,,Królewna Słupianka, córka Lechosława I, króla Analapii, w młodości pobierała nauki od najlepszych nauczycieli. W dwunastej wiośnie życia biegle władała językiem starokrasnym w mowie i piśmie. Potrafiła grać na harfie, haftować i jeździć konno. Uczono ją filozofii, logiki i sztuki pięknego wysławianie się, oraz wypływającej z Zakonu Ageja etyki wspólnej dla wszystkich ras rozumnych. […]. Jej matką była Słupia, której brat nazywał się Słup. Oto ich dzieje'' - ,,Pamiętnik'' Kazisława, dworzanina Lechosława I
Drabar
(Drabarus),
następca tronu Sorabii Południowej liczył sobie siódmą wiosnę
życia. Od najmłodszych lat odznaczał się wpojonym przez macierz i
piastunki nabożeństwem do Mokoszy; Królowej Ziemi i Korony
Stworzenia. Był zmierzch kiedy królewicz bawił w chramie ukochanej
Enki. Jej wyrzezany w drogocennym drewnie libańskiego cedru bałwan
zdawał się żyć i oddychać. Pod białą, lnianą suknią
okrywającą posąg biło serce i dwie piersi do winnych gron podobne
unosiły się powoli. Młody królewicz, syn Bożysława I, który
umiłował sobie Mokoszę; Macierz Matek jak matkę rodzoną,
spontanicznie pocałował jej ożywiony posąg w usta. Miał
wrażenie, że Mokosza oddaje mu pocałunek, a serce chłopca
napełniło się męstwem, jakże potrzebnym w czekającym go
sprawowaniu rządów nad królestwem.
*
Minęło
kilkanaście lat od owej opiewanej przez poetów inicjacji na
bohatera, kiedy młody Drabar Bożyslavić zasiadł w miejsce swego
zmarłego ojca na królewskim tronie w Białym Grodzie Południa. Od
jakiegoś już czasu nękało go strapienie, któremu nie mogły
zaradzić uczty, turnieje i polowania. Król pragnął mieć następcę
tronu, lecz pałacowi wracze i znachorzy oznajmili mu nie bez
strachu, że ani on sam, ani królowa dzieci mieć nie mogą. Z tego
powodu w całym królestwie ogłoszono żałobę. Na zamek w Białym
Grodzie Południa zjeżdżali się wracze i znachorzy z całej
Sorabii Południowej, a nawet szeptuchy z dalekiej Analapii, medycy
greccy i doktorzy solimscy, lecz nikt nie umiał pomóc królewskiej
parze. Przed królem zjawiła się również niejaka Borowica z rasy
czarownic. Z wyglądu była piękna, w cienkie szaty przyodziana.
Przyniosła przykryty białą gazą gliniany garnek pełen mazi
podobnej do węgierskiej potrawy zwanej leczo. Skłoniła się nisko
przed królem i rzekła:
-
To wyleczy, panie, twoją przypadłość.
-
A cóż to jest? - spytał Drabar.
Czarownica
zrazu wykręcała się od odpowiedzi, aż w końcu odrzekła.
-
To jest zupa z chłopięcych siusiaków, w sam raz na bezpłodność
– Drabar pobladł, a jeden z jego dworzan zwrócił posiłek.
-
Nie będę stosować takich metod. To nieetyczne – czarownica
roześmiała się perliście.
-
A co ma etyka do tego? Ja, gdybym była chora, nie wahałabym się
zażyć leku z ludzkiego ciała uzyskanego. Bo i czymże jest
człowiek jak nie jednym z wielu zwierząt, które można zabijać i
zjadać w razie potrzeby?
-
Wynoś się, nieczysta, albo oddam cię płomieniom – warknął
Drabar.
-
Dobra, nie podniecaj się tak, panie. Chciałam tylko pomóc –
czarownica zadarła na wpół przejrzystą kieckę z muślinu i
wypięła się na króla. - Oto moja rzyć biała, gdy będziesz
spał, będę ci nią jeździła po twarzy, ty obrońco życia, cha,
cha, cha !!! - królewscy hajducy rzucili się na czarownicę, lecz
ta znikła w oparze białego dymu.
-
Utrapienie z tym nasieniem Gorynycza – westchnął Drabar
przygnębiony.
*
W
owych czasach Słowianie lękali się sinych ludzi, których hordy
przemierzały knieje, by nieść śmierć, gwałt i pożogę.
,,Istoty te wyhodował w erze szóstej smok Rykar. Wyglądem przypominali łysych mężów o skórze niebieskiej i rogach jak u Čortów. Sini ludzie służyli Rykarowi i Gorynyczowi; wcieleniom Czarnoboga, a zaznawszy bólu i rozpaczy stali się pełni złośliwości i żądni mordu jak strzygi. Przestając być Płanetnikami stracili też wszelki wpływ na pogodę'' - ,,Codex vimrothensis''
Drabar,
król Sorabów wyruszył na północ nad Morze Srebrne. Kierując się
radą Witosława – sędziwego kapłana z kolegium kozesów,
wyruszył z darami do chramu Świętowita na wyspie Wolin w sławnym
Królestwie Analapii, by prosić o zdjęcie zeń i z jego małżonki
hańby bezpłodności. W chwili obecnej Drabar przebywał w lesie. Ze
wszystkich stron otaczali go sini ludzie po zęby uzbrojeni w
dziryty, korbacze i kastety. Wymordowali orszak królewski. Ich
białe, spiłowane kły ociekały cuchnącą śliną na myśl o
pożywieniu się ludzkimi ciałami.
-
Poddaj się, Wasza Wysokość – szydziły potwory – zjemy twój
język i serce, twoją wątrobę opieczemy nad ogniskiem – Drabar
nie słuchał sinych ludzi, którym zdołał zadać sporo ciężkich
strat siłą swego ramienia.
-
Panie człowieku – nagle zaczął się przymilać Ratmir, wódz
sinej hołoty – żyj i pozwól żyć innym. Pozwolimy ci pójść
wolno, jeno nikomu o nas nie rozpowiadaj i pozwól nam uwędzić
ciała twych towarzyszy. To uczciwy układ, co nie? - Ratmir
Radogniewic wyciągnął siną łapę w stronę Drabara, lecz król
mu ją odrąbał mieczem Fioletem i odrzucił kopniakiem daleko od
siebie.
Trysnęła
smrodliwa posoka przypominająca zielone wydzieliny z nosa.
-
Nie wiem, mości potworze, gdzie twa ręka wcześniej bawiła... -
zaczął Drabar lecz nie skończył.
Sini
ludzie rzucili się na niego z wyciem jak te wilki na rannego łosia.
Przed królem jawiła się perspektywa pięknej śmierci w boju, lecz
nie doszło do jej urzeczywistnienia, a to za sprawą dwójki
łuczników w zielone płaszcze odzianych, którzy wynurzyli się z
leśnej gęstwiny, bezszelestnie jak zjawy. W stronę rogatych
napastników posypały się strzały. Obrońcy króla Drabara
doskoczyli do sinych ludzi jak pantery i dobyli mieczy. Rozprawa z
potworami trwała krótko. Ich ciała spalono w ognisku, z którego
wydobywały się kłęby smrodliwego dymu.
-
Jestem Słup, syn Domarada – odrzekł łucznik – a to moja
siostra Słupia – wskazał na bliźniaczkę.
Drabar
opowiadał rodzeństwu o celu i kierunku swej wyprawy. Zawarł
braterstwo ze Słupem (Stolpus)
i Słupią (Stolpia),
lejąc wodę na miecze. Zaproponował pełnym męstwa dzieciom żupana
Domarada utworzenie drużyny i wspólną wyprawę ku rodzącym
bursztyn brzegom świętego Wolina, oni zaś się zgodzili, bo miłe
im były wojaże i przygody.
,,Niezrównaną pięknością Mokosza obdarzyła Weronikę, królową Amazonek, która podówczas przemierzała kraje słowiańskie. Weronika nazywana przez poetów Cudną Dziewicą, wzrostu była wysokiego, wysmukła i pełna zarazem niewieściego wdzięku, jak i niewieściej siły. Płeć miała jasną jak przystoi mieć urodziwej niewieście, kosę czarną, w trzy grube, opadające na plecy warkocze zaplecioną, oczy zaś podobne dwóm szafirom. Odziana była w białą suknię z szerokim pasem z krasnej kitajki, nosiła koronę z pawich piór, złote kolczyki w nosie i w uszach, naszyjnik ze zwierzęcych kłów, oraz złote obręcze na przegubach i łydkach. Na rękach miała barbarzyńskim zwyczajem wykłute farbą dwie sine gwiazdy i dwie czerwone wstążki. Lepiej od niejednego męża walczyła ciężkim, dwuręcznym mieczem o złotej rękojeści z wprawionym weń szmaragdem. Niczym pies towarzyszył jej równie wierny tygrys Tigranes'' - ,,Pamiętnik'' Kazisława, dworzanina króla Lechosława I.
Miecz
Weroniki władny przecinać stal i kamień, pił teraz podobną do
roztopionej smoły krew smoka. Przeciwnik podróżującej incognito
królowej Amazonek i jej zielonookiego tygrysa, w pieśniach poetów
i w kronikach nazywany Jasyrem (Jasirus),
większy był niż największa stodoła. Z jego paszczy, białe kły
kryjącej, tryskał zdrój ognia, przed którym wojowniczka
zasłaniała się tarczą ze skóry katablepasa. Jasyra pokrywała
ciemnozielona łuska, twarda niczym karacenowy pancerz. Na jego
grzbiecie srożyły się kolce, szyja zaś była wydłużona jak u
wodnych smoków syriuszów i notusów. Z jego głowy wyrastały
różki, takie jakie ma żyrafa. Smok ryczał, aż z dębów spadały
żołędzie, kiedy tygrys Tigranes wskoczył na jego szyję i zaczął
wbijać w nią zęby szukając odsłoniętego gardła. Weronika od
dni swego dzieciństwa śpiąca zimą nago na śniegu i nurkująca w
przeręblu, nie bała się żadnych zwierząt. Z jej ręki ginęły
lwy, niedźwiedzie, tury i żubry. Niestraszny był jej polujący na
kozice pyton tatrzański z Montanii, wielki waran z Pustyni
Błędowskiej, czy aligator z rzeki Bobry. Jasyr wył jak ten wariat
co dla sławy podeptał chleb i machając szponiastymi łapami tarzał
się na kolczastym grzbiecie, a ziemia aż się trzęsła. Smok
odsłonił miękki jak ciało ślimaka i biały jak podbrzusze
śniętej ryby, tłusty kałdun, zaś królowa Weronika jednym ciosem
dwuręcznego miecza, zwanego Pamir, rozpłatała go jak wielkanocne
prosię. Gdy smok zdechł w wielkiej kałuży parującej krwi,
Amazonka wyjęła z jego czarnych szponów pęk złotych, srebrnych i
bursztynowych kluczy. Odnalazła grotę, do której wstępu broniła
brama. Otworzyła bramę i wtedy powódź słonecznego światła
zalała znajdujące się pod grotą lochy, pełne nieszczęśliwych
więźniów skutych łańcuchami. Weronika zbiegła w dół po
licznych i stromych schodach. Z okrzykiem: ,,Niosę
wam wolność''!,
przecinała mieczowym ostrzem kajdany jak postronki. Jednak wielu
więźniów miast się cieszyć, smuciło się.
-
Po co tu przyszłaś? Twoje światło nas oślepia, a nasze kości są
zbyt słabe, byśmy mogli chodzić po świecie.
Taką
historię o swych przygodach na słowiańskiej ziemi opowiedziała
Weronika Cudna Dziewica siedząc razem ze swym tygrysem przy ognisku.
Jej słuchaczami byli król Drabar, oraz Słup i Słupia. Wojowniczka
zawarła z nimi wszystkimi braterstwo poprzez wymienienie się
nawęzami i dołączyła do drużyny zamierzającej na srebrnomorską
wyspę Wolin, na której stał tron Świętowita.
Rekapitulując.
Po opuszczeniu Sorabii Południowej, udał się Drabar w kierunku
Madunii – Panonii. Razem z królem podążało siedmiu witezi –
paladynów, a imiona ich: bracia Dalebor i Dalewuj z Kosowa, Sirosław
z Wojwodiny, gdzie Sorabowie mieszkali pospołu z Panończykami,
Pężyr z Raszki, Wielisław z Białego Grodu, Ubisław z Puszczy
Dziewańskiej i góral Czębir. W Madunii na dworze w stołecznej
Budzie, orszak ugościła królowa Zuzanna (Suza),
córka Foribundusa, syna Forinta, syna Jobika, syna Fidesza. Witezie
na prośbę królowej polowali na atakującego łodzie rybaków
potwornego konia rzecznego, przez Greków określanego nazwą
,,hipopotamos'.
Zwierz ten mieszkał w płytkim jeziorze, określanym słowiańską
nazwą Bołotoń. Hipopotam nim otrzymał śmiertelny cios z ręki
króla Drabara, przepołowił ogromnymi zębami Czębira, nic sobie
nie robiąc z jego zbroi. Po opuszczeniu Madunii, drużyna skierowała
się do Slawii; górzystej i obfitującej w puszcze słowiańskiej
krainy graniczącej z Bohemią, Analapią sięgającą brzegów Morza
Srebrnego, Roxem i Madunią. Po wygaśnięciu slawijskiej linii
zasiadającej również na tronach w Piropolis, Neście i Dendropolis
dynastii dalmackiej, założonej przez Słowaka – młodszego brata
Lecha, Czecha i Rusa, rządy w Presopolis – stolicy Slawii objęli
kapłani jytnas królowej Tatry. Drabar wraz ze swymi paladynami,
bronił Slawii przed najazdem dzikich ludzi mających moc zamieniać
się w rysie, którzy na czele królowej Sulimiry wyroili się z
lasów roxyjskiej prowincji Rox Azencarpatis ze
stolicą w Użhorodzie. Zacięty bój się wywiązał. Sama królowa Tatra opuściła swe sanktuarium u stóp góry Gerlach i z łukiem w dłoni poszła bić wrogów Slawii. Choć dziki wróg został odparty, cała Drabarowa drużyna oddała swe życie, by nigdy już nie zobaczyć ojczystej Sorabii. Drabar rany ciężkie odniósł i leczył je w znachorskim przybytku. Wyzdrowiawszy przekroczył ośnieżone góry Montaniii udał się do Analapii. Rodzeństwo Słup i Słupia obroniło go przed atakiem hordy sinych ludzi. Nieco później dołączyła do nich Weronika (Veronicana); królowa Amazonek, wraz z oddanym tygrysem Tigranesem. Wojowniczka i wielki kot wspólnie ubili smoka Jasyra, który uwięził mnóstwo ludzi. Drużyna udała się do Nesty, gdzie w sposób godny wielkiego władcy wielkiego narodu ugościł ją król Lechosław I. Następnie Drabar razem ze Słupem i jego siostrą, Amazonką i tygrysem udał się z darami na wyspę Wolin, gdzie w chramie Świętowita z łzami prosił o zdjęcie zeń hańby bezpłodności. Gdy utrudzony modłami zasnął u stóp bałwana, usłyszał głos jakby z czterech ust naraz się wydobywający.
stolicą w Użhorodzie. Zacięty bój się wywiązał. Sama królowa Tatra opuściła swe sanktuarium u stóp góry Gerlach i z łukiem w dłoni poszła bić wrogów Slawii. Choć dziki wróg został odparty, cała Drabarowa drużyna oddała swe życie, by nigdy już nie zobaczyć ojczystej Sorabii. Drabar rany ciężkie odniósł i leczył je w znachorskim przybytku. Wyzdrowiawszy przekroczył ośnieżone góry Montaniii udał się do Analapii. Rodzeństwo Słup i Słupia obroniło go przed atakiem hordy sinych ludzi. Nieco później dołączyła do nich Weronika (Veronicana); królowa Amazonek, wraz z oddanym tygrysem Tigranesem. Wojowniczka i wielki kot wspólnie ubili smoka Jasyra, który uwięził mnóstwo ludzi. Drużyna udała się do Nesty, gdzie w sposób godny wielkiego władcy wielkiego narodu ugościł ją król Lechosław I. Następnie Drabar razem ze Słupem i jego siostrą, Amazonką i tygrysem udał się z darami na wyspę Wolin, gdzie w chramie Świętowita z łzami prosił o zdjęcie zeń hańby bezpłodności. Gdy utrudzony modłami zasnął u stóp bałwana, usłyszał głos jakby z czterech ust naraz się wydobywający.
-
Wracaj do swego królestwa. Twa małżonka czeka, abyś wzbudził
syna w jej łonie.
*
Gdy
król odchodził z chramu Świętowita, wypadło mu iść skrajem
lasu. Rzucił okiem i zobaczył dwoje porzuconych nagich niemowląt;
chłopca i dziewczynkę kwilących w zaroślach. Nad nimi unosiła
się wrona z wyraźnym zamiarem rozdziobania maleństw.
-
A sio, wrono! - odpędzał ją Drabar, a wrona zakrakała ludzkim
głosem.
-
Kra, widzisz, baranie, że nikt ich nie kocha, po co więc mają żyć?
-
Nawet nieszczęśliwe życie jest lepsze od śmierci – odrzekł
król Sorabii zdziwiony, że wrona włada ludzką mową. - Nie ty je
rozdajesz i nie ty będziesz je zabierać.
-
Katol, katol, katol, ciuś, ciuś – szydziła wrona, ptak magiczny
mający zdolności wieszcze obejmujące przewidywanie nadejścia
kultów, których jeszcze wtedy nie było.
-
Mów po słowiańsku, albo zawrzyj dziób – Drabar z wolna tracił
cierpliwość.
-
Ludzie są głupi; najpierw mnożą się jak wszy, a potem biegają
po domach i wołają: ,,ciu,
ciu, ciu''.
Kra!
-
Zgromadzić się w jednym miejscu i podpalić, a wtedy cała przyroda
odetchnie, kra!
-
Dosyć – przerwał jej wywody Drabar. - Szukaj żeru gdzie indziej.
Te dzieci będą żyły i to nie ja sobie ubzdurałem, ale taka jest
wola Mokoszy, innych Enków i samego Ageja, od którego pochodzi
wszelkie prawo – wrona odleciała, a król Drabar podniósł
niemowlęta i przytulił do serca.
Powiedział
o nich drużynie, a Słupia i Weronika napoiły dzieciątka mlekiem
ze swych białych piersi.
-
Jeśli nikt ich nie chce, to my będziemy dla nich jak ojciec i
macierz – zapewnili Drabara Słup i Słupia.
W
drodze powrotnej przez Nestę, w czasie uczty na królewskim dworze,
król Lechosław I ukląkł przed Słupią i poprosił ją o rękę,
ona zaś zgodziła się.
-
Nareszcie się ustatkował – rzekli możni i ubodzy.
Król
Analapii przyjął za własne potomstwo, dzieci przygarnięte przez
Słupię. Chłopiec, który wstąpił na tron po śmierci swego
ojczyma, otrzymał w czas postrzyżyn imię Tęgomir, jego siostra
zaś w czas zaplecin dostała imię Cierpisława. Ponadto Słupia
powiła córkę Słupiankę. Na cześć matki i córki otrzymały swe
nazwy dwie rzeki w Analapii. Drabar zaś powrócił do swego
królestwa z licznymi darami od króla Analapii, a jego oblubienica
powiła mu z dawna upragnionego syna Todoraka I.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz