiłem o koniach, a to dlatego, że są oni w Azji bez
koni, bowiem po opuszczeniu osady smolarzy ich wierzchowce zabił
Dusiołek tak duży jak dorosły chłop! Potem chciał się dobrać
do posłów, lecz nie wiedział co to za stworzenie: Ox? Przestraszył
się biedak, człowieka z głową foki, a gdy ten się zbudził, zły
gonił za dusiołem po lesie, jak wilk za zającem! A wracając do
Białopolski... Książę Ruty filuternie się uśmiechnął, wstał
i wyjął zza pazuchy... gąsior orskiej wódki. Powiedział, że to
prezent Orlandu dla bratniej Krainy Białych Pól. Lech patrzał na
to z trwogą w oczach, lecz Igaj przyjął podarunek. Gąsiorów było
kilka, więc do degustacji przyłączył się misiek i wilki. Lech
powiedział uprzejmie aby zachowali umiar, lecz zwierzaki upiły się.
Wilki poczęły zagryzać się między sobą i topić w Roxyzorze.
Niedźwiedź stał się wylewny i opowiedział jak kazał posłom
fikać kozły, a ponieważ Igaj też był pijaniusieńki więc
zapałał gniewem. Mimo protestów przybyszów rozkazał
niedźwiedziowi, aby zjadł kiścienie. On posłusznie chrupał, a na
deser miał zjeść złotą rohatynę. Gdy tylko ugryzł, poszły mu
wszystkie zęby; odtąd podwładni musieli go karmić przeżutym
pokarmem. Z kolei Igaj był tak zamroczony, że skoczył na posąg
swego brata, zabitego przez Ucława i przewrócił go i połamał i
razem z nim poturlał się do Roxyzoru".
Sirrah
skończył opowieść, po czym pożegnany przez Tatrę i jej dzieci
odleciał na wschód. Wszyscy położyli się spać, a we śnie
uczestniczyli w opowiadanej historii. Było tak zawsze po
opowiadaniu; czego nie było na jawie wynagradzał sen. ,,On
posłusznie chrupał, a na deser miał zjeść złotą rohatynę"...
Rozdział
V
,,Ojców [...] Dolina ojcowska i pobliskie doliny: sęspowska i betkowska należą dzięki swej malowniczości do najpiękniejszych zakątków w Polsce. Strome ściany dolin, wypłókane w kamieniu jurajskim, uderzają dziwacznością i rozmaitością kształtów, poza tem spotyka się tu niecodzienne okazy flory i fauny, nie mówiąc już o sławnych i niezwykle z archeologicznego i historycznego punktu widzenia ciekawych jaskiniach, których w O. i okolicy jest kilkadziesiąt, ze słynną i największą grotą Łokietka na czele. Poza tem posiada O. jeszcze ruiny starożytnego zamczyska, wybudowanego przez Kazimierza Wielkiego. [...] Groty ojcowskie były zamieszkane już w neolicie, za czasów historycznych miał się się chronić w nich w czasie walk z Czechami Władysław Łokietek, na którego pamiatkę Kazimierz W - ki miał tu zbudować zamek 'Ociec'. W 1787 zwiedzał O. i grotę Łokietka Stanisław August. Ok. 1860 założono w O. zakład wodoleczniczy, który jednak został zniszczony z całą wsią w czasie potyczki stoczonej tu przez powstańców w marcu 1863. Obecnie dzięki połączeniu z Krakowem rozwija się O. w szybkim tempie." - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 11 Moroksyt do Optyka".
Ojcowo (Fatryver) było
krainą na południu Aplanu, czyli późniejszej Analapii. Leżało
nad małą rzeczką Czterowodą (Te - y - aka) wypływającą z
Montanii i rozgałęziającą się na cztery dopływy.
Charakterystyczne dlań były liczne jaskinie - takie jak Jaskinia
Hien, Lwów, czy Niedźwiedzi, nazwane tak od mieszkających w nich
zwierząt. Słynęło też z dziwnych formacji skalnych, z których
najwyższa, posiadającą kształt cylindrycznej rolki plastra
nazywała się Plaster Kovaty (Playster Covatiner). Rósł tam gęsty,
mieszany las, zwany Puszczą Białego Mamuta (Forestrus ov Mot
Vakilis), a także znajdowało się ponure bagno - Mroczne Błota, w
których mieszkał potwór Vrouga. Wreszcie na prawym brzegu
Czterowody wznosiły się trzy wioski.
Oprócz
Vrougi, postrachem Ojcowa był gigantyczny zaskroniec z Czterowody,
pożerający ludzi i zwierzęta. Tych było sporo; mamuty i nosorożce
włochate, tury i żubry, jelenie olbrzymie i szlachetne, sarny,
łosie i renifery, zające, tarpany i suhaki (na polanach), tygrysy
szablozębne i rysie, wilki, lisy, cyjony, rosomaki, niedźwiedzie
jaskiniowe i brunatne, północne lwy i hieny, oraz owcowoły. W
Czterowodzie żyły charakterystyczne dla Burus wielkie ryby (np.
siedmiometrowe karpie). W Puszczy rosły (również buruskie i w
ogóle wschodnioeuropejskie) grzyby wielkości wołów, a także
tylko tu występujące brzozy ojcowskie. W sumie przyroda łączyłą
w sobie cechy Wschodu i Północy Europy. Oprócz ludzi z osad:
Patrit, Sospa i Betkovo, żyły tu krasnoludki, czarownice,
ubierające się w długie, białe suknie rusałki i panujące nad
nimi wodniki o śluzowatej, przepuszczalnej skórze i długich,
białych włosach.
Ojcowo
jako kraina historyczna wyodrebniło się w erze dziewiątej.
Cieszyło się wówczas sporą autonomią. Z podobnych do żab
wodników rekrutowali się wielcy wojownicy. Za panowania Anej II,
Rykar skompletował armię olbrzymich potworów, zwanych Biesami i
Čadami.
Wyszły one w tym samym miejscu, w którym potem pojawiło się Morze
Smoły i poczęły siać zniszczenie. Ojcowskie wodniki z wielkimi
stratami pozabijały potwory na południowym wschodzie późniejszych
ziem polskich. Ciała najeźdźców skamieniały tworząc pasmo
górskie o nazwie ,,Bieszczady", z kolei miejsce największej
hekatomby obrońców zostało nazwane ,,Rzeszów" (Mnogovo),
,,bo zginęły tam rzesze [wodników]'' - według ,,Obrazu
świata".
Gdy
królowa Tuva miała swój tron w Azji, trolle po zniszczeniu
Wielkiego Księstwa Nordyckiego podbiły niemal cały Nürt.
Nie mogąc zdobyc gór rządzonych przez Arktura, skierowały się na
południe, przepływając wielkie, słodkie jezioro. Ojcowskie
wodniki wyparły agresorów z powrotem do Nürtu.
Pod koniec ery, królewna Vega (obecnie zamieszkała w Burus)
chroniła się przed swą matką Goplaną III, właśnie w Ojcowie. W
erze dziesiątej, jedna z córek Novalsa i Aivalsy, imieniem Kovata,
zakochała się w podobnym do człowieka wodniku i utopiła się w
jednym z jezior Velehradu. Została w ten sposób rusałką i wyszła
za wodnika. Odtąd wielu ludzi, zafascynowanych erą dziewiątą
topiło się w Jeziorze Kovaty, aby zostać topielcem, lub topielicą.
Rusałka i wodnik wiele wędrowali, a gdy przybyli do Ojcowa, mąż
na cześć żony nazwał miejscową formację skalną ,,Plastrem
Kovaty". Gdy został wyssany przez wielką jak krowa pijawkę,
Vrouga pod postacią mężczyzny zniewolił ją i zabrał do
Mrocznego Błota. Dopiero zimą, gdy potwór wyszedł pewnej nocy na
powierzchnię, Weles - pan podziemi uwolnił ją i dał Jarowitowi.
Ten zaś umieścił Kovatę z powrotem na Wolinie, oraz przywrócił
do życia jej męża - wodnika. W erze jedenastej Ojcowo stało się
częścią Aplanu, podlegało księciu Południowej Visany. W czasie
ostatniej wojny Lecha III z Kościejem zostało zajęte przez armię
Soborowego Orlandu. W Jaskini Hien ukrywał się król razem z Tatrą
i grupą uchodźców. Tu urodziły się ich dzieci, a złoty łańcuch
Mokoszy odegnał Lochę i inne mamuny od maleństw. Zaskroniec z
Czterowody wskazał Lechowi III drogę, którą Tatra udała się do
Kościeja. W ostatnich czasach, od wyjazdu króla, potwór Vrouga
częściej niż zwykle topił swą krainę we krwi...
*
Tatra rządziła w zastępstwie Lecha III. W Niście
siedziała na tronie, słuchając poselstw, a przed nią utajniwszy
koronę z ognia leżał Deneb, z którym bawiły się dzieci.
-Ja
jestem Dusiołkiem z Orlandu - przedstawił się olbrzymi potwór, o
grubych, krwawych łapach - i spotkała mnie krzywda. Była noc i jak
mój stan nakazuje, wydusiłem konie trójce podróżnych. Potem
chciałem odebrać życie im samym, lecz widzę, że jeden z nich to
człek, z łbem szarym, wielkie, czarne oczy, wąsiska jak u żbika,
a z pyska cuchnie mu rybą. Przestraszyłem się, bom nigdy takiego
nie widział. On tu się obudził i gdy spostrzegł, żem wydusił
konie, rzucił się na mnie z pięściami, a ja uciekałem. Krzyczał
i gonił mnie, a wtedy zbudziło się dwóch ludzi i poznałem, że
jednym z nich był następca tronu w Orlandzie - książę Ruty. Gdy
uciekłem już od tej zwierzogłowej bestii, podsłuchałem rozmowy
ptaków, dowiadując się, że razem z księciem wędruje król
Aplanu, Lech III i Kellu Simi - Abö
z Oxlandu. Przybyłem tu, bo wiem, żeś królową Aplanu i możesz
wynagrodzić moją krzywdę. Ukarz, lub upomnij Lecha, że nie
ukarał, lub nie upomniał tego oxyjskiego monstrum! - wężowy język
z czarnego pyska trzepotał jak motyl.
-Znam
waszą historię - powiedziała Tatra - bo opowiadał mi ją Sirrah.
Zamiast na pomoc zasługujesz na karę.
-Ja
dobrze robię - zaprzeczył Dusiołek - duszenie jest przyjemne, to
sens mego życia. Zostałem obrażony i rządam satysfakcji. Jeśli
nie uduszę Lecha, to uduszę ciebie, lub te dzieci! - wskazał
bezskórym palcem.
Tatra
słuchała blednąc i czerwieniejąc, a on coraz wyżej podnosił
głos i chełpił się.
-Jak
szedłem do ciebie, wydusiłem wielu twoich poddanych; zajrzałem do
zwierzyńca i tam miałem radochę! Może teraz bym tą szyjkę
wykręcił jak sznmatkę?! - wysunął czerwony język w stronę
królowej, gotowej go zabić.
-On
chce ciebie wpędzić w gniew, abyś mu uległa - tłumaczył Deneb,
na którego głowie znów zapłonęła korona. - Nic mu nie
odpowiadaj, tylko wyciągnij złoty łańcuch Mokoszy!
Tatra
szybko spełniła rozkaz, a złote ogniwa rozbłysły niesamowicie.
Dusiołek zakrył okrągły, czarny łeb paluchami, po czym wyjąc
spłonął i przeniósł się do smoka Rykara. Ledwo królowa
odetchnęła, gdy przyszli posłowie.
-Jesteśmy
z Ojcowa - przedstawili się człowiek, krasnoludek i zielony wodnik.
-Stamtąd
gdzie jest Jaskinia Hien - powiedziała Tatra.
-Tak,
pani - potwierdził wodnik - i Mroczne Błota.
-Tam
mieszka Vrouga - powiedział do Tatry Deneb.
-Kim
jest Vrouga? - Tatra spytała posłów.
-To
Čort
- mówił człowiek - zawsze jest groźny, ale co jakiś czas
opuszcza Mroczne Błota i chodzi po lądzie. Wówczas pożera i ludzi
i zwierzynę, i wodniki i rusałki, krasnoludkiem nie pogardzi.
Bezpieczny jest przy nim tylko zaskroniec z Czterowody, bo nawet
czarownice giną w jego pazurach.
-Nie
można go zabić; - żalił się krasnoludek - niedawno przybyli do
nas z północy kraju leśni ludzie, uzbrojeni w łuki, oraz
dowodzący nimi żmijowie. Wyglądał jak igielnik, lecz szedł, aż
wszystkich posiekał pazurami. Przybył też olbrzymi Lynx z Orlandu,
z maczuga i mieczem, i też zginął. Neurowie pływali po Mrocznych
Błotach łódkami i mieli harpuny, ale zostali potopieni. Widziano
jak nosił pięciu Oxiów i pięciu Wydrzan nabitych na pazury.
Wówczas jeden silny wodnik rzucił weń głazem, lecz Vrouga kopnął
kamień, tak, że ten w Patricie zmiażdżył pięć chat! Z Irlandii
pochodziła sotnia rusałek, które utworzyły ścianę z płomieni,
lecz jednym dmuchnięciem rozwiał je jak pył. Wojownik z wyspy Man
nawet nie chciał słyszeć o walce, a gdy przybył olbrzym znad
Araxu - krasnal miał łzy w oczach - Vrouga poszatkował mu stopę,
a ten wyzionął ducha. Potwór był czerwony od krwi, a my
spaliliśmy ciało olbrzyma, pełni przerażenia. Wyzwól nas od
niego, pani! - wszyscy padli na twarze.
-Dlaczego
uważacie, że ja mogłabym mu sprostać?! - spytała Tatra.
-Przecież
to tyś pozbawiła nieśmiertelności Kościeja - wykrzyknął
człowiek.
-Vrouga
służy Rykarowi i jest wrogiem Ageja - włączył się Deneb -
dlatego zostanie zwyciężony jego płomieniem. A kto go ostatecznie
do niego zaniesie, nie jest najważniejsze. Czuję, że na długo
czas zaznacie spokoju - posłowie uspokojeni wstali z podłogi i
opuścili Nist.
Tatra
zafrasowała się. Chciała pomóc swoim poddanym, choć opowieści o
potworze przerażały ją. Deneb puszystą łapą wytarł jej łzę z
policzka. Fale kosmicznego Oceanu czerwieniły się już, a biały
ryś znaczącym gestem nadstawił grzbiet, jakby chciał powiedzieć:
,,Wsiadaj"! Tatra ucałowała i mocno uściskała dzieci, po
czym znalazła się na Denebim grzbiecie. Mocno chwyciła za kudły i
wyskoczyła przez okno. Zdziwiła się szybkim tempem jego biegu.
Słońce wciąż zachodziło, gdy opuścili Nist. Ściemniać zaczęło
się nad jeziorem Open - Vida, a im dalej kierowali się na wschód
wzdłuż Virany, tym było ciemniej. Dzieci poszły już do łóżek,
a chwila odpoczynku nastąpiła nad jeziorem Lyko. Deneb przyjrzał
się Tatrze.
-Dzisiaj
Sirrah znów przyleciał z Białopola do Aplanu, choć zwykły
nietoperz potrzebowałby na to dużo więcej czasu. On i ja jesteśmy
Enkami, więc możemy się szybko poruszać. Nie jestem władny zabić
Vrougi, ty też nie - możemy jednak na długi czas go
unieszkodliwić.
-A
jak zginę, kto zaopiekuje się dziećmi? - niepokoiła się królowa.
-Nie
stracą matki - uciął Deneb, po czym o pełni Księżyca dotarli do
Ojcowa.
Tatra
zsiadła z grzbietu Enka nad brzegiem Mrocznych Błot. Słychać było
pohukiwane sów i kumkanie żab, oraz płacz ludzi. Tatra była
wyczerpana i długą galopadą i głodem, teteż zasnęła. Deneb
obudził ją trąceniem łapy. Otworzyła oczy i usłyszała ryk. W
ciemnościach świeciły czerwone oczy.
-Vrouga!
- miauknął Deneb i z rozjarzonymi oczami i koroną zerwał się na
równe łapy.
Ociekający
błotem Čort
był wielki jak Arvot Baldas. Miał niedźwiedzi łeb, korpus i ogon,
w miejscu uszu miał krowie rogi, a w miejscu rogów - krowie uszy.
Przednie kończyny były ogromne i pięciopalczaste. Ich uzbrojenie
stanowiły długie na łokieć, proste i obosieczne pazury. Kończyny
tylne były podobne do ludzkich, lecz grube i owłosione; okrywały
je czarne, skórzane buty.
Tatra
rzuciła weń zaostrzonym kamieniem, a Deneb zakrył ją swym ciałem.
Potwór jednym machnięciem łapy poszatkował go, lecz buchnął
płomień i ciało rysia - Enka się zrosło. Królowa wyjęła złoty
łańcuch, lecz mieczowaty pazur uciął jej rękę i odtrącił w
paprocie. Krzyknęła z bólu i opadła na trawę, a Čort
z lubością uciął jej drugą rękę. Deneb drapnął pazurami po
niedźwiedzim pysku i wytoczył zieloną krew. Tatra podpełzłą w
paprocie i chwyciła złoty łańcuch w zęby i czołgała się z
strone walczących. Deneb słabł, zas królowa klęknąwszy,
potrząsnęła głową i łańcuch uderzył Vrougę w pysk.
-Cidia
ysena rrrrrrrrrrrrynacyja!3
- krzyknął gdy złote ogniwa owinęły się wokół niego i
wciągnęły w głąb Mrocznych Błot.
Od
upływu krwi, Tatra straciła przytomność, lecz Deneb wziął ją
do pyska, w łapy chwycił jej ramiona i zaniósł pod miejscową
brzozę. Naciął korę pazurem i na głowę Tatry poleciała oskoła.
-Pij
- rozkazał Deneb, a oskoła była lekiem; odcięte ramiona znów
zrosły się z tułowiem. Była już zdrowa, a po całym zdarzeniu
zostały tylko białe, pierścieniowate blizny, przez pewien czas
świecące niczym poświata. Wtuliła się w Deneba i powróciła do
Nistu.
Dzieci
uradowały się, widząc, że ich mama wróciła. A było co
opowiadać...
-Byłam
w Ojcowie i walczyłam z Vrougą, gdyby nie Deneb, byłabym martwa.
Teraz musimy pomóc rodzinom zabitych i rannych, a także powiedzieć
im, aby się nie bali - wyjaśniła dzieciom.
-Jak
dorośniemy, będziemy tacy jak ty, mamo - poważnie zapewnił
Mieczysław.
*
Po śmierci Tatry i pojawieniu się węża Gorynycza,
zaskroniec z Czterowody przyłączył się do niego i też siał
zniszczenie. Gdy Belsk i Kallap ofiarą z własnego życia zamienili
Gorynycza w pasmo górskie, jego ojcowski sługa zmienił się w
drugi łańcuch, zwany ,,Prometem". Gdy Jurata zakończyła erę
jedenastą zesłaniem potopu, woda wymyła Vrougę z Mrocznych Błot
i niosła swym prądem. Po zakończeniu kataklizmu, potwór znalazł
się daleko od domu (prawdopodobnie na Wolinie) i rozłączył się
ze złotym łańcuchem Mokoszy. Pełen wściekłości ruszył z
powrotem do Ojcowa i znów zamieszkał w Mrocznych Błotach. Już w
czasie drogi powrotnej mordował co mu się nawinęło w zasięg
pazurów. Tymczasem w Fatryver zamieszkali Słowianie i odbudowali
zniszczone wioski. Vrouga stał się ich postrachem. Kiedy instytucja
wielkiego państwa uległa zawieszeniu, wsiami Patrit, Sospa i
Betkovo zaczął rządzić ród Taurovów (przez Polaków nazywanych:
,,Byczyńskimi"). Byli to udzielni władcy. ,,Ys ein tzay
royek, priniceps, ina navetus grabus - ys tzay misterianus ov
Taurov"4
- brzmiała dewiza drugiego z rodu, Lipina. Władysław z Taurova
chciał rozszerzyć granicę swej włości do rzeki Visany, lecz
pokonała go efemeryczna koalicja plemion słowiańskich i celtyckich
pod wzgórzem Vovel. Oprócz Vrougi drugą zmorą Ojcowa stał się
rozbójnik Rinkajzen ov Štafingaff
o gęstej, krzaczastej brodzie czarnego koloru. Rinkajzen miał
luksusową siedzibę w jaskini, wśród Puszczy Białego Mamuta i
była to baza wypadowa, pozwalająca łupić całą krainę. Był
bezwzględnym mordercą i pierwowzorem bajkowego Rumcajsa. Zamiast
Hanki miał cały harem, a o żadnym Cypisku nie zachowały się
wzmianki. Kres jego działalnności położył Stanisław Taurov -
mimo pomocy samego Vrougi, Rinkajzen został złapany i wbity na pal.
Był on ostatnim dziedzicem Taurova na zachodnim brzegu Czterowody.
Jego pijana czeladź chętnie strzelała z łuku do lecących na
miotłach czarownic. Te zaś zemściły się, wysadzając w powietrze
Taurovo za pomocą wybuchowych eliksirów. Rocznicę śmierci
,,mordercy i plugawca" zawsze czciły uroczystym sabatem na
skałach. Odtąd Ojcowem zaczęli rządzić naczelnicy wsi Patrit.
Vrougę
zabił Ilja Muromiec (Iliyon Muromy) z Karačoru.
W erze trzynastej, naczelnik wsi Patrit złorzył hołd Lechowi I
Dalmackiemu i Ojcowo stało się częścią nowego państwa -
Analapii. W ,,Obrazie świata'' jest napisane:
,,Fatryver leży w Analapii między Visclą na północy, a Montanią na południu".
1
Milczeć psy!
2
Śmierć tobie, psie Ageja!
3
Niewiasta moją klęską!
4
Nie jestem królem, księciem, ani nawet grafem - jestem panem
Byczyńskim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz