Za królowej Tuvy, na północy, tam gdzie później Nurtus I założył Nürt, wznosiła się Nordika - stolica Wielkiego Księstwa Nordyckiego.
,,Mijał gęste, pełne zwierząt lasy; w jednym z nich zdominowanym przez buki stały ruiny miasta w erze dziewiątej zamieszkanego przez rusałki północne. Była to marmurowa stolica Wielkiej Księżnej Nordyckiej [...]. Dotychczas znał to ciekawe dla archeologów miejsce z opowiadań Ruty i Arvota Baldasa'' - ,,Tatra cz II Wiek Żelazny''.
Pierwszą
wielką księżną była Valkiria. Za panowania królowej Mari,
zbudowała stolicę w centrum lasu i oswoiła węża morskiego z
północy, tak, że mogła jeździć na jego grzbiecie. Gdy umarła w
wieku 910 lat, serce morskiego potwora pękło i udał się do Nawi w
ślad za swą panią. Jego potomkowie ponoć do dzisiaj żyją w
Szwecji. Córką Valkirii była Valhal I, matka Valhal II, matki
Vetery. Ta urodziła się w jeziorze nazwanym później jej imieniem.
Vetera wstąpiła na tron w tym samym czasie co Tuva. Przyjaźniła
się z małpą łokisem, bujającym wśród świerków Wielkiego
Księstwa. Tak wszyscy myśleli. Pewnej nocy, za oknem, nocnice
tańczyły w kole i śpiewały:
,,Czarne białym,
Białe czarnym,
Dziecię dorosłym,
Mąż niewiastą,
Zwierzę mężem...''
Jedna z
nich, usługująca wielkiej księżnej podała jej w ozdobnym kubku
napój. Kto go wypił zakochiwał się w pierwszej ujrzanej istocie.
Tak się złożyło, że Vetera po wypiciu ujrzała swego ulubionego
łokisa. Napój sprawił, że zapałała doń niepohamowaną żądzą
i oddała mu się. W dziewięć miesięcy później wydała na świat
wspólne dzieci. Całe wielkie księstwo było w szoku. Dzieci w
liczbie ośmiu były czarne, miały nietoperzowe głowy, sierpowate
pazurki i pokrywało je gęste futro, niczym u dzikich Gorilla, albo
Pongo z Dalekiego Południa.
- Do Čortów
z nimi! - Vetera płakała i krzyczała.
Na jej rozkaz
nieszczęsnego łokisa ubito, a dzieci wyniesiono w głąb puszczy z
dala od domostw. Tam jednak przygarnęły je wilki i niedźwiedzie.
Dzieci rosły, a nękana przez Čorta
Obłędka, Vetera postradała rozum i rycząc uciekła z Nordiki, by
mieszkać w dzikich górach, gdzie zaopiekowały się nią oready.
Tymczasem jej porzucone dzieci rosły, mialy dzieci między sobą i
nieświadome swego pochodzenia żyły z łowów i zbieractwa w
puszczy. Leśna Matka przygarnęła je jako swoje i bardzo ją
pokochały. Niektóre z tych stworzeń miały nie jedną, a kilka
nietoperzowych głów, a wszystkie były niesamowicie silne.
Potrafily rozdzierać dziki, tury i żubry, a także wielkie ryby z
jezior. Miały tez czarną krew. Istoty te same siebie nazwały
,,trollami''. Rykar gdy dowiedział się o ich istnieniu postanowił
przeciągnąć je na swą stronę. Posłał do nich Licho z
wezwaniem:
- Skrzywdzono was sromotnie. Poczęła
was rusałka z nasienia łokisa. Gdy ujrzała to co urodziła,
wygnała was z wielkim obrzydzeniem. Chciała, ta suka, abyście
zmarli z głodu i chłodu, albo w paszczach zwierząt. Jednak
miłościwy Rykar, tak - Rykar, a nie Boruta, czy Leśna Matka posłał
ku wam leśne zwierzęta, których mleko piliście. Żyjecie dzięki
niemu - kłamał. - Dziewanna mówi, że was kocha, ale to łeż
sromotny, bo gdyby was kochała, to już dawno pod jej sztandarami
poszlibyście na wiarołomną stolicę i wywarlibyście pomstę za
wasze krzywdy. Ona się nie zgodzi, to pewne, chce bowiem odebrać
wam honor, a z czasem wytracić, bo brzydzi się wami. Jeśli
rozumiecie, to spieszcie pod sztandary Rykara, gdzie znajdziecie
prawdę bolesną może i słodycz wróżdy, odpłacicie złu czyniąc
je niezdolnym do życia - wśród trolli słowa te wywołały
poruszenie. Rozbudziły gorycz wygnańczego życia i gniew na wyrodną
matkę.
Licho,
nazywane z czasem imieniem ,,Loki'' przez kilka kolejnych dni
podważało poważanie jakim otaczano Leśną Matkę, obiecywało
sławę i łupy. Wreszcie Čort
stanął z czarną chorągwią wojenną, a trolle w większości
poddały się jego dowództwu. Ci co pozosatli wierni Pani lasu,
znaleźli śmierć od pazurów swych pobratymców, a następnie
zostali rozszarpani. Część z nich zdołała jednak uciec w góry.
Jeszcze inni pobiegli do Nordiki, aby ostrzec jej mieszkańców, lecz
Skadia, wielka ksieżna, zabijała ich osobiscie, ucinając
nietoperzowe głowy. Tymczasem w lesie...
- Palę ten las - mówiło
Licho z pochodnią w ręku - na znak, ze nie macie już odwrotu. Nie
macie tez nic do stracenia, oprócz swych kajdan. Przed wami Nordika,
góry, którymi rządzi Arktur i świat cały. Nie miejcie dla nikogo
litości! - po tych słowach, Čort
rzucił żagiew na wysuszone, leśne runo, a te zajęło się ogniem.
Płomienie poczęły pożerać krzaki i wspinać się po pniach
drzew. Armia trolli ruszyła na południe, w stronę znienawidzonego
miasta. Miejsca narodzin ich prarodziców. Litościwi Płanetnicy
nakierowali na miejsce pożaru chmury deszczowe, a trolle rzucały w
nich kamieniami. Minął tydzień, dwa, trzy, aż Licho zawołało:
- Teraz zaznajcie słodyczy pomsty! -
mówiąc to wskazało pochodnią na Nordikę. Trolle rycząc zbiegły
ze wzgórza. W łapach trzymały kamienie i maczugi, ciężkie nieraz
jak tur, żubr i niedźwiedź razem wzięte. Niektóre miały miecze,
ale już same pazury, wielkie jak sierpy były wystarczająco groźną
bronią. Rusałki i wodniki były niemal bez szans. Obficie tryskała
ich niebieska krew. Potężni najezdnicy łamali drzewa, burzyli domy
i fontanny. Zabili wielką księżną Skadię, jej męża i dzieci, a
szklany tron potłukli w drobny mak. Do worków pakowali wszystkie
kosztowności. Palili książki i pożerali zwierzęta. Rozkopywali
kurhany, obalali ołtarze. Kilka z nich zginęło od strzał, mieczy
i włóczni, brocząc czarną krwią. Ruiny spalono i rozkopano
pazurami. Nieliczne mieszkanki i mieszkańcy Nordiki ulecieli pod
postacią Świateł.
,,Była to marmurowa stolica Wielkiej Księżnej Nordyckiej, jednak za panowania królowej Tuvy została zdobyta i zniszczona przez trolle''... - ,,Tatra cz II Wiek Żelazny''.
- Nie zapomnijmy o wywarciu słusznej
pomsty na zdrajcach, którzy już przestali być waszymi braćmi i
nad haniebną Veterą, co się was wyparła jako wasza maciora.
Uderzmy w góry! - tak naprawdę pramatka trolli pewnego ranka
zamieniła się w Światło i uleciała ,,do Welesa za morze''. Gdy
wieść o zagładzie Nordiki dotarła do uszu królowej Tuvy, trolle
maszerowały na północ, ku domenie Enka Arktura. Po drodze
niszczyły wielkie połacie lasu, a między pniami drzew piętrzyły
się stosy pomordowanych i nawet nie nadgryzionych zwierząt,
Płanetników, żmijów i leśnych ludzi. Czy oready podzielą los
nordickich driad?
*
Licho -
Loki wzniosło się nad sformowaną przez siebie armia i jego
komarzym oczom ukazały się oready i leśni ludzie na grzbietach
niedźwiedzi, żmijowie, wodniki, dziki, tury, żubry, rysie, żbiki,
wilki, rosomaki, a nawet kilka ,,jaj płomienistych'' z Księżyca i
olbrzym Quasirus, zwany Kwazirem. Większy odeń był tylko jeden
bury niedźwiedź, nad którego głową żarzyła się korona z
ognia. Już obie armie miały uderzyć na siebie, gdy ogromny
niedźwiedź w ognistej koronie powstrzymał swe wojsko ruchem łapy
i ryknął:
- Nie pozwolę, abyście szli trollom
w łapy i w nich ginęli! Sam będę walczył za te góry. Wracajcie
do domu! Wracajcie mówię!
- Nie wiedziałem, że ten Arktur to
taki potwór - westchnął jeden z trolli. - ,,A jak oszczędza życie
swych wojowników!'' - dodał w myślach.
Gdy
górskie zastępy rozeszły się, zgodnie z poleceniem Arktura, ten
ryknął w stronę najezdników:
- Wy też rozejdźcie się! Porzućcie
Rykara, bo to kłamca, co chce waszej zguby. Przyjmijcie przebaczenie
jakie czeka was ze strony Dziewanny!
- Góry są nasze! - krzyknęło
Licho - Do ataku! - na jego rozkaz trolle rzuciły się na Arktura
jak mrówki na Telimenę i parły by posiąść szczyty. Arktur
strząsał je z siebie i potężnym dmuchnięciem odrzucił Licho
precz. Niczym liście gnane wiatrem poleciały towarzyszące trollom
strzygi, a same trolle poprzewracały się i bezradnie machały
łapami jak żuki leżące na grzbiecie.
- Nie chcę waszej śmierci! - ryknął
Arktur, lecz czarna chorągiew podniosła się w górę i w stronę
Enka posypały się kamienie. Ten widząc, że napastników nie może
powstrzymać, jeszcze raz strącił ich ze swoich łap, po czym i
dmuchał i deptał, kości pękały i czarna krew się lała, aż
trolle nie bacząc na rozkazy Licha uciekły gubiąc miecze i
maczugi. Czy to je powstrzymało?
*
Choć
poważania Čortowi
ubyło, to jednak wciąż dowodzil wielką, kudłatą armią.
- Arktur zwyciężył, bo użył
podłego podstepu - Licho nie wyjaśnilo jakiego. - Jednak waszym
przeznaczeniem jest zdobyć świat, a to stanie się na pewno. Vetery
nie ma już w górach, rządzi teraz na wschodzie pod imieniem Tuvy i
zamierza was wytępić - było to kłamstwo.
Po
tej przemowie trolle odniosły wiele zwycięstw nad rusałkami
północnymi, po czym zbudowały sobie tratwy i przepłynęły morze.
Wolin, Rana, Wyspa Kynokefali, Sarema - na każdej z tych wysp
powiewała już czarna chorągiew. Ujścia Odirny i Visany
przepełnione były krwią niebieską, czarną, czerwoną. Do walki z
trollami stanęły wodniki z Ojcowa, niektóre z nich pamiętały
jeszcze czasy Wereszczaki i królowej Anej II. Raz wygrywała jedna,
raz druga strona. Od kiedy tylko tratwy najezdników z północy,
płynęły ku morskim wyspom, na pole bitwy ruszyła córka królowej
Mari, królowa Tuva, matka Mordvy. Trolle zaś parły na wschód, ku
stolicy - Nowemu Toropieckowi (Toropieck Navłay). Spalone lasy,
zburzone domy, rozkopane mogiły, wymordowane zwierzęta i inne
istoty - wszystko to znaczyło trasę pochodu. Tuva stosowała wojnę
podjazdową. Pod osłoną kniei, lub skał, albo z wody rażono
trolle włóczniami i strzałami z łuku. Te zaś ostro się mściły.
Tak trwało to trzy lata, a w pogoni za hufcami Tuvy, trolle
bezwiednie ominęły stolicę i przekroczyły Roxyzor. Ich zastępy z
wolna malały, tak samo malała chęć do dalszej walki. Licho
przestało już być ukochanym wodzem, więc wróciło do Čortieńska.
Trollową armia dowodził ośmiogłowy Gim Kireyen. Tymczasem
księżycowy król Ladislao przysłał pomoc Tuvie w posatci
dziewiętnastu ,,jaj płomienistych''. Ojcowskie wodniki bardzo
dawały się we znaki trollom. Wreszcie stoczono z ich udziałem
decydującą bitwę ,,gdzieś w Azji'' (,,Codex vimrothensis'').
Strzałą z łuku, Tuva uśmierciła Gima Kireyena, a jego witezie
topnieli niczym wiosenne śniegi. Wreszcie niedobitki odrzuciły
miecze, maczugi, tarcze i płonące konary drzew i padły na kolana
przed Tuvą. ,,Oszczędź'' - zdawały się mówić. ,,Czy mam nie
zabijać tych potworów co palą i mordują''? Jakiś troll nie mogąc
wytrzymać napięcia przeciął sobie gardło szponami.
- Jesteśmy na końcu świata -
przemówił nagle brat Kireyena - pozwól nam pani zamieszkać tu i
nie wracać do was - zapadła cisza.
- Gucen1
- ozwała się Tuva - oddaję wam góry Hindukuš
i tereny na wschód od nich, jeśli są takowe. Wcześniej jednak
naprawicie to co zniszczyliście! - i tak się stało.
Trolle
przewędrowaly Hindukuš
i podobno varibusy z Imalainu to ich potomkowie. Ostatnie trolle
przeżyły na nürtyjskiej
ziemi, a pochodziły od tych, co nie chciały niszczyć Nordiki.
- Lovietnist' tzay
fundamentum ov vad2
i bez miłosierdzia wszyscy bylibyśmy Čortami
- Tuva tłumaczyła swe postępowanie małej Mordvie. - One nie były
złe, a tylko okłamane, a przecież i nas Rykar okłamuje.
Kosa
Oppman w ,,Perłowym latopisie'' pisze o trollu, który uwięził
Deneba w Čortlandzie
i o udziale tych stworów w obronie Żelaznego Zamku w Burus.
1
Dobrze
2
Miłosierdzie jest fundamentem świata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz