Stepy są także dobrym środowiskiem dla licznych ptaków. Zaczynając od ich najliczniejszej grupy, wróblowatych, obok mających stepowy rodowód wróbli i skowronków, można by wymienić afrykańskie wikłacze. Spokrewnione z naszymi wróblami, często przypominają je sylwetką i sposobem odżywiania. Kolor upierzenia zależny od gatunku np. samiec wikłacza maskowego ma uwidoczniony w nazwie, podobny do maski czarny dziób i taką samą barwę reszty przedniej części głowy – kontrastujące z żółtym upierzeniem. Wikłacz czerwonodzioby ma nieco mniej kolorowe, płowe pióra, a czerwony kolor dzioba został uwidoczniony w nazwie. Wikłacz ognisty jest większy od powyżej wymienionych ptaków, o wydłużonym dziobie i ciemnoczerwonym upierzeniu. Żywią się owadami i ziarnem, które w jadłospisie wikłaczy przeważa nad ilością zjadanego białka zwierzęcego – w przeciwieństwie do naszych wróbli. Wprowadzenie na tereny ich występowania rozległych monokultur zbożowych, odmieniło tryb życia wikłacza czerwonodziobego i ściągnęło na niego gniew człowieka, jako na jedną z najgroźniejszych plag, ptasi odpowiednik szarańczy. Co wpłynęło na tak radykalną zmianę w ekologii wikłaczy? W naturalnym środowisku traw nie ma tak dużo jak na polach, mają one dużo wrogów, a obszary trawiaste w pierwotnej Afryce nie były aż tak rozległe jak lubimy sobie wyobrażać. Sztuczna dominacja stale pełnych w ziarno roślin trawiastych, którymi są zboża, zapewnia im nadmiar pokarmu i liczebność płodnych ptaków wzrasta do zastraszających rozmiarów (prawdopodobnie jest ich dwukrotnie tyle co ludzi). Zjadają one ziarna zbóż, będące ich podstawowym pokarmem i są bez pardonu tępione przez rolników. Zaciekłość w tępieniu tych ptaków nie zna żadnych granic. Są one masowo zabijane nawet z miotaczy ognia, a w porze lęgowej nagrywa się i puszcza ich głosy ostrzegawcze, aż opuszczone przez rodziców pisklęta zginą z głodu. Jaja i należące do gniazdowników pisklęta wikłaczy są chronione ścianami misternie splecionej roślinnej konstrukcji – ich gniazda. Wikłacze właśnie swoim gniazdom zawdzięczają nazwę i sławę. Budowane zawsze przez samca ze splecionych włókien roślinnych, nieraz w wielkiej liczbie spod dzioba jednego osobnika – wikłacze bowiem nie tworzą trwałych par monogamicznych. Duża liczba gniazd, a więc duża liczba zapłodnionych samic, daje to w sumie warte wysiłku efektywne pomnożenie własnych genów. Wiele gniazd utkanych przez osobniki młode jest przygotowaniem do przyszłej fabrykacji tych tworów w dorosłym życiu. Nie ma tkacza nad wikłacza.
O ile Afryka lub Indie są dla naszych bocianów
terenem zimowania, o tyle przez cały rok spotykamy tam ich
najbliższych krewnych. Tymi ptakami są marabuty dzielące się na
dwa gatunki: marabut (Afryka, Indie) i adiutant (Indie). Temu
ostatniemu Rudyard Kipling kazał w ,,Księdze dżungli''
rozmawiać razem z krokodylem i szakalem jako ,,żuraw –
adiutant''. Trudno dociec dlaczego został ,,ochrzczony'' taką
,,wojskową'' nazwą. Odpoczywający marabut ze złożoną szyją
wtuloną między napuszone pióra i z charakterystyczną gołą
głową, może budzić skojarzenia z zadumanym starcem, może dlatego
nazywając ptaka zapożyczono nazwę od ascetycznego, muzułmańskiego
zakonnika, a może odwrotnie? Proporcje anatomiczne są podobne jak u
bocianów, ale jednak bardziej ciężkie i masywne. Długi, gruby
dziób, straszny dla ofiar, wrogów i nieuważnych karmicieli. Jest
on osadzony na małej, łysej głowie, wieńczącej długą, równie
łysą szyję. U marabuta wole jest przekształcone w monstrualnej
wielkości wór, dobry jako poduszka dla ciężkiego dzioba. Adiutant
nie posiada takiej niesamowitej ,,ozdoby''. Resztę ciała pokrywa
piękne czarno – białe upierzenie, będące dawniej przyczyną
zguby, ale o tym później. Nogi takie same, długie jak u bociana
tyle, że nie czerwone. Marabuty są mięsożerne. Do ich
monstrualnych dziobów ląduje każde dostępne białko zwierzęce
(marabut może się połakomić nawet na ludzkie ekskrementy byle
tylko choć minimalnie zroszone krwią). W ogrodach zoologicznych
taki jadłospis wyświadcza marabutom znaczne przysługi. Zdenek
Veselovsky wspomina na kartach ,,Głosów dżungli'' o pladze
sierpówek, które wyjadały pokarm skrzydlatym mieszkańcom
praskiego zoo. Kiedy zatrzymywały się przed wolierą adiutantów,
te czekały, aż przybliżą się do karmnika i nagle ukatrupiona
celnym ciosem dzioba sierpówka nikła w trzewiach ptaka. Tak więc
obydwa gatunki marabutów w takich przypadkach nie tylko nie tracą
pokarmu, ale jeszcze zyskują wkładkę mięsną z ciał niedoszłych
,,złodziei''. Tak jak bocian, marabut jest ptakiem synantropijnym,
ale uważa na człowieka i o ile bocian jest pół – udomowiony,
marabut swoją czujnością nieraz ,,zrobił w konia'' niejednego
myśliwego. Zastrzelenie graniczy niemal z cudem, znacznie łatwiej
pozyskuje się marabuta przez … żołądek i to na wędkę.
Poważnie. Na wędkę łapie się tego ptaka jak rybę. No, prawie
jak rybę. Nie używa się haczyka, który by poszarpał wole, a
tylko przywiązuje się do kija baranią nogę. Marabut ją połyka i
wpada w pułapkę. Ptak już odłowiony, dobrze się oswaja, nie
próbuje uciekać. Nie atakuje opiekuna, należy tylko zachować
bezpieczny dystans przy karmieniu, aby ręki nie urwał. ,,Żuraw –
adiutant'' nie był żurawiem, ale naprawdę mógł skarżyć się na
sprzątanie miasta, pozbawiające go pokarmu. Razem z sępami,
szakalami i hienami, marabuty eliminują rozkładające się szczątki
zwierzęce, których obecność w gorącym klimacie mogłaby grozić
ludziom epidemią. Marabut nie doczekał się na swoim areale takiego
poważania jak bocian w Polsce. Był masowo tępiony dla ozdobnych,
białych piór obrastających okolice odbytu.
Spokrewnione z żurawiami dropie są to ptaki
wielkie, czego wrażenie potęguje jeszcze obfite upierzenie i
jednocześnie, razem z łabędziami są to najcięższe ptaki
latające (18 kg). Mają wydłużone głowy z długimi dziobami, u
samców ozdobionymi białymi pękami piór, które zaważyły na
nadaniu dropiom staropolskiej nazwy ,,brodaczy''. Korpus masywny i
ciężki, wymagający potężnych mięśni skrzydeł, aby być
dźwigniętym do góry. Nogi przystosowane do sprawnego biegu. Na
głowie upierzenie jest białe, patrząc w dół spostrzegamy
pierzastą mieszaninę czerni i oranżu. Szczególnie pięknie
wyglądają w czasie toków, kiedy ptaki ,,niby rycerze rodem ze
średniowiecznych romansów'' stają w szranki w imię potrzeb
gatunkowych. Drop jest ptakiem wyłącznie stepowym z racji ciężaru
– aby się wzbić do lotu potrzebuje przecież wolnej, a więc
otwartej i rozległej przestrzeni jaką ,,oferują'' stepy. Dropie
zakładają gniazda naziemne, pisklęta są zagniazdownikami.
Odżywiają się owadami i nasionami. Areał omawianego Otis tarda
pierwotnie obejmował Europę i Azję Środkową. Ponieważ bytowanie
tak okazałego ptaka na otwartym terenie jest stale zagrożone z
powodu licznych drapieżników, dropie z iście żurawią czujnością
unikają zagrożeń zarówno zwierzęcej jak i ludzkiej natury. Co
ciekawsze, dzikie dropie gnieżdżące się wśród upraw, potrafiły
rozróżniać znanych sobie chłopów. Jako zdobycz łowiecka dropie
nie mają smacznego mięsa, ale i tak były dla niego odławiane,
zwłaszcza zimą, kiedy traciły lęk przed człowiekiem, wybijano
,,do nogi'' całe stada tych ptaków. W średniowiecznej Anglii ich
mięso zastępowało indyka na Boże Narodzenie, a że polowano na
nie masowo, już w początkach XVI wieku wyginęły z wysp. Z powodu
swej malowniczości, dropie były czasem chowane jako ptaki ozdobne
na dworach gdzie żyły razem z drobiem. Jednak nie tylko zmasowane
odłowy przyczyniły się do zagłady dropi. Zaszkodziło im także
niszczenie stepów i mechanizacja rolnictwa przeszkadzająca tak
przecież płochliwym ptakom. Gatunek Otis tarda spotykamy już
tylko w ośrodkach hodowlanych, z czego w jednym z nich na terenie
Polski wymordowano wszystkie ptaki. Dropie znajdują się w Polskiej
Czerwonej Księdze.
Ptaki drapieżne często sobie wyobrażamy jako
gnieżdżące się w niedostępnych rejonach gór i lasów, na samych
szczytach. To prawda, ale tylko w wymienionych środowiskach górskim
i leśnym, a także w miastach. Natomiast na stepach gdzie nawet
jeśli się trafiają pojedyncze drzewa to rzadko, ptaki drapieżne
często gnieżdżą się po prostu na ziemi. Może trudno w to
uwierzyć, ale przecież muszą sobie jakoś radzić! Omówimy
najbardziej charakterystyczne gatunki.
W XIX wieku oczom coraz liczniejszych
eksploratorów wnętrza Afryki, ukazały się na sawannach niezwykłe
ptaki, ni to orły, ni to bociany. Ich głowy wieńczyły pierzaste
czuby, a że wówczas używano jeszcze piór do pisania, które
czasem zakładano za ucho, ptaki te (należące do drapieżnych)
nazwano sekretarzami. Według innej teorii, nazwę tę równie dobrze
można było utworzyć od arabskich słów oznaczających ,,ptaka
polującego''. Upierzenie szaro – białe, część nóg okrywają
czarne pióra. Długie nogi zapewniają sekretarzowi dobry widok na
gąszcz traw, gdzie wypatruje swego największego przysmaku – węży
i to zarówno jadowitych jak i pozbawionych tej broni. Małe sztuki
miażdży łapą , większe zabija po krótkiej walce. Oprócz węży,
od których nazwano go ,,wężojadem'', pożera również gryzonie i
owady. Znajduje się pod ochroną.
Podczas gdy sekretarz poluje na żywe zwierzęta,
na afrykańskich sawannach i stepach Azji Środkowej żyją
skrzydlaci ,,sanitariusze' tych terenów usuwający spośród traw
padlinę. Tymi ptakami są sępy. Obdarzone charakterystycznym
wyglądem, odgrywały dużą rolę w kulturze człowieka. Należące
do nich ścierwniki białe były czczone w starożytnym Egipcie,
później sępy stały się symbolem łakomstwa, były nielubiane, a
czasem tępione. Niemal wszystkie stepowe sępy mają nagie szyje i
głowy, co chroni je przed zabrudzeniem krwią i resztkami mięsa.
Posiadają krezę z wystrzępionych piór. Reszta ciała wygląda jak
u innych ptaków drapieżnych, ale majestatycznego wyglądu sępy
nabierają dopiero w locie. Upierzenie ścierwnika białego sięga
niemal po całą głowę i pozostawia nagie tylko okolice dzioba i
oczu. Jak już wspomniałem podstawą wyżywienia sępów jest
padlina, dlatego dla nich ,,zarezerwowana'' ponieważ dziób i szpony
są zbyt tępe, by były skutecznie wykorzystywane w łowach. Sępy
wypatrują padliny grupowo. Są zawiadamiane o jej obecności przez
wypatrującego osobnika, siadającego obok trupa. Na ten sygnał
pozostałe ptaki przystępują do żeru, czasem w ,,towarzystwie''
innych padlinożernych zwierząt, oczywiście niepożądanych przez
sępy, bo podjadających ich pokarm. W utrzymaniu dystansu
nieznacznie pomagają tępe dzioby i szpony. Same sępy też nie
ucztują zgodnie. Po nasyceniu się elity stada biją się o pokarm,
który w myśl zasady ,,gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta''
przypada innym konsumentom padliny. Jeśli mają do tego sprzyjające
warunki, jedzą tak dużo, że często nie mogą się poderwać w
powietrze, zanim nie strawią pokarmu. Oprócz padliny w żołądku
ścierwnika białego lądują strusie jaja rozbijane kamieniem, a
nawet odchody! Sępy składają po jednym jaju, ale ponieważ w
naturalnym środowisku pisklę ma wszelkie szanse przeżycia, jeden
osobnik wystarczy do zachowania populacji tych ptaków na stałym
poziomie. Powtarzam: w naturalnym środowisku, bez ingerencji
człowieka, który zawsze może wszystko zepsuć. Wraz ze zwyczajem
usuwania padliny z terenów zamieszkałych przez sępy, ginęły one
z głodu. Rozpaczliwie poszukujący pokarmu rodzice przynosili
pisklętom nawet zamknięcia do puszek, którymi te dusiły się. W
celu uratowania balansujących na granicy zagłady ptaków wydzielono
dla nich specjalne ,,jadłodajnie'' – tereny gdzie umieszczano dla
nich padlinę np. padłych koni, czy nawet słoni z odstrzału. Miał
nawet miejsce przypadek zastrzelenia się na terenie ,,jadłodajni''
miłośnika tych ptaków – chciał zapewne ostatni raz nakarmić
ukochane sępy – własnym ciałem! Szkoda, że nie udało się
uratować polskich populacji sępa płowego.
Na preriach Ameryki Północnej nisza ekologiczna
sępów przypadła kondorowi kalifornijskiemu (obecnie w stanie
reintrodukcji) i licznym gatunkom urubu.
Ptaki drapieżne nie są jedynymi skrzydlatymi
łowcami stepów. Należą do nich również sowy. Deficyt
potrzebnych na gniazda drzew jest łagodzony głównie gniazdowaniem
naziemnym. Jednak niektóre gatunki sów mają inne rozwiązania.
Sóweczka ziemna zgodnie z nazwą zasiedla podziemne nory jako jedyna
sowa na świecie, ale nie znaczy to, że żyją tam same. Jednymi z
ich sąsiadów są pieski preriowe. Nie jest to zgodne sąsiedztwo;
sowa traci jaja jak i pieski potomstwo.
Kulon należącego do siewkowatych trudno
pomylić z jakimś innym ptakiem. Ma wydłużony, gruby dziób barwy
żółtej, oraz brązowawe upierzenie maskujące. Nogi przystosowane
do chodzenia, długie i silnie umięśnione. Gnieździ się w
Europie, a jego zimowiskiem jest Afryka. Zasiedla nie tylko stepy,
ale również podmokłe łąki, a na Śląsku gnieździł się nawet
w kartofliskach. Żywi się owadami i nasionami. Chociaż potrafi
latać, gniazda zakłada na ziemi. Znajdujące się w nich jaja i
pisklęta mają ubarwienie ochronne. W obronie narażonego na liczne
ataki gniazda, kulon potrafi stawić opór nawet gronostajowi i
przepędzić lisa (zdumiewa to, jeśli wziąć pod uwagę jego małe
rozmiary). Bojowe zapędy kulona nie uchroniły go przed człowiekiem
niszczącym naturalne siedliska ptaka. W Polsce dogorywają ostatnie
niedobitki. W innych krajach Europy również ginie. Stosunkowo
liczny jest jeszcze we Francji i w Hiszpanii. Kulon znajduje się w
Polskiej Czerwonej Księdze.
Stepy są dobrym siedliskiem dla zwierząt
biegających z racji swej otwartej przestrzeni. Żyje tam większość
przedstawicieli pewnej grupy ptaków obejmującej największych
gigantów ptasiego rodu. Są to oczywiście bezgrzebieniowce,
wprawdzie potocznie zwane ,,strusiowatymi'', ale z których prawdziwe
strusiowate reprezentowane przez strusia afrykańskiego stanowią
tylko jedną z wielu grup. Struthio camelus jest największym
współczesnym przedstawicielem gromady ptaków (2,4 m wysokości +
130 kg wagi). Oczywiście taki wielki i ciężki ptak nie może
latać, choć czynili to jego najstarsi przodkowie. W toku ewolucji
pra - strusie stawały się coraz cięższe i przez to, aby poderwać
się do lotu musiały mieć coraz więcej miejsca do rozbiegu jak to
obserwujemy u latających dropi i łabędzi. Rezultatem tego procesu
są obecne nielotne strusie i inne bezgrzebieniowce. Jak odróżnić
strusia od innych ptaków bardziej lub mniej z nim spokrewnionych?
Mają małe głowy zakończone szerokimi, spiczastymi dziobami, oraz
duże bystre oczy po bokach. Głowa jest osadzona na długiej, lekko
upierzonej szyi, osadzonej na masywnym kadłubie, pokrytym miękkim,
czarnym pierzem, przy kuprze białym. Po obu bokach znajdują się
niezdolne do lotu skrzydła, które choć nadal okazałe, pełnią
już całkiem inną funkcję. Pokryte czarnym, na na końcach białym
pierzem zbyt delikatnym do lotu spełniają rolę w czasie toków.
Słusznie mógłby Czytelnik określić je jako ozdobę, ale również
podporządkowaną prawom biologii. Tak pięknie ubarwione są tylko
samce. Żeńskie osobniki tego gatunku mają skromne, szaro –
brązowe upierzenie – także niezdatne do lotu. Struś porusza się
za pomocą pary potężnych, bo przecież mających za zadanie
utrzymać w pozycji stojącej tak ciężkie zwierzę jakim jest struś
– nóg, nagich i zakończonych tylko dwoma zbrojnymi w ostre pazury
palcami mogącymi sprawiać wrażenie kopyt. Owe nogi wyśmienicie
rekompensują niezdolność do lotu. Niosą ptaka z prędkością 72
km / h, a w razie potrzeby mogą być morderczą bronią otwierającą
ludzką jamę brzuszną jakby to był zamek błyskawiczny. Takie
cudaki możemy spotkać wyłącznie na afrykańskich sawannach, a
więc w gorącym klimacie. Nie przeszkadza im to jednak w łatwej
aklimatyzacji w ogrodach zoologicznych i ośrodkach hodowlanych.
Strusia zna każde dziecko, ale o ptakach tych krąży wiele
stereotypów. Jako przykład moglibyśmy wziąć legendę opisaną
przez Hansa Christiana Andersena o strusiej niezdolności do lotu
jako karze za pychę, czy znacznie bardziej oklepaną ,,strusią
politykę'', czyli chowanie głowy w piasek. Problem strusiej
głowy porządnie zaprzątał ludzkimi głowami i właściwie po
dzień dzisiejszy nie został rozstrzygnięty. Oto niektóre z
hipotez próbujące go wyjaśnić:
- struś hamując wyciąga głowę przed siebie co
mogło pobudzić bujną ludzką wyobraźnię do przedstawiania tych
ptaków z głowami w piasku,
- gdy ucieczka jest niemożliwa, struś podobno
podwija głowę i nogi pod tułów co ma dezorientować napastnika,
- w porze suchej strusie grzebią dziobami w
glebie poszukując soczystych korzonków traw.
Jeśli jesteśmy już przy sprawach konsumpcji...
Słynne jest powiedzenie o ,,strusim żołądku'' oznaczające
sprawną pracę tego narządu. Jak jest w rzeczywistości? Struś
zjada nasiona, owoce, trawę, owady i drobne kręgowce. W rozcieraniu
pokarmu pomagają gastrolity, czyli kamienie żołądkowe. One to
przyczyniły się do powstania famy o nadzwyczajnie odpornym strusim
żołądku. Zdarza się nawet, że znajdujemy w nim diamenty, czy
inne kamienie szlachetne walające się między odchodami. Niezbyt
inteligentny struś łyka nawet gwoździe czy aluminiowe puszki,
oczywiście ze szkodą dla organizmu. Rekordzistą w tej materii był
pewien struś, który nałykał się takich niezwykłych rzeczy jak:
złoty naszyjnik, film, 90 cm liny, pokrętło budzika, wentyl
rowerowy, ołówek, grzebień, oraz trzy rękawiczki. Prawda, że
robi wrażenie? Oczywiście nie jest to naturalny pokarm dla strusia.
Gniazda są zakładane na ziemi i wypełnianie tuzinami jaj wielkości
ludzkiej głowy, wysiadywanych przez samca, z złożonych przez cały
harem strusic. Jasne, że nie wszystkie owe gigantyczne jaja
przyniosą światu nowe strusie, a to z racji min. licznych amatorów
tego smakołyku. Jaja niezapłodnione są wykładane przy samym
brzegu, aby odciągały uwagę od przyszłych nosicieli genów
strusiego pana i władcy. Wykluwają się z nich pisklęta –
zagniazdowniki o maskującym, puchowym upierzeniu. Takie kolosalne
jaja od wieków fascynują człowieka. Wykorzystywane są jako źródło
pokarmu, a ich bardzo grube i mocne skorupki znajdują zastosowanie w
celach ozdobnych. Jako ciekawostkę podam, że w warszawskim zoo w
2000 r. sprzedawano jaja tych ptaków w celach konsumpcyjnych.
Dostarczają one tyle samo pokarmu co 30 jaj kurzych. Strusie były
cenione przez Murzynów jako źródło mięsa, jaj i piór. Istnieje
sposób polowania na nie w strusim przebraniu. Pierwsze próby
hodowli tych ptaków podjęli starożytni Egipcjanie. Faraon
Ptolomeusz II Filadelfos jeździł w rydwanie zaprzężonym w strusią
parkę, a jego żona lubiła dosiadać tych rączych biegusów. W
średniowieczu i przez cały okres nowożytny cenną ozdobą były
pióra upolowanych strusi. Czytelnicy ,,Potopu'' Henryka
Sienkiewicza zapewne pamiętają, że Roch Kowalski zdobył na Karolu
Gustawie sakiewkę i kapelusz ozdobiony właśnie strusim piórem! W
wyniku pogoni za tą ozdobą, poważnie uszczuplono liczebność
strusi. W XX wieku wznowiono ich hodowlę, bardzo zresztą popularną
w Skandynawii, w USA, w RPA (gdzie organizuje się wyścigi tych
ptaków) itd. W Polsce pierwszą hodowlę strusi założono w
Gorczynie na Mazurach.
Na stepach i pustyniach Azji i Afryki spotykamy
niezwykłego kuzyna sierpówek i grzywaczy. Gołąb ten nazywa się
pustynnik. Posiada maskujący kolor upierzenia. Gnieździ się na
ziemi, pisklęta są gniazdownikami. Lecąc po wodę dla piskląt
pustynnik magazynuje jej krople między piórami i jak powraca do
gniazda nieraz z nieraz bardzo dużych odległości nie gubi ani
kropli.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz