,, To absolwenci tej oto akademii poznawszy na wylot budowę 'jaj płomienistych' skonstruowali korabie latające. Wyglądały jak te co unoszą się na falach morskich, lecz były władne unosić się w przestworzach i penetrować Zaziemie. Umiejętność ich budowy zginęła wraz z kulturą Neurów, za to latający statek przetrwał w pewnej rosyjskiej baśni, gdzie car ogłosił konkurs na budowę tej dziwnej machiny'' - ,,Legenda''
Każdy
Neur miał zdolność przybierania postaci raz wilczej, a raz
ludzkiej. Pierwociny gatunku niemal stale żyły w skórach wilków.
Później, po zwycięskim boju z Čortami, większość Neurów
przybrała postać ludzką przez większą część roku (wilkołaki
obchodziły niezwykle uroczyste święto Noc Nira, w czasie którego
zamieniały się w wilki i zamieszkiwały w lasach). W erze
jedenastej żył luty król Neurów, Krwawy Burek, który prawie
nigdy nie zamieniał się w człowieka. Prezentowana tu opowieść ze
zbioru ,,Codex
vimrothensis''
opowiada o Neurze, który przez całe życie zachował ludzką
postać, ani razu nie zamieniając się w wilka. Macierz nazwała go
Iwanem (Ivanus)
na cześć sławnego brata Mary, który pokonując strach, razem z
siostrą zdobył ogromny rubin stworzony dla trzech władców z
przyszłości i ubił imperatora wąpierzy Amwira. Gdy liczył sobie
szóstą wiosnę życia, wdrapał się na jabłoń, lecz albo się
poślizgnął, albo gałąź była za cienka. Dość, że spadł i to
tak niefortunnie, że stracił przytomność, uderzając główką o
kamień. Byłby
umarł, lecz jego ojciec Wazul (Vasulis) udał się po wodę z Sobotniej Góry, która miała moc leczenia wszystkich przypadłości, a nawet wskrzeszania zmarłych. Na zimną główkę dziecka wylano flakonik cudownej wody, a chłopczyk nagle otworzył czarne oczka, wstał i pyta się: ,,Gdzie jestem''? Wielka była radość rodziców i rodzeństwa; dziękowano Agejowi i miłosiernej Mokoszy; matce Sobotniej Góry. Odtąd Iwan nosił przydomek Kupała (Cupala), bowiem w języku starokrasnym, Sobotnia Góra to ,,Monta Cupalis''. Od najmłodszych lat pociągały go ptaki, motyle, ważki, zabawki zwane latawcami (nie mylić z ognistymi duchami o tej samej nazwie), unoszone wiatrem nasiona dmuchawców, zwane ,,jamiołkami'' - słowem wszystko co latało. Marzył by być ptakiem. W ósmym roku życia ujrzał wspaniały korab przemierzający sine, lodowate morze i nie mógł o nim zapomnieć. Jednak poprzednia pasja go nie odstępowała. Pewnej nocy miał dziwny sen. stał na pokładzie okrętu płynącego pod pełnymi żaglami, a wokół było pełno ptactwa. Co dziwniejsze statek nie płynął po wodzie, lecz unosił się nad chmurami. Gdy się zbudził, postanowił, że zbuduje taki latający statek, lecz tylko matka traktowała jego marzenia poważnie. ,,Latający statek byłby takim samym dziwadłem jak latająca krowa lub słoń. Spróbowałbyś choć raz zamienić się w wilka jak wszyscy Neurowie'' – mówili mu ojciec i bracia. Jednak Iwan Kupała nie rezygnował z marzeń. Gdy dorósł na tyle, by rozglądać się za dziewuchą, wstąpił do Uczelni – Szkoły Szkół; owej krynicy mnogich nauk i kuźni mądrości, którą założył król Nyria II w stołecznej Białej Wieży pośród dziewiczej puszczy. Liczył, że tam nauczą go budowy latających statków. Daremnie! Zgłębiał za to sekrety różnych latających istot, zakonu stuha, dowiedział się wiele o Płanetnikach i ich ,,jajach płomienistych''; pojazdach, które wynalazł niejaki Vyssa.
umarł, lecz jego ojciec Wazul (Vasulis) udał się po wodę z Sobotniej Góry, która miała moc leczenia wszystkich przypadłości, a nawet wskrzeszania zmarłych. Na zimną główkę dziecka wylano flakonik cudownej wody, a chłopczyk nagle otworzył czarne oczka, wstał i pyta się: ,,Gdzie jestem''? Wielka była radość rodziców i rodzeństwa; dziękowano Agejowi i miłosiernej Mokoszy; matce Sobotniej Góry. Odtąd Iwan nosił przydomek Kupała (Cupala), bowiem w języku starokrasnym, Sobotnia Góra to ,,Monta Cupalis''. Od najmłodszych lat pociągały go ptaki, motyle, ważki, zabawki zwane latawcami (nie mylić z ognistymi duchami o tej samej nazwie), unoszone wiatrem nasiona dmuchawców, zwane ,,jamiołkami'' - słowem wszystko co latało. Marzył by być ptakiem. W ósmym roku życia ujrzał wspaniały korab przemierzający sine, lodowate morze i nie mógł o nim zapomnieć. Jednak poprzednia pasja go nie odstępowała. Pewnej nocy miał dziwny sen. stał na pokładzie okrętu płynącego pod pełnymi żaglami, a wokół było pełno ptactwa. Co dziwniejsze statek nie płynął po wodzie, lecz unosił się nad chmurami. Gdy się zbudził, postanowił, że zbuduje taki latający statek, lecz tylko matka traktowała jego marzenia poważnie. ,,Latający statek byłby takim samym dziwadłem jak latająca krowa lub słoń. Spróbowałbyś choć raz zamienić się w wilka jak wszyscy Neurowie'' – mówili mu ojciec i bracia. Jednak Iwan Kupała nie rezygnował z marzeń. Gdy dorósł na tyle, by rozglądać się za dziewuchą, wstąpił do Uczelni – Szkoły Szkół; owej krynicy mnogich nauk i kuźni mądrości, którą założył król Nyria II w stołecznej Białej Wieży pośród dziewiczej puszczy. Liczył, że tam nauczą go budowy latających statków. Daremnie! Zgłębiał za to sekrety różnych latających istot, zakonu stuha, dowiedział się wiele o Płanetnikach i ich ,,jajach płomienistych''; pojazdach, które wynalazł niejaki Vyssa.
,,Rimilus spłodził Višaka, Višak Góra, Gór Vyssę. Ten zaś skonstruował pierwsze 'jajo płomieniste'. Zużył na to cały kunszt włożony weń przez Ageja. Męczył się niezmiernie, a wielu jego kolegów robiło sobie palcem kółka na czole i szło pływać w morzu. Wreszcie robota została ukończona, gdy Gór już odchodził do mogiły. Przed śmiercią ujrzał pojazd na podobieństwo wielkiego jaja, które pokrywały płomienie, nie mogące jednak spalać. Vyssa zabrał w wielką podróż po obu Oceanach ojca, matkę i wielu chętnych, a odprowadzało go ogłupiałe spojrzenie ognistych duchów – latawców […]'' - ,,Księga Latarnika, czyli Szafirowy latopis''.
Iwan
Kupała gdy tylko opuścił Uczelnię zabrał się do budowy
wymarzonej machiny. Nazywany szaleńcem, pracował rok w rok, aż
przeminęła jego młodość i nie zdążył założyć rodziny.
Pomarli mu ojciec i matka, a on nie przerywał pracy. Wreszcie gdy
już wszyscy o nim zapomnieli, zbudował latający statek i w
grodzie stołecznym pokazał królowi Nirkowi Czerwonemu Ozorowi.
Zabrał na pokład całą królewską rodzinę i wielu dostojników
na lot nad Neurowem. Po skończonej podróży król Nirek zawiesił
na szyi Iwana Kupały srebrny naszyjnik przypominający wilcze kły.
Już nikt nie nazywał go szaleńcem, a on sam nie pomyślał nawet,
czy jego wynalazek może być użyty w złych celach. Tymczasem
nieprzewidywalna rzeczywistość rozwiała złudne majaki...
Król
przechowywał swój latający statek w swej zagubionej wśród
puszczy i rozlewisk Narvi stolicy, w bliskim sąsiedztwie pałacu.
Uwielbiał na swym okręcie szybować nad chmurami, a nieraz
zapraszał na jego pokład królów i książąt innych ras jak
Chojca X Hipocentaurusa, kniazia niedźwiedzi Hulę Obra, Bildada II
z plemienia Al – Baktar, do którego należeli ludzie z głowami
wielbłądów, wreszcie króla Lynxów. Wśród jego gości był
wielki książę Budynów – Szczerszczymir z żoną i synami, a
nawet wielu zwykłych poddanych, którym pozwalał polatać na statku
za drobną opłatą; złożoną zazwyczaj z myszy, zająca, kilku
ryb, czy grzebiącego ptactwa. Na straży korabia władca postawił
dziesięciu turońków zbrojnych pałki. Turońki – bracia turoni
to dzieci Boruty i Leśnej Matki – Pani Zwierząt. Mieli postać
rosłych mężów o głowach turów i dwóch turzych ogonach. W
nozdrza wpinali złote pierścienie, wstyd zasłaniali barwnymi
przepaskami, a na bezwłosych piersiach malowali leliwy, strzały,
Centaury i srebrne, końskie głowy na czarnym polu... Podobnie jak
turonie, były to istoty niezwykle silne i wytrzymałe, choć na
nikogo nie napadały. Wiele turońków na samych początku ery ósmej
pomagało Enkom i Neurom bić się z Čortami. Tego poranka Nirek
Czerwony Ozór znalazł całą dziesiątkę tych spisujących się
dotąd na medal strażników, smacznie śpiącą. Z ich pysków
wydobywał się zapach jak z gorzelni – to uśpiła ich tak wódka
z jakimiś ziołami. Pana Królestwa Neurów i Budynów wielce to
rozgniewało, bo latający korab – jego ,,oczko
w głowie''
zniknął jak kamfora. Tego samego feralnego dnia wydarzyła się
rzecz jeszcze gorsza – Słońce zakryły ciemności i nikt, nawet
mędrcy z Uczelni, nie wiedział czy owe straszne ciemności
kiedykolwiek się skończą. Starcy z wszystkich ras rozumnych
powiadali, że sprawcami każdego zaćmienia są ogromne węże
służące Matce Żmyi, zwanej Garafeną, które wypijają Słońce
jak jajko ze skorupki, bądź chrupią Księżyc jak jabłko. Z kolei
znawcy ciał niebieskich z Uczelni i Płanetnicy próbowali wyjaśniać
owe przerażające zjawisko jako skutek obrotów tychże ciał. Byli
tacy co łączyli kradzież latającego statku z zaćmieniem Słońca,
oczywiście obciążając winą Iwana Kupałę. ,,Po
zieloną małpę majstrował ten statek. Teraz nie mamy ani
fruwającej krypy, ani Słońca''
– mówiono gniewnie. Wynalazca zaś mieszkał sam w chacie między
lasem a łąką. Co jakiś czas odwiedzali go bracia z rodzinami i
liczne zwierzęta. Gdy świat ogarnęły ciemności był tak samo
przerażony jak wszyscy inni. Nawet wówczas ani razu nie okrył się
wilczym włosem, choć w wilczej postaci lepiej radziłby sobie w
mroku. Po prostu nigdy nie nabył tej podstawowej umiejętności
każdego Neura. Wilki i rysie z lasu przynosiły mu swe łupy do
spiżarni i żył jakoś znośnie. Ciemności wciąż spowijały
Ziemię, gdy w swej izbie ujrzał nie kogo innego a samą Mokoszę.
Biła od niej woń najcudniejszych kwiatów i blask; delikatny i nie
rażący starych oczu, lecz na tyle silny, by rozświetlić całą
izbę. Piękna jak rzeźby Greków z ery trzynastej, odziana była w
powłóczystą, białą suknię i płaszcz zielony jak trawa. Jej
długie do pasa, puszyste włosy barwy złota, pieścił wietrzyk
dostający się przez uchylone okno. Starzec padł przed nią na
twarz.
- Witaj Formo Ageja!
- przywitał ją, a ona rzekła:
- Agej chce, abyś
pomógł Słońcu wrócić na nieboskłon. Latający statek, dzieło
twych rąk, skradł ogromny, ziemski wąż Ogniożer, dla którego
płomienie są najrozkoszniejszą strawą. On to spił strażników i
poleciawszy korabiem wypił świeżo rozpalone Słońce, tak jak kuna
wypija surowy owoc kokoszy. Jeśli usłuchasz wezwania, pomogę ci je
wypełnić – Iwan Kupała zadrżał, lecz próbował wykrętów.
- Nikt cię o to nie
obwinia – zapewniła Mokosza.
-
Jednak rozumiesz mnie, najjaśniejsza pani, jestem już Neur wiekowy,
nie dla mnie długie podróże. Ktoś młodszy lepiej by się nadawał
ode mnie. Wreszcie wielu to mnie obwinia o to zaćmienie; niektórzy
są tak głupi, że jak się uprą, to nie ma siły by ich przekonać.
Przykro mi, Pani, Której Łono Opuściło Moje Ocalenie, może kiedy
indziej – Mokosza bez słowa opuściła chatę, a w jej ślicznych,
modrych oczach zalśniły łzy podobne do pereł. Iwan Kupała wstał
i odetchnął. Od tego dnia przychodzili doń inni Enkowie: mędrzec
Świętowit, sprawiedliwa Jurata, Swaróg – Latarnik Nieba, lecz
konstruktor latającego statku nieodmiennie mówił ,,nie''.
Agej wysłał doń białego wilka Ovova Tęczookinsona i jego brata
Wiłkokuka, lecz i oni spotkali się z odmową. Ba! Uparty starzec
odmówił nawet Borucie i Dziewannie Šumina Mati, których Enkowie
poważali więcej niż innych Enków. Nudziło mu się siedzenie w
czterech ścianach toteż postanowił rozprostować nieco nogi,
spacerując po pokrytej perlistą rosą łące przed chatą. Wziął
płonącą żagiew, aby sobie oświetlać drogę i wyszedł. Gdy tak
chodził ujrzał smukłą pannę w bieli, której długie do kolan
włosy były czarne jak pkieł i miękkie jak kitajka. Panna nie
miała korony z ognia, za to u jej pasa srożył się długi miecz.
- Witaj krasna
dzieweczko – przywitał ją Iwan Kupała. - Jak cię nazwali i co
tu robisz w takim mroku?
- Jestem Polanica,
Pani Pola Bitwy, córa wielkiego Selenodorosa; Daru Księżyca –
odpowiedziała prawdziwie choć wymijająco – wtem jej miecz
znalazł się przy gardle Iwana Kupały.
- Broń się! -
powiedziała, a wówczas starzec spostrzegł, że on sam miast
pochodni dzierży ognisty miecz, którego blask rozświetla
ciemności.
Panna
i starzec poczęli zajadle walczyć, lecz już wkrótce miecz wypadł
z drżącej ręki wynalazcy, a
wojowniczka ze słowami: ,,Jam Dziwica, córa Chorsa Srebronia'' – złapała go za czuprynę i podniosła w górę. Starzec wrzeszczał, gdy nagle poczuł, że robi się coraz mniejszy, a Dziwica włożyła go do kieszeni jakby nie był Neurem jeno krasnoludkiem. Po chwili wyswobodziła go z tego niezwykłego więzienia i postawiła na trawie w naturalnej postaci.
wojowniczka ze słowami: ,,Jam Dziwica, córa Chorsa Srebronia'' – złapała go za czuprynę i podniosła w górę. Starzec wrzeszczał, gdy nagle poczuł, że robi się coraz mniejszy, a Dziwica włożyła go do kieszeni jakby nie był Neurem jeno krasnoludkiem. Po chwili wyswobodziła go z tego niezwykłego więzienia i postawiła na trawie w naturalnej postaci.
- Przepraszam, że
cię wystraszyłam – rzekła. - Agej nie będzie cię do niczego
zmuszał, bo nie jest Rykarem. Jak nie chcesz nam pomóc to odchodzę
– Dziwica już miała zniknąć wśród drzew, gdy zdyszany Iwan
Kupała zatrzymał ją.
- Poczekaj chrobra
Dziwico – Polanico! Źle zrobiłem odmawiając innym Enkom. Teraz
chcę odnaleźć węża Ogniożera i uwolnić Słońce! - na znak
zgody i przyjaźni, córka Srebronia i Srebrennicy złożyła
pocałunek na jego pokrytym zmarszczkami czole, po czym wezwawszy
imienia Ageja, ruszyli w drogę...
Enka i Neur szli
długo i z wielkim mozołem. Przeprawili się przez siedem rzek,
toczyli boje ze strzygami i kikimorami. Dziwica strzałą z łuku
rozłupała drewnianego potwora z wielkimi rogami, zwanego Osierdzie,
a gdy przeprawili się przez piątą czy szóstą rzekę, natknęli
się na stare Neuryjki, które w wilczej postaci zgromadziły się
nad wodą, by zaklęciami wskrzesić Słońce (kapłani z pokolenia
Pipa ostrzegali je, że uprawiając magię narażają się na kontakt
z Čortami, lecz baby nie
słuchały ich, czego potem wiele z nich gorzko pożałowało). Gdy
wilczyce ujrzały dwoje wędrowców, rozpoznały Iwana Kupałę, a że
myślały, iż zaćmienie to jego wina, rzuciły się aby go
rozszarpać. Jednak Dziwica nie chcąc zabijać bab – wilczyc,
zakryła starca i siebie zasłoną z gwiezdnego pyłu, co umożliwiło
im ucieczkę. Gdy przeszli w bród siódmą rzekę, znaleźli ogromny
głaz, spod którego dobywały się jakieś jęki. Dziwica była
piękna i wiotka jak łania, ale też silna jak olbrzym. Obu rekoma
podniosła głaz i odrzuciła go daleko. Wówczas oczom Iwana Kupały
ukazał się wąż długi jak piętnaście niedźwiedzi stojących
jeden za drugim, a jego nabita turkusowymi guzami skóra była barwy
miedzi. W jego brzuszysku tkwiło coś wielkiego. Wąż wił się i
jęczał z bólu, a gdy spostrzegł, że został odnaleziony,
rozpłakał się i począł błagać o litość. Był to Ogniożer.
- Zasługujesz by z
twego durnego łba zrobić bęben – mówił gniewnie Iwan Kupała –
jednak Agej i czysta Dziwica dają ci drugą szansę, ty łakomy
kradzieju.
- Nie ubijecie mnie?
- spytał z nadzieją Ogniożer.
- Nie, ale będzie
bolało – Iwan Kupała dobył noża. - To nie zemsta, jakoś jednak
muszę wydobyć Słońce z twoich trzewi – wąż Ogniożer potulnie
pozwolił sobie rozpłatać brzuch, (który zaraz potem Dziwica
uzdrowiła pocałunkiem), a wówczas gwałtu – rety! Z wężowego
brzucha na cały świat wystrzeliły złote promyki; światło i
ciepło. Ogniożer ryczał z bólu, a jego trzewia opuszczało
Słońce, które powoli odrywało się od ziemi, by wreszcie zawisnąć
na niebie. Koniec zaćmienia świat przywitał wybuchami radości,
okrzykami ,,Wielki jest Agej Neurofilos''!, ucztami, śpiewem,
tańcem, igrzyskami. Jeno słudzy Rykara płakali i zgrzytali zębami.
Iwan Kupała nie zdążył dostać od króla Nirka kolejnego
srebrnego naszyjnika, bo Mar – Zanna przebiła jego serce lodowym
ościeniem. Oczyszczony ze zmazy początkowego nieposłuszeństwa,
zamieszkał w Nawi Jasnej. Odtąd zawsze, jeszcze w erze trzynastej,
jego imię wspominano z czcią w każdą Noc Kupały. Co więcej w
każde z tych świąt, wyciem przepędzał Arafa o słoniowej trąbie
i inne wodne Čorty,
dzięki czemu od Kupały można się było kapać bezpiecznie.
,,Od czasów Nyri VII na tronie w Białej Wieży zasiadali okrutnicy, chciwcy, rozpustnicy, nieroby i przelewcy krwi niewinnej'' - ,,Gesta hybridorum''.
Ostatni władcy
Neurów ery ósmej (nie licząc panującego kilka dni Nura II) to
Jiwón, Stary Frëc i Ren
Puszczyn. Dwaj pierwsi z nich, gdy przybierali wilczą postać, a
przybierali ja prawie stale, byli więksi od innych wilków, mieli
ogromne głowy i aż cztery oczy. Ich ponura pamięć przetrwała do
czasów ludzi. ,,Idź do Jiwóna''! - mawiają Kaszubi. Jiwón
i jego syn Stary Frëc
pewnego razu dostali się do ery dwunastej przez czarodziejską wieżę
– bibliotekę, którą czarnoksiężnik Kuźma wzniósł dla króla
Nreczników Gwoździka. Oba wilkołaki przysporzyły wiele szkód i
krzywd w czasach ludzi, lecz zostały ubite przez pazia Tórza
(Tchórza). Ren Puszczyn syn Nura II, młodszego brata Starego Frëca,
ustawicznie gnębił swych poddanych przy pomocy Čortów
i straszydeł. Niesyty krwi i złota, zbudowawszy flotę statków
latających udał się podbić Księżyc. Jednakże król
Płanetników, Casimir, wraz z drużyną rozbił Biały Mur
oddzielający nasz świat od domeny oceanicznych węży i smoków. W
konsekwencji przez dziurę w murze wlała się woda, a przez nią
Matka Żmyja poprowadziła dłuższe od łańcuchów górskich węże
na podbój Ziemi, co zaowocowało jej spustoszeniem i upadkiem
kwitnącej cywilizacji Neurów. Do boju włączyli się Enkowie –
Jarowit ubił Matkę Żmyję piorunem. Gdy skończył się potop
wężowych ciał i ich jadu, Dziewanna Šumina
Mati ze łzami w oczach prosiła Ageja, by odebrał jej tytuł Ortica
Sapientu (Rodzicielki Istot Rozumnych), bo nie chciała rodzić
istot, które by się mordowały nawzajem. Agej Miłosierny spełnił
jej korną prośbę. Skończyła się era ósma a zaczęła
dziewiąta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz