Sonor
,,Sonor to nazwa wielkiego jak Europa i Afryka razem wzięte, kontynentu, który zatonął jeszcze przed stworzeniem Atlantydy. Oblany zewsząd Oceanem At – Azalath, przez Słowian zwanym ‘Morzem Światogorskim’ leżał na zachód od wyspy Ultima Thule na północy i Góry Magnetycznej na południu. Ląd ów miał kształt ogromnego koła. W jego pobliżu leżały wyspy Bimini, przez Słowian zwane ‘Wymyną’, odkryte przez sonorskiego króla Ataculapusa i wodnika Wodjanoja z Hnyłopati w Orlandzie – Żary, zwane ‘Wyspami Ognia’, na których mieszkało plemię Pirofagów – ludzi zjadających ogień i chłodzących się nim, a także Wyspa Perłowa, Szmaragdowa, Dziewcząt i Starców. [...] Kontynent sonorski został stworzony mocą łona Mokoszy jeszcze później [niż Europa, Azja i Afryka]. Wchodził w skład królestw Lynxów i Neurów. Stolicą Królestwa Sonoru była Merika, zbudowana w sercu kontynentu na sztucznej wyspie pośrodku wielkiego jeziora. Inne wielkie grody to: Igeria, Majundu, Agsi, Igos – isondu, Cituli, Mangapsu, Ar – kitu, Copan i Amanamsu. Sonorczycy z wielkich bloków kamiennych budowali piramidy schodkowe, z których szczytów, uczeni mężowie spoglądali w niebo, by rzucać pytania gwiazdom i tworzyć najdokładniejszy kalendarz ówczesnego świata. Na piramidę w stołecznej Merice wspinali się królowie, aby raz w roku zanosić modły całego królestwa Agejowi i Enkom, zaś poczynając od złego króla Tarkwiniusza, na szczytach schodkowych piramid składano morskiemu potworowi Makarze i innym bestiom Czarnoboga ofiary z ludzi, którym wyrywano serca obsydianowymi nożami, a ciała palono, bądź zjadano. Klimat Sonoru był bardzo zróżnicowany. Na północy przez większą część roku szalały srogie zimy, tak jak w ziemi Ulro na północ od Svalbardu. Ziemię pokrywała wówczas gruba warstwa śniegu, a morze skuwał lód, utrzymujący ciężar białych niedźwiedzi. Centrum kontynentu było gorące i wilgotne, tak samo wszystkie wyspy sonorskie. Na południu dominowały pustynie takie jak Lurukadu, Atuca, Arsonia i parę innych, pełne piaskowych gór i ruin, oraz palone Słońcem i nękane burzami piaskowymi. Na zachodzie i na terytorium między północną tundrą Nuntavat, a pokrytym dżunglami i bagnami interiorem Sonoru panował klimat umiarkowany i rosły tam lasy pełne zwierząt takich jak w Europie. W ziemi Pama – poonu leżącej między tropikalnym interiorem, a pasem pustyń Południa ciągnęły się palone Słońcem, podmokłe stepy – siedlisko plemienia Reunów. W tundrze Nuntavat chłodne, lecz zawsze obfitujące w podobne do zawiei śnieżnej chmary komarów, lato trwało niewiele ponad tydzień, po czym znów wracała polarna zima i spadały śniegi mogące zakryć dorosłego męża. Stolicą owej mroźnej prowincji Sonoru był kamienny, zbudowany z pomocą mamutów gród Nuntavat, nazywany w legendach i podaniach ‘Miastem Boskiego Białego Niedźwiedzia’. Owa nieprzyjazna kraina, zwana ‘Wieczną Tundrą’ miała wielu mieszkańców. Należy do nich zaliczyć człowiecze plemiona Losów i Nuntavaków. Ludzie ci szczelnie okrywali się skórami i futrami upolowanych zwierząt, żywili się ich surowym mięsem, oraz rybami, budowali domy z wielkich bloków kamiennych, albo ze śniegu i lodu. Bardzo łagodni i pokojowo nastawieni, nie walczyli ani między sobą, ani z innymi plemionami. Narzędzia wytwarzali z kości i krzemienia, budowali łodzie zwane ‘kajakami’, niczym ludzie z polarnych wybrzeży Białopolski, sporządzali też kościane łyżwy do przemierzania lodowych pustyń. Oba plemiona płaciły dań królom Sonoru [...]. Postrachem ludzi z Nuntavatu była Ta, Która Patroszy. Owa służąca Czarnobogu maszkara miała postać jędzy o szarej skórze zwisającej płatami, długich, kończystych zębach, i również długich, białych paznokciach, oraz o czarnych ślepiach zajmujących pół twarzy. Ubierała się w nuntavacki strój z futer, a zabijała w ten sposób, że opowiadała ludziom tak ucieszne historyjki, że ci najzupełniej dosłownie ... pękali ze śmiechu. [...]. W Nuntavacie żyły również budujące kamienne grody i kopalnie; śnieżne i lodowe karły, podobne do uldr z Nürtu i Orlandu, Karibu – przypominająca białopolskich Leniferów rasa ludzi o głowach zwierząt podobnych do Rudolfa, owcowoły, mamuty, wilki, morsy (a wśród nich Mors – potwór, wielkości dziecięcia błękitnego wieloryba, który pożerał ludzi, ale nie dlatego, że był zły, lecz dlatego, że będąc sierotą nie nauczył się wydobywać małży z muszli). Morsa – ludożercę ubił heros Kuj. Tundrę zamieszkiwały również białe niedźwiedzie, z których rodu wyszedł imć Wilson Eaneawatt [...]. Na zachodzie Sonoru rozciągały się dwa łańcuchy górskie. Na południu były to Góry Andajskie, o pokrytych śniegiem szczytach, u których stóp rosły wiecznie zielone, gorące i wilgotne dżungle, zaś na północy strzelały pod niebo iglicami szczytów Góry Święte, przez Słowian zwane ‘Świętogórami’, w których panował klimat umiarkowany. W Górach Świętych polowały na ludzi wąpierze o włosach długich i czarnych, a skórze miedzianej, pokrytej czerwoną farbą. Straszydła te nosiły korony z piór i przepaski biodrowe z ludzkiej skóry. Polowały nocą, siadały swym ofiarom na piersi [...] i wypijały krew przez nos. Na południu kontynentu, nad oceanem At – Azalath leżała piaszczysta pustynia Arsonia. Ludzie lękali się zapuszczać w te strony z uwagi na żeńskie upiory zwane cihuateteo. Owe okrutne, nigdy niesyte krwi straszydła wedle wiary Sonorczyków powstawały z młodych matek zmarłych przy porodzie. Miały postać półnagich, smukłych niewiast o miedzianej skórze, trupiej czaszce z czarnymi włosami na karku, kłach i szponach. Ze swych ofiar wysysaly krew jak wąpierze z Gór Świętych, lubiły pożerać matki i ich maleńkie dzieci. Władały czarną magią i od wielu wodzów domagały się ofiar w zamian za pomoc w wygraniu bitwy. Owe złe istoty należały do hufców Czarnoboga. Na pustynię arsońską przylatywały niekiedy latające pancerniki, skądinąd spotykane też w dżunglach Amszu i w ziemi Pama – poonu. Pancerniki owe były wielkości borsuków i miały skrzydła pokryte białymi piórami, tak ostrymi, że mogły przecinać żelazo. Żywiły się owadami, gryzoniami i jaszczurkami. Ich młode rodziły się z miękkimi piórkami, które dopiero z czasem twardniały. Kraina Amszu, leżąca w centrum Sonoru, obfitowała w wiecznie zielone, gorące i podmokłe lasy, oraz rzeki i bagna. Największa puszcza amszuńska nazywała się Tisbe Igigi, czyli Zielone Piekło. Rosły w niej palmy bananowe, storczyki o zapierających dech w piersiach kształtach i barwach, figowce, ananasy, rośliny drapieżne, niekiedy tak wielkie, że polujące na małpy i ptaki... W dżunglach Amszu żyło więcej gatunków zwierzat niż jest liter w tej książce, z czego najliczniejsze były chrząszcze. W owych puszczach, w pełnej harmonii z przyrodą bytowały liczne plemiona ludzkie: Pir – Dżibaru, Ačuma, Makülü, Pir – Czaama – Dżibaru i inne, przez mieszkańców Meriki, Copanu i innych wielkich miast nazywane ‘dzikimi’. Jednak owi półnadzy, czarnowłosi i miedzianoskórzy ludzie, malujący ciała różnymi farbami, rozciagający uszy ciężarkami, czy przekłuwający sobie nosy, nie byli jedynymi istotami rozumnymi w puszczach Amszu. W kniejach żyły rasy ludzi – jaguarów i ludzi – pancerników, [...], oraz Margaje i Undianie. Ci pierwsi, będący niskiego wzrostu i delikatnej budowy, byli pół – ludźmi, pół – margajami. Margaj to taki bardzo mały, dziki kot podobny do ocelota. Undianie z kolei mieli postać pół – ludzi, a pół – rosłych, szarych kotów o zielonych oczach. Podobni byli do kotów, zwanych ‘jaguarundi’ (‘kotów – jaszczurów’), bądź ‘leon miquero’ (‘małpich lwów’). Zarówno Margaje, jak i Undianie budowlai małe osady w matecznikach, utrzymywali się z łowów i rybołóstwa, w mniejszym stopniu ze zbieractwa i bartnictwa. Mało wiemy o tych rasach, bo jak ognia unikały ludzi. U zachodnich wybrzeży Sonoru leżały Wyspa Dziewcząt i Wyspa Starców. Na piewrszej z nich żyło plemię pięknych i wiecznie młodych, choć krótko żyjących dziewic, które rodziło pewne, tylko tam rosnące drzewo dzieworodne. Owe dziewczęta poczynały patrząc w zaczarowaną studnię, po czym rodziły same córki. Niektórzy Sonorczycy brali je za żony. Dziewice z owej wyspy przewiezione na kontynent miały takie same cechy jak pozostałe niewiasty. Z kolei na Wyspie Starców, ziemia miałą taką właściwość, że [...] rodziła wiekowych staruszków; samych mężczyzn, o siwych włosach i brodach. Mieszkańcy obu wysp płacili dań królom Sonoru. Kończąc opowieść o Dziewczętach i Starcach chciałbym jeszcze nadmienić o żyjących na ich wyspach dziwnych zwierzętach, spokrewnionych z bazyliszkami i kuroliszkami, które nazywały się głupioliszki. W przedniej części ciała miały głowę, pióra, niebieskie, płetwiaste nogi i skrzydła ptaka morskiego zwanego głuptakiem, zaś tułów, ogon i tylne łapy, głupioliszek miał niczym groźny z wyglądu, lecz łagodny z natury jaszczur, zwany legwanem morskim. Owe hybrydy były nielotne, żywiły się rybami, a ich pisklęta wykluwały się z jaj. Nie miały mocy zabijania wzrokiem. Sonor obfitował w rzeki i jeziora. Najdłuższą rzeką była Amusa, płynąca puszcze Amszu. Inne rzeki: Piri – Piri, Karwunda, Bumadi, Izbir, Misosz i Orik. Największym jeziorem była Tituša w Górach Andajskich. Inne jeziora: Kata – Kata, Kudu – Malfi, Abundu, Alicu, Alicantu i Achlis – Coelis – Santinu. Jednym z mieszkańców rzeki Amusy był węgorz elektryczny olbrzymi, wielki jak smok Pyton zabity przez Apolla, a do tego rażący bardzo silnym prądem. Ryby te, mogące pożreć dorosłego człowieka, najdłużej przetrwały w Eldorado i na Golkondzie. Największy obszar podmokły omawianego kontynentu to Bagna Izgul, gdzie gnieździły się czerwone ibisy o dwóch głowach. Sonor obfitował we wszystkie rodzaje skarbów mineralnych, prócz alatyrów. W jego kopalniach wydobywano platynę [...], srebro, gwiezdniki, diamenty, bursztyny, rubiny, opale, szafiry, szmaragdy, topazy, ametysty, sardoniksy, chryzolity, kość słoniową mamutów i inne. Na omawianym kontynencie sporo było złota, które Sonorczycy uważali za pot Słońca i od którego kapały chramy ich idoli. Jednak najbardziej z wszystkich skarbów mineralnych, na Sonorze ceniono kryształ górski. Z obsydianu – czarnego szkła pochodzącego z trzewi gór ognistych, przez uczonych mężów nazywanych ‘wulkanami’ sporządzano sztylety do składania krwawych ofiar z ludzi. Czasami z ziemi wytryskała przezroczysta, łatwopalna ciecz, zwana ‘nafita’, którą Sonorczycy płukali zęby, [...]. Plemiona owego wielkiego, zachodniego lądu nigdy nie nauczyły się obródbki żelaza, mimo, że jego rudy występowały na kontynencie. W erze dziewiątej Mokosza, przez Sonorczyków zwana ‘Cixipatuhala’ mocą swego łona stworzyła sonorską rasę nimf. Istoty te nosiły nazwę ‘sitki’, a żyły w borach i lasach klimatu umiarkowanego, rosnących między Nuntavatem, a Amszu. Sitki były bardzo pięknymi, leśnymi nimfami, o długich czarnych włosach i białej skórze, przypominającej atłas. Ich głos i ciało były wolne od najmniejszej skazy, a krew miały szafirową i lodowatą. Nosiły suknie z igliwia, potrafiły też przybierać postaci drzew i zwierząt. [...] odtwarzały utracone części ciała. Mężów brały sobie z ludzi i rodziły same córki. Innymi dziećmi Mokoszy – Cixipatuhali były stworzone mocą jej Wszechrodnego Łona w erze czwartej, karły, pilnujące skarbów i czarodziejskiego wina, które umożliwiało poczęstowanym nim ludziom przesypianie całych stuleci, oraz olbrzymy, wśród których zatarła się pamięć o carze Światogorze. Sonorskie olbrzymy żyły w wielkich, mieszanych lasach strefy umiarkowanej i w Górach Świętych. Były to istoty przeważnie wrogie ludziom, których chwytały, piekły nad ogniskiem i pożerały. Za panowania króla Akidu – catzlu odkryto ślad stopy olbrzyma w czasie budowy lochów w miejscowości Anuti. Uczeni mężowie spierali się czy ów odcisk stopy należał na pewno do olbrzyma, a nie przypadkiem do mapingauri, czy jeszcze jakiegoś innego stworu. Co możemy powiedzieć o roślinności Sonoru? Między Nuntavatem, a Amszu rosły dęby, świerki, jodły, wiśnie, brzozy i klony wysokie jak katedry, albo piramidy. Pustynie obfotowały w kaktusy, z których największe były wysokie jak jodły, albo limby, oraz w pejotl – roślinę używaną przez sonorskich magów i kapłanów do przywoływania čortowskich wizji. W puszczach Amszu występowały świecące w mroku kwiaty i grzyby, oraz w niebezpieczne również dla ludzi rośliny mięsożerne. [...]. Lasy i dżungle Sonoru zamieszkiwało ok. 100 gatunków gigantycznych roślin drapieżnych, mających postać wielkich muchołówek, pijącego krew bluszczu, paproci, morszczynu, drzew, krzewów i Rosiczka – Enka roślin – mięsożerców wie jakie jeszcze! Wśród tych roślin – potworów był Voorqual, zwany ‘Przeklętym Kwiatem’, rosnący również na Kazuarii i Zielonym Kontynencie, paproć wodna Huxu – patali chwytająca min. krokodyle, morszczyn Badadu, mech – krwiopijca Drakadoo, czy dusząca i wysysająca krew ze szpikiem kostnym liana Linu. Wiele dzikich, leśnych plemion otaczało owe rośliny czcią należną Enkom i składało im w ofierze ludzi i zwierzęta. Znane z zamiłowania do ludożerstwa i innych okrucieństw plemię Atulu – kalibani czciło roślinę Voorqual. [...] Kuj, wykarmiony w dzieciństwie przez niedźwiedzie, największy bohater Sonoru, wędrując przez puszcze Amszu nieraz walczył z podobnymi potworami i ich wyznawcami. Wiele można by mówić o sonorskich zwierzętach i podobnych do nich stworach. Jednym z najgroźniejszych była Latająca Głowa. Wielka jak głaz narzutowy, przypominała ludzki czerep o śniadej skórze, czarnych włosach, olbrzymich, lśniących bielą kłach, świecących w mroku, dużych, czerwonych ślepiach, spiczastych uszach i czarnych, orlich skrzydłach. Polowała nocą, chwytając ptaki i nietoperze językiem i zębami, pożerała ludzi i zwierzęta. Przez długi czas bezkarnie siała grozę, aż któregos razu pekła od zjedzenia garnka rozżarzonych węgli, którą to przynętę podsunęła jej młoda dziewczyna Mintlox z plemienia Qitaxi. Od tego czasu nigdy i nigdzie nie napotkano żadnej Latającej Głowy i całe szczęście. [...] wojownicy z Sonoru dosiadali ogromnych, nielotnych indyków. Ptaki te, nieco większe od strusi, miały upierzenie białe, bądź szaro – czarne, a nagie głowy i szyje różowe, czerwone, bądź szare. Składały jaja nieco większe od strusich, pokryte rudymi plamkami. Dostarczały Sonorczykom nie tylko swej siły jako wierzchowce, ale też mięsa, jaj, piór, pożerały zagrażające ludziom wielkie węże i sersowije, a w Merice, Copanie i innych wielkich miastach odbywały się wyścigi ludzi dosiadających tych ptaków. W bitwach, indyki olbrzymie łatwo się płoszyły, zagrażając włąsnym szeregom, wojownicy przywiązywali im sztylety do nóg, by zadawały ciężkie rany wierzchowcom wrogów. Sonorczycy znali rycerskie turnieje, których uczestnicy dosiadali indyków, walcząc włóczniami, bądź pałkami. Indyk olbrzymi broniący swego gniazda potrafił być śmiertelnie groźny dla dużych zwierząt, takich jak jaguary, oraz dla ludzi. Żyjące w Górach Świętych kozuny to krewni Čartów, Markurów, faunów i satyrów. Poruszali się na tylnych kończynach, zakończonych rozdwojonymi kopytami, a przednie mieli pięciopalczaste. Ich sympatyczne, podobne do koźlich głowy zdobiły szare, zagięte do tyłu rogi. Kozuny pokryte były śnieżnobiałym, długim futrem, sylwetką przypominały owce. W niedostępnych partiach gór zakładały niewielkie osady, zbudowane z szałasów, bronionych przed wilkami i niedźwiedziami ogrodzeniem z ciernistych gałęzi. Istoty te były roślinożerne. [...]. W puszczach Amszu i na pustyniach południowego Sonoru, takich jak Arsonia, żyły olbrzymie, większe od wilków skorpiony – potwory, zakute w pancerze barwy brązowej na północy, a jasnożółtej – na południu. [...] Ich jad był groźny nawet dla tak olbrzymich zwierząt jak stegomastodont, czy spokrewniony z leniwcem mapingauri, a cóż dopiero dla człowieka. Zresztą skorpiony – potwory chętnie polowały na małe dzieci, wdzierając się do chat z trzciny i błota. Sonorczycy, a wśród nich heros Kuj walczyli z owymi monstrami, używając do przecinania ich pancerzy piór latających pancerników. [...]. Sersowije żyły nie tylko w puszczach Amszu, u podnóża Gór Andajskich i na niektórych wyspach, ale także na zaginionej wyspie Analogii, należącej do archipelagu Wielowyspie, rozrzuconego po Oceanie Największym. Istoty te, [...] przypominały szare, czerwono nakrapiane krocionogi, wielkości węży boa, poruszające się na stu odnóżach. Żywiły się gnijącą roślinnością, lubiły też pożerać gromadzone przez ludzi ziemniaki. W dołkach wygrzebanych w wilgotnej ziemi składały całe kupy jaj wielkości kurzych, z których wykluwały się młode sersowije, wielkości skolopender. Największymi wrogami dorosłych osobników były indyki olbrzymie i wydry z rzeki Amusy, wielkością dorównujące lwom. Ludzie niekiedy też polowali na owe największe krocionogi świata, by piec je w ognisku, lub gotować z nich zupę. Sersowije z Gaetanii – małej wyspy, noszącej nazwę na cześć króla Gaetusa Ahulitu, jako jedyne dysponowały jadem, rozpylanym w formie gazu. Dla psów, ów gaz był trujący jak czosnek dla wąpierzy, u ludzi zaś powodował długostrwałe zamroczenie i halucynacje. [...] Postrachem Sonoru była Czarna Wdowa wielkości nosorożca, oraz Tlucuru. Te ostatnie [...] były polującymi na ludzi i zwierzęta, automatami o ciele z różnych metali. Tlucuru – plaga Sonoru służyły groźnym Andżarom – rasie pół – ludzkich, pół – gadzich, podobnych do żmijów, wojowniczych mieszkańców gwiazdy błądzącej Tlaliconu, przez Słowian zwanej ‘Zmiejną Zviezdą’. Andżarów pokrywała wężowa skóra, barwy ciemnobrązowej; mieli ogony, kły w jaszczurczych pyskach i szpony na ludzkich palcach. Mechaniczne pająki i ich zaziemscy panowie omal nie wytrzebili Sonorczyków, a zaraz po nich pozostałych mieszkańców Wilgotnej Ziemi, lecz na szczęście potwory zostały zwyciężone w wielkiej bitwie pod Machon i w popłochu opuściły naszą planetę. W bitwie owej brał udział Kuj – najwięszy heros Sonoru. [...]. U wybrzeży Afryki, Bharacji, Wyraju, Zielonego Kontynentu i tropikalnych rejonów Sonoru żyły przerażające potwory zwane rekinami lądowymi. Kosa Owinniczew w ‘Animalistyce’ wyróżnia dwa gatunki wodno – lądowych rekinów: białego żarłacza lądowego i czarnego rekina – młota lądowego. Ryby te, ich macierz Jurata wyposażyła zarówno w skrzela jak i w płuca, oraz w cztery, pięcipalczaste łapy, zakończone szponami, jak u smoków. Lądowe rekiny, na krótkim dystansie biegające całkiem szybko, polowały tak w morzu, jak i na lądzie. Wśród ich ofiar figurowali ludzie z nadmorskich wiosek rybackich, ale nie stanowili jedynego pożywienia tych zimnokrwistych bestii. Chociaż groźne, potrzebne były do usuwania padliny i selekcji w ławicach ryb. Wodno – lądowe bestie parzyły się na płyciznach, tam też samice tych jajożyworodnych, mających nawet macicę i łożysko istot, rodziły całe tuziny maleńkich, wiosłujących łapkami rekinków. Pewien uczony mąż z Copanu, towarzyszył rybakom, którzy ubili harpunami brzemienną samicę żarłacza lądowego i rozcięli jej brzuch. Kiedy filozof przyrody włożył doń palec, stracił go, za sprawą jeszcze nienarodzonego rekinka. [...]. Teguidzi, zwani ‘Ludem Tegu’ byli spokrewnieni z rasami żmijów, oraz Warańców [...]. Stworzeni przez Mokoszę w erze dziewiątej, wzrostem przypominali ludzi, a poruszali się na tylnych, pięciopalczastych, jaszczurczych łapach, podpierając się długim ogonem. Mieli głowy podobne do głów waranów, mięsiste, lekko rozdwojone języki, barwy słoniny, pięciopalczaste kończyny przednie, ostre zęby i szpony. Pokryci byli ciemnobrązową skórą, co upodabniało Teguidów do Andżarów z Zaziemia. Lud Tegu mieszkał w puszczach Amszu, w małych osadach, z dala od ludzi. Jego bronią były zatrute strzały, dmuchawy, włócznie, sieci, obsydianowe noże, maczugi, krzemienne topory, oraz kły, szpony, ogony i silniejsze od ludzkich ręce i nogi. Owi krewni żmijów żywili się owadami, ptakami, królikami, jaszczurkami, jajami, pisklętami, rybami, żabami, ślimakami, nutriami, małpami... Nigdy nie zjadali ludzi, za to [...] rozszarpywali swych zmarłych, lecz nie ze złej woli, jeno z ciemnoty, bo nie znali godziwych form pochówku. Dzieci Teguidów wykluwały się z dużych jaj, oczywiście nie piły mleka matek. Mimo niechęci do kontaktów z ludźmi i wielkiego podobieństwa do zaziemskich Andżarów, Teguidzi ofiarnie pomagali ludziom bronić Sonoru. W czasie bitwy pod Machon, wojownicy teguidzcy nosili zatknięte gałązki palmy, aby Sonorczycy nie pomylili ich z najezdnikami i nie zabili. Legwańcy (Iguanidzi) to związek czterech szczepów istot pół – ludzkich, pół – jaszczurczych. Poszczególne szczepy różniły się wyglądem i zasiedlanym terytorium. Legwańcy Morscy żyli u tropikalnych wybrzeży Sonoru i na Wyspach Perłowej i Szmaragdowej, Lądowi na obu tych wyspach, oraz w Górach Andajskich, Zieloni w puszczach Amszu, a Pustynni na południu kontynentu; w Arsonii i na innych pustyniach. Wszystkie te istoty poruszały się na tylnych łapach, podpierając się ogonem i osiągały wzrost ludzi. Legwańcy Morscy mieli zaokraglone pyski i głowy pokryte kostnymi tarczkami, oraz kolczaste grzebienie biegnące wzdłuż grzbietów i ogonów. Ich skóra była prawie czarna, jak u Čortów, ale w czasie wielkich świąt stawała się szkarłatno – lazurowa. Owi Legwańcy z upodobaniem nosili ozdoby ze srebra, złota, bursztynu i kruchych muszli mątw, zwanych ‘oss sepiae’. Bardzo pokojowi, na nikogo nie napadający, do obrony przed rekinami używali złoconych trójzębów; spory między sobą załatwiali bodąc się pancernymi głowami niczym kozły czy barany. Chętnie pływali i nurkowali. Podstawą ich pożywienia były wodorosty, uzupełnione pokarmem mięsnym. Legwańcy Lądowi podlegający władzy udzielnych książąt z rodu Konolofów byli niscy i krępi jak krasnoludy. Mieli lekko spiczaste pyski, grzebienie z kolców, żółtawą skórę i wbrew złośliwym plotkom, byli dla siebie i innych istot bardziej pokojowo nastawieni niż ludzie. Podstawę ich wyżywienia stanowiły kaktusy. Legwańcy Zieloni, zwani Iguantekami, byli smukli i wysocy [...], a ich skóra mieniła się zielenią. Mieli owalne głowy, grzebienie z kolców, bardzo długie ogony i palce u nóg. Nosili ozdoby z bursztynu, srebra i kości słoniowej stegomastodontów. Żyli w małych osadach w mateczniku, z dala od ludzi lubiących ich mięso. Walczyli włóczniami, dmuchawami, świetnie strzelali z łuku, biegali oraz pływali. Ich pokarm stanoiwły owoce i liście uzupełnione owadami. Spory rozwiązywali pojedynkiem na miny, tak jak w ‘Ferdydurke’. Legwańcy Pustynni nie mieli grzebieni z kolców, ich pyski były zaokraglone, a skóra w przemieszanych barwach zielonej, sinej i złotej, z czego głowę od tułowia oddzielała czarna pręga. Polowali na owady, jaszczurki, ptaki, zające, króliki, widłorogi i pekari. Wszyscy Legwańcy mieli długie, czarne szpony, wykluwali się z jaj i nie krzywdzili ludzi, chyba, że w obronie koniecznej. [...] U wybrzeży Sonoru [...] kłębiły się węże morskie, na tyle duże, by zatapiać korabie, czy polować na młode wieloryby. W erze trzeciej, na ziemi sonorskiej żyły anakondy i węże boa, tak wielkie jak smoki, albo nawet jak pasma górskie. Potwory te, zrodzone przez Mokoszę, wyginęły w wyniku spustoszenia świata przez zaciekły bój Enków z Čortami kończący erę trzecią. Kości gigantycznych węży, Sonorczycy znajdowali w Górach Świętych i Andajskich, w Nuntavacie i na pustyniach południa. Szczątki te budziły w ludziach lęk i dawały okazję do snucia przerażających legend. Otarianie byli spokrewnieni z Oxiami. Mieli postać śniadych ludzi o głowach uchatek – zwierzat podobnych do fok, o jasnobrązowej skórze i spiczastych uszach. Żyli u tropikalnych wybrzeży Sonoru, na Wyspie Szmaragdowej, Lazurowej Lagunie i nad Zatoką Sargassową, zakładając na plażach niewielkie wioski rybackie. Dzielili się na wiele plemion. Od maleńkości po mistrzowsku pływali i nurkowlai, jednak Otarianki rodziły swe młode na lądzie, w chatach, otoczone bliskimi. Żywili się rybami. [...] z Enków najwięcej poważali Juratę, którą czcili pod imieniem At – Alati. Jej świętymi ptakami miały być pelikany. Otarianie, istoty niezwykle łagodne i przyjacielskie, nie lękały się ludzi i często prowadziły z nimi wymianę handlową. Heloderma olbrzymia, zwana ‘smokiem z Sonoru’ była jaszczurem wielkim jak pięć koni, żyjącym w Arsonii, Sünarä i na innych pustyniach południa. Pokrywała ją gruba skóra barwy czarnej i miedzianej, rozłożonych w nieregularne plamy. Głowa wydłużona, pysk tępo zakończony krył podobne do sztyletów białe zęby jadowe, podobnie jak u węży. Jad helodermy olbrzymiej, największej z jadowitych jaszczurek mógł zabić nawet tak wielkie zwierzęta jak stegomastodont czy mapingauri. Tułów wydłużony, palce zakończone długimi szponami, ogon krótki i gruby, służył za zbiornik tłuszczu. Helodermy olbrzymie polowały na wszystkie zwierzęta mniejsze od nich samych, w tym na ludzi, majacych nieszczęście zapuścić się na ich pustynie. W piasku i załomach skalnych, samice składały liczne jaja wielkości jaj strusich, okryte twardą, białą skorupą. Młode wykluwały się z nich nieraz po kiilku miesiącach. Najbliższymi krewnymi jadowitych potworów z Sünari były ogromne warany z Wyspy Szczurów na Oceanie Wyrajskim. Kolejna gigantyczna jaszczurka, frynosoma olbrzymia z pustyń była tak duża jak trzy hipopotamy. Pokrywała ją najeżona kolcami, skóra barwy sino – zielonej, na brzuchu żółtawa. Pysk podobny do pyska żaby, tułów pękaty, ogon cienki i krótki, zaś przednie łapy były dłuższe od tylnych. Skronie otaczał wieniec długich, spiczastych rogów, skórę chroniły setki drobnych kolców, długości kuchennych noży. Frynosoma olbrzymia żywiła się zwierzętami mniejszymi od niej. Jej młode wykluwały się z jaj o twardych skorupkach, składanych w gniazdach usypanych z piasku. [...] zaatakowana przez myśliwych frynosoma olbrzymia broniła się wypuszczając ze swych oczu całe strumienie krwi. Kameleon sargassowy żył wyłącznie w małej, pełnej pływającego, żółtego morszczynu sargassum zatoce wpadającej do Oceanu At – Azalath. Owa Zatoka Sargassowa od niepamiętnych czasów była miejscem tarła węgorzy z Sonoru i Europy. Omawiany, nie mający rogów kameleon osiągał rozmiary śledzia, wyglądem przypominał kameleony z Altamiry i Valkanicy. Przybierał barwę żółtą, pływał uczepiony wodorostów. Żywił się planktonem zwierzęcym, w tym ikrą i narybkiem węgorzy. Chwytał ów plankton długim, lepkim językiem. Co do rozmnażania był jajożyworodny. Axalotl olbrzymi był wielkim jak krokodyl z rzeki Nilus płazem zamiezkującym jeziora Inca, Titaculi i Chalxu w górach Siru, otoczonych puszczą Amszu. Jako, że owe ogoniaste płazy, żyły w wodach nadzwyczaj ubogich w jod, nigdy nie osiągały dojrzałości, więc aby nie wyginąć, zmuszone były do rozmnażania się w stadium larwy. To zjawisko, uczeni mężowie określili ‘neotonią’. Axalotle olbrzymie pokryte były skóra bladoróżową, niemal białą. Istniały też osobniki smoliście czarne. Omawiane istoty miały zaokrąglone pyski, krzaczaste, czerwone skrzela z tyłu głowy, duże, czarne oczy, cztery, czteropalczaste łapy, oraz podobne do welonu płetwy grzbietową i ogonowe z cieniutkiej skóry. Żywiły się rybami, żabami i wodnym ptactwem, dla ludzi były niegroźne. Jeśli axalotlów olbrzymich przebywało bardzo dużo w jednym jeziorze, tak, że brakowało im miejsca, wówczas podgryzały sobie płetwy, które potem odrastały. Rozmnażały się składając skrzek. Sonorczycy odławiali je dla mięsa, parę sztuk posiadali w swych zwierzyńcach królowie w Copanie i w Merice. [...] niewiasty z tropikalnych rejonów Sonoru, używały w tym celu [jako ozdobę głowy] żywych istot – niejadowitych, długimi godzinami tworzących żywe pierścienie węży – kabłąków. Gady te osiągały rozmiary dżdżownic. Początkowo istniały tylko osobniki ciemnozielone z białymi i czarnymi plamami na głowie, lecz z czasem wyhodowano węże – kabłąki złote, czerwone, jasnozielone, opalowe, miedziane i turkusowe. Były jajorodne. Wymagały karmienia owadami, zwłaszcza karaluchami i świerszczami, oraz noworodkami myszy. Podobno rozmnażały się przez podział. Żarararka olbrzymia była długim na 15 łokci, wężem z puszcz Amszu, spokrewnionym z trusiami. Pokrywała ją skóra barwy ciemnozielonej z brązowymi plamkami, jej hipnotyzujące oczy były koloru żółto – zielonego. Swoje młode rodziła, podobnie jak żmije. Żyła na drzewach i polowałą na wszelkie istoty mniejsze od niej samej, w tym na ludzi. Jej jad mógł uśmiercić nawet stegomastodonta. [...]. Wielorybek maleńki żył u wybrzęzy Nuntavatu, przy czym odbywał sezonowe wędrówki w cieplejsze wody, opływające puszcze Amszu. Kształtem przypominał smoliście czarne, ogromne wieloryby pływające u wybrzeży Wyspy Zielonej. W paszczy miał fiszbiny, których używał do odcedzania z wody kryla i innych morskich żyjątek, przez uczonych mężów nazywanych ‘planktonem zwierzęcym’. Młode, wielkości łasicy rodziły się w morzu, ogonem do przodu, aby nie utopiły się w czasie przeciągania się połogu. Wrogami wielorybków maleńkich były orki, rekiny, białe niedźwiedzie i ludzie, ceniący ich tran, mięso i kości. Przeżyły zatopienie Sonoru; jeszcze w erze dwunastej widziano je w Morzu Srebrnym. Delfin lądowy, którego najbliższym krewnym był kolorowy bufeo z rzeki Amusy, od innych delfinów różnił się posiadaniem czterech pięciopalczastych łap, o długich palcach spiętych błoną, z pomocą których owe delfiny pełzały po plaży. Żyły u tropikalnych wybrzeży Sonoru, Afryki i Bharacji. Żywiły się rybami, a rozmnażały na lądzie, rodząc młode ogonem do przodu. W morzu zagrażały im rekiny i orki, zaś na lądzie – jaguary i tygrysy szablozębne. Sonorczycy nigdy nie krzywdzili delfinów lądowych, ani żadnych innych, te zaś pomagały rybakom napędzając im ryby do sieci, lub pilnując dobytku jak psy. [...]. Orka lądowa różniła się od innych orek, posiadaniem czterech pięciopalczastych, krótkich łap, o palcach spiętych błoną i uzbrojonych w ostre pazury. Na lądzie, potrafiła na krótkim dystansie dogonić konia. Nie wypływała na otwarte morze. Żyła u wybrzeży całego Sonoru, Zielonego Kontynentu i Terra Australis Incognita. Pożerała ryby od śledzi po rekiny, ośmiornice, mątwy i kalmary, delfiny morskie i lądowe, wielorybki maleńkie, foki, morsy, uchatki i Otarian, wydry morskie, głupioliszki, Legwańców Morskich, kraby, homary i manaty. [...] orki lądowe nie polowały na oceaniczne olbrzymy [wieloryby], za to niczym białe niedźwiedzie z ochotą gromadziły się przy ich padlinie. Rozmnażały się na lądzie, rodząc młode ogonem do przodu. Bywały groźne dla ludzi; szukając mięsa wdzierały się do rybackich chat. W jednej z opowieści, heros Kuj zabił orkę lądową za pomoca maczugi nabijanej krzemieniem. Vindigo żyły w umiarkowanej strefie Sonoru, położonej między Nuntavatem, a Amszu, w szczególności nad otoczonymi lasem wielkimi jeziorami Vimpus i Pimpus. Stworek ów chodził na tylnych łapach i sięgał dorosłemu człowiekowi do pasa. Pokrywała go jaskrawożółta skóra; miękka, mokra i oślizgła jak u żaby. Jej rzucający się w oczy kolor, ostrzegał drapieżniki przed zawartą w mięsie vindigo trucizną. Głowa przypominała łeb salamandry, najeżony czterema tepo zakończonymi, grubymi u nasady rogami. Palce wszystkich czterech kończyn były spięte błoną, a umieszczone na dłoniach przylgi umożliwiały vindigo wspinanie się po stromych drzewach, skałach, czy murach. Całości dopełniał szczątkowy ogon. Omawiany stwór dobrze pływał i nurkował; żywił się rybami, żabami i rakami, mięsną dietę uzupełniał wodną roślinnością. Samice składały skrzek jak żaby, zas kijanki karmiły mlekiem aż do metamorfozy. Sonorczycy mało wiedzieli o vindigo. Najczęściej słyszeli ich placzliwe zawodzenie, zaś gdy próbowali je łapać, te zamieniały się w wodnistą galaretę. Kelofaj był jednym z najdziwniejszych zwierząt Sonoru. Żył w Nuntavacie i w nieprzebytych lasach na północ od Amszu. Osiągał rozmiary jelenia. Jako jedyny ze zwierząt ssących miał głowotułów niczym raki i pająki, podobny do głowy mamuta; razem z trąbą, ciosami i uszami. Jednak na czubku mamuciej głowy pokrytego długim, brązowym futrem kelofaja, sterczał kostny stożek. Kelofaj poruszał się na tylnych łapach przypominających skoki zająca, a podpierał się długim ogonem. Przednie, chwytne łapy miały po pięć palców zakończonych pazurami. Omawiany daleki krewny słoni z Afryki i Azji, mamutów, mastodontów, stegomastodontów, karłowatych słoni z wyspy Melity i słoni leśnych z puszcz Europy, był roślinożerny. Sutki samic znajdowały się na piersiach, kelofaje rozmnażały się mniej więcej tak jak słonie. Ich wrogami były wilki, niedźwiedzie, tygrysy szablozębne i ludzie. [...] filamalu żył na bagnach, w jeziorach i rzekach krainy Amszu, oraz w zamarzającym zimą jeziorze Titurel leżącym na północ od owej ziemi. Przypominał smoliście czarnego szczura, który nie licząć nagiego ogona osiągał długość dwóch żubrów. W paszczy zamiast siekaczy miał kły jak wilk, zaś jego place były zakończone szponami i spięte błoną. Filamalu kopał nory na brzegach rzek i jezior, potrafił długie godziny przebywać pod wodą. Nie gardził żadnym pokarmem mięsnym od ryb, żab i raków, przez wodne ptactwo, zające i małpy, po jelenie, tapiry i jaguary, oraz ogromne węże. Ponadto pożerał innych przedstawicieli swego gatunku, a niekeidy i ludzi. Samice filamalu przechowywały swe młode w wodoszczelnych torbach ze skóry, będących częścią ich ciała. Takie torby posiadały również samce. Mięso omawianych zwierząt cenili Sonorczycy z plemienia Sirdu. [...]. Sonor zamieszkiwały straszliwe ptaki – potwory, podobne do ogromnych sępów, lecz nie mogące wydać najmniejszego dźwięku. W puszczach Amszu był to paturan – nielotny ptak drapieżny wysoki jak dąb o upierzeniu białym i czarnym. Paturan miał łysy, porośniety najwyżej czarną ‘szczecinką’ łeb, ozdobiony jaskrawożółtymi i pomarańczowymi naroślami, a jego przysmakiem były śnięte ryby z rzeki Amusy. Urbus latał nad podmokłymi stepami Pama – poonu i miał postać sępa wielkiego jak koń. Rozmiary konia osiągał również urbus igłoszyj z pustyń południowego Sonoru o czerwonej skórze nagich głowy i szyi, wolu w kształcie koguciego dzwonka i licznych, zatrutych igłach porastających szyję. Urbus igłoszyj potrafił strzelać tymi igiełkami we wroga. W Górach Andajskich zakładał gniazda czarnopióry avis – katharon, wielkości tura. Miał nagie, czerwone łeb i szyję, grzebień jak u kondora na głowie i obrzydliwe wole, podobne do wijącego się czerwonego węża, sięgające ziemi. Sonorczycy czcili avisy – katharony, bo wierzyli, że praojciec tych ptaków złorzył jajo, z którego wykluło się Słońce. Bielik dwugłowy, żyjący w strefie umiarkowanej Sonoru, był tak duży jak dwa byki i miał postać czarnego orła o dwóch białych głowach. Jego przysmak stanowiły olbrzymie węże. Omawiane ptaki pożerały zarówno padlinę, jak i polowały na wszelkie istoty mniejsze od nich samych, w tym na ludzi [...]. Składały jaja tak duże jak strusie, a nawet jeszcze większe. Niektórzy wierzą, że ich potomkowie do dziś żyją gdzieś w Ameryce. Kaczka olbrzymka żyła u wybrzeży Nuntavatu. Osiągała rozmiary łabędzia. Podczas gdy kaczki miały upierzenie w różnych odcieniach brązu, kaczory mieniły się bielą, błękitem, zielenią, fioletem, złotem, czerwienią i oranżem. Z tyłu głowy kaczor posiadał kitę z kolorowych piór. Kaczki olbrzymki żywiły się okrzemkami, krylem i innymi morskimi żyjątkami. Swoje gniazda wyścielały mięciutkim puchem [...], zaś ludzie zbierali ów puch, aby używać go do napełniania pierzyn. Wrogami tych największych kaczek świata były rekiny, orki, białe niedźwiedzie, wilki, rosomaki, lisy polarne i ludzie. Sowa pokojowa żyła w całym Sonorze, za wyjątkiem Nuntavatu. Niezmiernie przypominała puszczyka zarówno wyglądem, jak i sposobem odżywiania się i rozrodu. Od innych sów różniła się jeno tym, że nie występowała w stanie wolnym. Był to jedyny gatunek udomowionej sowy. Sonorczycy trzymali w domach sowy pokojowe, aby tępiły szkodliwe gryzonie, przekazywały wiadomości [...] i dotrzymywały towarzystwa swym właścicielom jak papugi. Na mokradłach strefy umiarkowanej Sonoru żyły jeszcze większe od niedźwiedzi, czworonożne zwierzęta ssące nazywane hodagami – gumoniami. Z wyglądu przypomiały nosorożce o rogach byków i rzędzie kolców ciągnących się wzdłuż grzbietu, jak u smoków. Miały wyłupiaste oczy i pazury niedźwiedzi. Hodagi – gumonie pokrywała gęsta, brązowa sierść. Zwierzęta te były odporne na kły i pazury wszelkich drapieżników, oraz na broń sonorskich łowców. Zaszkodzić mógł im jedynie ogień. [...] hodag – gumoń nie miał stawów kolanowych i spał stojąc pod drzewem. Istoty te były roślinożerne i zostawione w spokoju, nie napastowały ludzi ani innych zwierząt. [...]. Ludzie – pancerniki osiedlili się w puszczach Amszu, na podmoklych stepach Pama – poonu i na pustyniach takich jak Arsonia. W przeciwieństwie do pancerników, były to istoty rozumne, obdarzone mową. Osiągały wzrost dziesięcioletnich dzieci i potrafiły tak jak ludzie poruszać się na tylnych łapach, podpierając się ogonem. Pokarm – ludzi – pancerników stanowiły owady, gryzonie i jaszczurki, ale także wszelkie pokarmy zjadane przez synów Novalsa i córki Aivalsy, jak owoce, ryby, maniok, warzywa, kukurydzę, grzyby, ptaki, króliki, zwierzęta kopytne, mleko i jaja. Choć z wyglądu ociężałe, potrafiły całkiem sprawnie pływać, przed wejściem do wody łykając dużo powietrza, dzięki któremu unosiły się na powierzchni. Samki ludzi – pancerników rodziły dzieci okryte różowymi, jeszcze miękkimi pancerzykmai, które twardniały dopiero z wiekiem. Omawiane, pół – zwierzęco, pół – ludzkie istoty dzieliły się na wiele plemion, rządzonych przez wodzów, zwanych ‘rixami’, uznających włądzę sonorskich królów z Meriki. [...] żyli w osadach, złożonych w zależności od lokalnej tradycji z nor podobnych do nor borsuków, [...], z ziemianek, czy też drewnianych chat. Plemię Tardżudi budowało dla siebie kamienne domki. Ludzie – pancerniki używali takich samych ozdób, naczyń, narzędzi i broni jak prawdziwi ludzie, z którymi żyły zawsze w zgodzie. Co więcej, kiedy Sonorczyków z puszcz Amszu nawiedziła plaga trądu, Taharka, rix plemienia Nuli udzielił chorym, potrzebnych leków, których wytwarzanie pierwsi poznali właśnie ludzie – pancerniki. [...] Ahuizotl, przez Słowian zwany ‘męczyduszą’ żył na podmokłych terenach krainy Amszu. Osiągał rozmiary wilka i cały był siny. Przypominał sonorską małpę, zwaną ‘wyjcem’, ale miał ludzką głowę z wyszczerzonymi zębami, ostrymi jak u Neura, zaś jego ogon był zakończony chwytną, pięciopalczastą dłonią człowieka. Ahuizotle budowały maleńkie chatki, czy też szałasy z trzciny, koniecznie nad wodą. Poz aokresem godów żyły samotnie. Polowały na ludzi chwytając ich ogonem, zakończonym dłonią, aby zjadać wyłącznie ludzkie oczy, zęby i paznokcie. Tak okaleczonych ludzi, ahuizotl przeważnie puszczał wolno. Najczęściej jednak owe wodne małpy jadły ryby, małże, ślimaki, raki, żaby, nutrie i wodne ptactwo. Samice nosiły młode na grzbietach. Ahuizotle lubiły grać na fletach, ich kapele umilały czas królom Sonoru na dworze w Copanie. Koati to żyjące w puszczach Amszu plemię pół – zwierząt, pół – ludzi. Dorosłym Sonorczykom sięgali do piersi, byli odległymi krewnymi niedźwiedzi, lecz nie przypominali ich. Potrafili chodzić zarówno na dwóch jak i na czterech łapach. Pokryci byli ciemnorudym futrem, z czego długi ogon był w czarne i białe prążki. Koati byli zwinni i wysmukli, mieli długie głowy i spiczaste pyski, małe, zaokrąglone uszy, oraz chwytne kończyny przednie. Dobrze chodzili po drzewach. W matecznikach, z dala od ludzi, budowali osady, złożone z kilku chat ulepionych z gliny i trzciny. Często swoje domostwa zakładali również w wypróchniałych pniach olbrzymich drzew. Używali ozdób i broni podobnych do tych, używanych przez ludzi. Koati jedli owady (turlali pszczoły pokrytymi grubą skórą łapami, aż do utraty żądła), jaszczurki, żaby, ptaki, gryzonie, jaja i pisklęta, miód i owoce. Samki Koati nosiły swe dzieci na grzbietach. Bliscy krewni ludu Koati, Procyjoni, mieszkający w Górach Świętych i w umiarkowanej strefie Sonoru i na północy krainy Amszu, najbardziej podobni byli do szopów praczy. Dorosłym Sonorczykom sięgali do piersi, chodzili zarówno na dwóch jak i na czterech łapach. Mieszkali w małych osadach złożonych z lepianek, zakłądanych najchętniej nad wodą. Jedli owady, dżdżownice, ślimaki, ryby, raki, żaby, jaszczurki, gryzonie, ptaki, ich jaja i pisklęta, kukurydzę, ziemniaki, jagody, grzyby, ozrechy, zaś zdobuty pokarm jeśli tylko mogli, płukali w wodzie. Sonorczycy nie lubili Procyjonów, bo ci często kradli i roznosili choroby. Mimo to ludzie – szopy pomogli prawdziwym ludziom odpierać najazd Andżarów. Kolcelot był małym kotem z pustyń Arsonii, Thesonii i Resindii. Barwy siwej, chroniły go liczne, ostre kolce, znajdujące się nawet na uszach, zaś jego ogon był rozdwojony. Owe kłujące koty, nazywane ‘kotami kaktusowymi’ polowały na zające, króliki, gryzonie, jaszczurki, ptaki, węże i skorpiony, pożerały jaja i pisklęta, ale ich największym przysmakiem był sok drzewiastych kaktusów. Kolceloty nacinały grubą skórę tych roślin sztyletami kostnymi, które posiadały maist kocich pazurów, aby po paru dniach pić sok sfermentowany w alkohol. Gdy się upiły, bez opamiętania drapały kaktusy przy akompaniamencie najprawdziwszej kociej muzyki. Ich kocięta rodziły się z miękkimi kolcami, które dopiero z wiekiem twardniały. Pustynne plemiona Theu – i i Resów używały kolców kolcelotów do wyrobu igieł do szycia, zaś ich sztylety kostne służyły ludziom za broń, dorównującą bułatowej stali. Puma wodna żyła wyłącznie w wielkim jeziorze Tirudil, leżącym w puszczy Amszu, u stóp Gór Andajskich. Od zwykłych pum różniła się zdobiącymi głowę, czarnymi, podobnymi do widełek rogami, oraz ogromnymi skrzydłami nietoperza, umożliwiającymi lot przy pełni Księżyca. Puma wodna żywiła się rybami, rakami, żabami, wodnym ptactwem, nutriami, wydrami, wężami i żółwiami, ale bywała też groźna dla tapirów, jeleni i innych zwierząt przychodzących do wodopoju, a nawet dla ludzi. Młode rodziła i karmiła mlekiem na samym dnie jeziora. Drzazguar żył w strefie umiarkowanej Sonoru. Był to dziki kot, trochę większy od lamparta, pokryty długim, srebrzystym futrem. Miał oczy w barwie szkarłatu, zaś jego ogon zakończony kostną kulą pokrywały grube kolce. Drzazguary polowały na zwierzęta od gryzoni, jaszczurek, żab i ptaków po jelenie i cielęta dzikich krów, a czasem także na ludzi. Uzbrojony w buławę ogon pomagał mu w ogłuszaniu zdobyczy. Królowie Sonoru chętnie trzymali drzazguary, łomparty i inne groźne koty w swoich zwierzyńcach. [...]. Lynxowie i Neurowie żyli w Nuntavacie, Górach Świętych i w strefie umiarkowanej. Lynxowie z Sonoru byli rudzi i zamieniali się w rude rysie. Obie rasy płaciły dań królom Sonoru. [...]. Ludzie – jaguary (Jaguarotekowie) żyli w puszczach Amszu, zamieszkując niewielkie osady w mateczniku, bądź strzegąc skarbów ukrytych wśród kamiennych ruin. Przypominali Sonorczyków – tak samo byli miedzianoskórzy, czarnowłosi i półnadzy, używali podobnych ozdób i broni, jednak różnili się większa siłą, męstwem, wytrzymałością, szybkością i bezszelestnym kocim chodem. Mieli zielone, świecące w mroku oczy, a ich czarne źrenice w mroku stawały się okrągłe, a w świetle i w gniewie – przybierały postać pionowych szparek. Przez Słowian nazywani ‘jaguarołakami’ potrafili kiedy tylko chcieli zamieniać się w jaguary – zarówno cętkowane jak i czarne. Ci odlegli krewni Żbiczan, Bastów, Lynxów, Czarnych Uszu, Tygrów, Liłów i Liłek, w zwierzęcej postaci polowali na niemal wszystkie wodne i leśne zwierzęta, a mięsny pokarm uzupełniali owocami, maniokiem, ziemniakami, pomidorami, grzybami i papryką. Sonorczycy twierdzili, że człowiekiem – jaguarem rodzi się dziecię poczęte przez niewiastę, której udzielił nasienia jaguar. Tak miał się począć heros Uncas. [...]. Ludzie – jaguary nie napadali na synów Novalsa i Córki Aivalsy. Przeciwnie – jak tylko mogli stronili od nich, choć kiedy trzeba, umieli dzielnie walczyć przeciw współnemu wrogu – zaziemskim Andżarom i Tlucuru. [...]. Agrafy spokrewnione z Procyjonami i Koati żyły w puszczach Amszu. Osiągały wielkośc tygrysów, miały lekko spiczasty pyszczek, smukłe ciało, cztery chwytne kończyny i ogon, na którym mogły zwisać z gałęzi jak małpy. Oprócz soku drzew pożywiały się owocami, pączkami roślin, orzechami, owadami, ptakami, ich jajami i pisklętami, jaszczurkami i gryzoniami. Parę osobników żyło w zwierzyńcu królewskim w Merice. [...]. Bobry zamieszkiwały umiarkowaną strefę Sonoru. Rasa ta wydała potwora; wielkiego jak dwa niedźwiedzie bobra, przezwanego Topicielem, który porywał z brzegu i topił ludzi i zwierzęta, nawet nie tykając ich mięsa. Kres działaniu potwora z jeziora Vispi położył dopiero sonorski bohater Kuj z plemienia Aguni. [...]. Dzikie krowy żyły zarówno w lasach umiarkowanej strefy Sonoru jak też na podmokłych stepach Pama – poonu. Wyglądem przypominały tury, miały rozłożyste rogi i bardzo długą sierść. Wędrowne plemiona takie jak Takiti, Ra – uni, Re – uni i inne utrzymywały się z polowań na dzikie krowy i podążały ich śladem [...]. Plemiona sonorskich stepów nic nie marnowały z upolowanych dzikich krów. Zastosowanie znajdowały nawet ich języki, z których Sonorczycy wyrabiali szczotki do włosów. Łowcy wierzyli, że dzikie krowy – dar Mantusa, jak nazywali Ageja, nocami ciągną po niebie srebrzysty wóz, zwany Księżycem. Zdaniem Kosy Owinniczewa, w żyłach bydła Piktów i Szkotów plynęła krew dzikich krów z Sonoru. Kerwalkowie osiedlili się na południu Nuntavatu i na ziemiach na północ od Amszu. Byli to ludzie z głowami łosi. Dzielili się na wiele plemion, które przemierzały lasy i moczary, wznosząc prowizoryczne szałasy, a czasem nawet chatki z bali. Lubili wodę, znakomicie pływali i nurkowali. Żywili się trawą, korą drzew, wodnymi roślinami i grzybami, w tym trującymi dla ludzi muchomorami. Roślinny wikt uzupełniali jajami wybranymi z ptasich gniazd, rybami, żabami, rakami, małżami, żółwiami, mięsem ptaków i zajęcy. W Europie na wschód od Visany i w Białopolsce żyła rasa Łoszan, identyczna z Kerwalkami pod względem wyglądu i obyczajów. Karibu byli rasą ludzi o głowach zwiezrąt podobnych do reniferów. Byli półnadzy, malowali swe ciała kolorowymi farbami i lubili najróżniejsze ozdoby od rysich kłów po złoto i drogie kamienie. Istoty te cechowały niemal nadludzkie siła i wytrzymałość, cechy niezbędne, zważywszy, że żyły w mroźnym Nuntavacie. Wędrowały przez lody i śniegi, na czas postoju rozbijając namioty z wilczych skór. Żywiły się trawą, mchem i porostami, a uzupełniały to pokarmem mięsnym. Bliskimi krewnymi Karibu byli Leniferowie z Bialopolski. [...]. Podobnie jak w Kalidonie, Afryce i Azji, tak również w Sonorze, a konkretnie w puszczach Amszu żyły gigantyczne nietoperze – potwory, wielkie jak tygrysy, woły czy niedźwiedzie. Wśród nich był złociesty kolorodi groźny dla małp, tapirów i ludzi, biały ikadi znad rzeki Orik, łapiący szponami olbrzymie ryby, węże boa i anakondy, oraz najgroźniejszy z nich wszystkich – szary camazotz żywiący się krwią ludzi i zwierząt. Krewnymi camazotza były miniaturowe nietoperze wampiry, daleko mniej niebezpieczne, ale przenoszące groźne choroby. [...]. W umiarkowanej strefie Sonoru jako jedyny nietoperz – potwór zył vapiru, osiągający rozmiary pantery. Polował na ptaki, mniejsze nietoperze, wiewiórki, żaby, jaszczurki i młode jelenie, ale potrafił zabić również zabłąkanego w mrocznym lesie człowieka, który przy wilczych kłach, sile i szybkości vapiru nie miał żadnych szans. [...]. Lamoterium żyło w Górach Andajskich. Przypominało lamę wielkości żyrafy. Nigdy nie zostało udomowione. Kondorolamy, sonorski odpowiednik pegazów i hipogryfów przypominały lamy o głowach, szyjach i skrzydłach górskich kondorów. Osiągały wielkośc lamy i potrafiły latać. Żyły w Górach Andajskich. Żywiły się padliną, niekeidy pochłaniając jej tak dużo, że nie mogły wzbic się w powieterze. Ich młode wykluwały się z olbrzymich jaj o różowej skorupce. Kondorolamy potrafiły mówić ludzkim językiem. Nie zostały udomowione, chociaż para tych dziwolągów ciagnęła złocony rydwan króla Ahilana. W tym miejscu kończę opowieść o snonorskich zwierzętach, a przechodzę do ludzi. [...]. Ludzie dotarli na Sonor [...] w erze dziesiątej, już po zerwaniu przymierza z Enkami, popzrez zjedzenie zakazanych żołędzi z dębu Baublis. Pierwsza para nowego, miedzianoskórego i czarnowłosego ludu nazywała się Kilapuk i Ałdula. Po upływie stuleci, ich potomkowie podzielili się na liczne plemiona, takie jak Skraelingowie – plemię nazwane tak przez żeglarzy z Nürtu, Białe Plamy, biali Mictlańczycy, Avalori, Asani, Atlori, Aztalori, Copańczycy, Tuogu i krocie innych. Lud Białych Plam zawdzięczał swą nazwę używaniu białego urzetu jako barwy wojennej. Plemię to zamieszkiwało strefę umiarkowaną Sonoru i słynęło ze sztuki ujeżdżania olbrzymich indyków. [...]. Skraelingowie żyli w strefie umiarkowanej, gdzie założyli otoczony winnicami gród Vingard. Plemię to napotkał ówczesny odkrywca Leffe z Nürtu, który odkrytej przez siebie części Sonoru nadał nazwę Vinland. Mictlan, nazywany przez późniejszych kronikarzy Selvanią był lesistą i podmokłą krainą historyczną na południowym krańcu Amszu, stykającym się ze stepami Pama – poonu. Mictlańczycy mieli białą skórę, włosy długie i złociste, a oczy niebieskie. Trybem życia nie różnili się od innych puszczańskich plemion Sonoru. Mieszkali w małych osadach, chodzili półnago, malowali się kolorowymi farbami, żyli z łowów, rybołóstwa, zbieractwa i upraw manioku. W niczym nie byli lepsi, ani gorsi od innych Sonorczyków. Copańczycy mieli najbardziej rozwiniętą technikę i naukę (zwłaszcza matematykę i astronomię) i z ich pomocą zjednoczyli Sonor, tworząc zeń potężne państwo. Głównym ośrodkiem tego ludu było miasto Copan, kwitnąca metropolia otoczona dżunglami Amszu. Później stolicę Sonoru przeniesiono do Meriki, zaś każdy następca sonorskiego tronu, nosił tytuł wielkiego księcia Copanu. Copańczycy umieli oswajać do pracy i walki mastodonty i stegomastodonty [...]. W wojnie z zaziemskimi Andżarami i Tlucuru, jak też w walkach między sobą, sonorscy wojownicy używali rozmaitych rodzajów broni, takiej jak łuki i strzały, dmuchawy, włócznie, kamienne toporki, drewniane maczugi nabijane kzremieniem, sieci, skórzane tarcze i rzucane we wroga, mogące przecinać metal pióra latających pancerników. Od czasu walecznego króla Agudu IV Taproki pojawiły się w Sonorze dwa zakony rycerskie, [...]. Owe zakony to Małpy i Węże. Ich członkowie wraz z wielkim mistrzem podlegający bezpośrednio królom Sonoru nosili pióropusze z długich, zielonych piór ptaków drogocennych, tak kochających wolność, że umierających w niewoli, złote obręcze, naszyjniki z zębów małp, węży i pokonanych wrogów, oraz pozwaljące odróżnić ich przynależność tatuaże. Używali ponadto kołczanów, wykonanych ze skóry zabitych wrogów, tak bestii, jak i ludzi. Pili z ludzkich czaszek, praktykowlai wyjątkowo bolesne obrzezanie, nie mogli zakładać rodzin, choć pozwalano im odwiedzać zamtuzy i utrzymywać kochanki, a ponadto mieli prawo bezkarnie zabić każdego prostego Sonorczyka, który im się naraził. Występki Małp i Węży gromadziły gniew Enków nad Sonorem. [...]. Pierwszym królem Sonoru był żyjący w erze dziesiątej Ersztynier Avirin – samiec wielkiej jak tygrys, potrafiącej zabijać anakondy, wydry z rzeki Amusy, okryty prawie czarną sierścią. Ersztynier Avirin królował w złotej koronie nad ludźmi, zwierzętami i innymi istotami, a jego gród stołeczny nazywany Stix wznosił się na wyspie pośrodku rzeki Piri – Piri w krainie Amszu. Po jego śmierci tron Sonoru objął człowiek Kalaspan, wódz plemienia Copańczyków, który przeniósł stolicę do Copanu. Kalaspan był niemal tak bogaty jak Krezus, król Lidii, posiadał bowiem trzysta bojowych mastodontów, z których pomocą podporządkował sobie wszystkich dotąd jeszcze niezależnych wodzów plemion sonorskich. Od czasu króla Kabizu, stolicą Sonoru była Merika. Na początku ery jedenastej władała królowa Umina, córka króla Atahulapusa, odkrywcy Wysp Ognia. Umina była smukła jak łania, a jej czarne włosy sięgały kolan. Skórę miałą bawry miedzi, nosiła białą suknię, przetykaną srebrną nicią i zdobioną perłami, w jej złotej koronie błyszczały kryształy górskie, zaś na szyję zakładała naszyjnik z zębów króla Ersztyniera Avirina, oznakę władzy sonorskich królów, aż do potopu. Gdy Teost Car – Słońce zamęczony na dębie przez Amosowa, zadał klęskę Śmierci i zabrał swą macierz Korę Pokrowę do Domu Enków, jego umiłowany uczęń Jurek wiedziony Teostowym natchnieniem pożeglował na zachód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej, aż osiadł na brzegu Sonoru. Za sprawą jytnas Jurka, królowa Umina, wraz ze swym ludem przyjęła Zakon Teosta, wiarę w Ageja i Enków, oraz przesłała dary arcykapłąnowi ze świętego grodu Rum. Do tej pory bowiem, Sonorczycy czcili zwierzęta, rośliny, źródła, rzeki, góry, morza i kamienie, nic jednak nie wiedzieli, ani o Potęgach Świata, ani o ich Stwórcy. Pod koniec I wieku ery XI, kiedy to Kościej był dopiero królem Altamiry, posłyszawszy o wyprawie Leffe z Nürtu do Vinlandu, zły i nieśmiertelny władca potajemnie wysłał ekspedycję zwiadowczą do Sonoru, a żagle owych drakkarów napędzane były magicznym wiatrem – darem Čorta Farela, zwodzącego postacią jaskółki, pana na Lustrzanym Pałacu na Merkurym. Wynajęty przez Kościeja, żeglarz Merkuriusz przybył do Sonoru, w czasie gdy na ejgo tronie zasiadał król Piasa II. Pokłosiem owej tajnej wyprawy, kiedy to korabie wypłynęły z portu Kadiz nocą, a po jej zakończeniu wszystkich uczestników złorzono w ofierze na ołtarzach Čortów, było przywiezienie Kościejowi czarnoksięskiej, kryształowej czaszki. W czaszce tej siedział zły duch i pokazywał różne wizje, a gdy się ją stłukło, wybuchała zielonym płomieniem i scalała się. Po śmierci Koscieja używał jej król wąpierzy naraicarot I, zaś ostatecznie zniszczona została dopiero w erze dwunastej. Warto tu podkreślić ogrom próżności Kościeja, który mógł sprowadzić z Sonoru Ziemniaki i zapobiec powszechnym wówczas klęskom głodu, lub dac Sonorczykom konie, jednak nie zrobił tego, jeno pożądał čortowskich marności. W czasie gdy na wyspę Bimini (Wymynę) przybyli wodnik Wodjanoj z Hnyłopati w Orlandzie i żmij Sambor z Aplanu, na tronie w Merice zasiadał żądny krwi i złota król Tarkwiniusz (Tarquinius), który próbował podbić Żary (Wyspy Ognia) i wprowadził kult morskiego potwora Makary. Na jego cześć, arcykapłan Talcos i inni oprawcy, obsydianowymi nożami wyrywali serca żywym ludziom, najczęściej jeńcom wojennym, na szczytach schodkowych piramid. Potem ręce i nogi ofiar pieczono i zjadano. Tarkwiniusz i Talcos kazali mordować na cześć Makary malutkie dzieci, by wyprosić deszcz, oraz polecili wszystkim Sonorczykom składać codzienną ofiarę z własnej krwi, ‘aby ostatnie z pięciu Słońc nie zgasło’. Król Tarkwiniusz zginął w czasie bitwy o wyspy Żary, przebity trójzębem przez wodnika Wodjanoja, lecz jego niegodziwi następcy nie porzucili przerażającego kultu Makary. W V wieku ery XI król Suma Montanus okrucieństwem i wyuzdaniem dorównał Kościejowi, aż przyszedł potop zesłany przez Juratę. Sonor zatonął, by nigdy się już nie wynurzyć, bo zabrakło w nim ludzi sprawiedliwych. Po ustaniu potopu, na samym początku ery dwunastej, Agej mocą Wszechrodnego Łona Mokoszy stworzył w miejscu Sonoru nowe lądy: Atlantydę, Golkondę, Eldorado, Avalon i Hy Brasil’’ - ,,Wymrocze’’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz