W krainie Rosz, to jest na rusickiej ziemi, nieopodal Srebrnej Góry miał swój zamek zwany Lamus, heros Jarogryf; mocarz biegły tak w magii jak w robieniu włócznią bądź toporem. Ruszając do boju zakładał zbroję z łusek czarnego smoka, zdobioną złotymi gryfami i wężami, a jego rumakiem był dywan latający zdobyty w dalekim Arabistanie, w ruinach Zapomnianego Grodu na pustyni. Za oręż służył Jarogryfowi miecz samosieczny i nabita ostrymi kawałkami krzemienia pałka samobijąca. Karmił i poił go stół co sam się nakrywał. Zamek jego pełen był cudów wszelakich. Jego mury zrośnięte były ze skórą srebrnego smoka o łusce twardej jak kamień i dodatkowo chronione potężnymi zaklęciami przeciw oblężeniom, zaś w szerokie, przepuszczające całe kaskady światła okna wprawione zostały szklane szyby ukazujące ruszających i mówiących jytnas i Enków. Nazywano je ,,wieszczymi szybami''. Zamek Lamus (Glamus) pełen był wykutych przez karły, albo i Greków marmurowych i eburnowych rzeźb o zachwycających, delikatnych kształtach, turańskich, słowiańskich, greckich, cipangijskich i nordyjskich zbroi, oraz wszelkiego oręża; spisanych na pergaminie, jedwabiu, palmowych liściach, glinie i papirusie ksiąg magicznych, poetyckich i naukowych z całego świata; czarodziejskich artefaktów, takich jak używane przed potopem na zamku Ossoria klejnoty wyświetlające słowa i obrazy, skóry pantercze, rogi bawołów z Afryki i inne łupy zdobyte podczas łowów, kiedy to Jarogryf stawał do zapasów z dzikim zwierzem okryty jeno przepaską na lędźwiach i uzbrojony w sam sztylet, oraz hałd złota i srebra wytwarzanych mocą kamienia filozoficznego. Nie mogę tu pominąć w swojej opowieści basenu z tańczącą, żywą wodą, która leczyła wszystkie rany i choroby, oraz zapewniała wieczną młodość, a także licznych jak gwiazdy na niebie komnat, któe prowadziły bądź to do miejsc odległych w czasie lub przestrzeni, a nawet do innych światów, o których prawią fantastyczne książki. Owe portale otrzymał Jarogryf w darze od Boruty, który dysponował podobnymi w Rokitnickim Siole, w zamian za zapas starego jak świat wina z Madunii, albo z Multanii. W piwnicy zamku Glamus stała pokryta kurzem i pajęczynami wielka maszyna z wiertłem i gąsienicami jak u czołgu, napędzana olejem rzepakowym, a służąca do penetrowania Świata Podziemnego. Zbudował ją inżynier Toltec (Toltecus) z Atlantydy. Jarogryf nie garnął się do ludzi, milsze były mu łowy i czytanie ksiąg poetyckich, jednak okazywał wielką życzliwość ubogim i nieszczęśliwym zabłąkanym na jego włościach. Karmił głodnych, leczył chorych, a nawet wyjednał u Swaroga odwołanie suszy.
Żył
samotnie od lat trzystu i trzystu, aż któregoś dnia zapragnął
mieć żonę. Choć podobał się licznym niewiastom, nie tylko tym
ludzkim, swoją uwagę skupił na Polanicy, córce Ilji Muromca. Jej
ojciec spłodził ją w jednym z mijanych zimowników na stepie, po
czym odjechał zostawiając pierścień mający służyć rozpoznaniu
po latach. Matka nadała jej dumne imię, oznaczające w mowie
słowiańskiej Amazonkę i nauczyła nienawidzić mężczyzn.
Polanica wyrosła na pannę wysoką i smukłą, o wielkiej sile,
zręczności i odwadze. Jej włosy opadały do pasa lśniącą, złotą
kaskadą, oczy zaś miała błękitne. Nosiła przepaskę z
niedźwiedziej skóry, napierśniki z karaceny, oraz niczym królowa
rusałek Nastazja z ery dziewiątej – naszyjniki z kłów i pazurów
ubitych przez siebie dzikich zwierząt, wrogich wojowników –
Scytów, Kimerów i Muromców, oraz strzyg, kikimor i innych
potworów. Jej białe ciało celtyckim zwyczajem pokrywały malowidła
wykłute siną farbą, nie mówiąc już o złotych ozdobach
zrabowanych z kurhanów scytyjskich królów. Jak prawdziwa Polanica,
ta, która znała swego ojca z pieśni skoromochów, lepiej od
niejednego junaka władała każdym rodzajem broni – mieczem,
szablą, maczugą, młotem, toporem, włócznią, sztyletem, arkanem,
a w szczególności łukiem, oraz jeździła konno, pływała,
biegała, oraz walczyła w zapasach lub na pięści. Całe dnie
spędzała na stepie polując z sokołami, lub broniąc karawan
kupieckich przed Scytami i Tartarami. Czasem udawała się w dalekie
strony – do Wałdaju, gdzie zabiła wielkiego, szarego jaszczura
Bokruga z jeziora Brosło, do Elamu, Lemurii, Sundy, na daleką,
rodzącą przyprawy wyspę Dżawę, do Bharacji, Ofiru, gdzie na
oczach króla dogoniła i skrępowała arkanem rozpędzonego strusia,
na wyspę Mu, do ziemicy Hiperborejczyków, gdzie zamożni ludzie
znudzeni życiem zabijali się skacząc ze skał, bądź z dachów,
na archipelag Lyonesse (Lonia,
Loniya),
z którego pochodził waleczny Tristan, do Mogol – Tartarii i
Sinea, do celtyckiego grodu Ys nad Atlantykiem, gdzie biły
porcelanowe dzwony i gdzie słowiańską wojowniczkę przyjmowała
królowa – dobra czarownica Dahud (Daguda)....
Polanica poszukiwała rosnącej w ziemi jak trufle kości słoniowej
w mroźnym chanacie Sybir – Tartarii, była w Grecji i nad rzeką
Nilus (jako pierwsza z białych dotarła do jego źródeł), żyła
wśród dzikich, praktykujących mroczne kulty Piktów z Alby i wśród
druidów w Irlandii. Przemierzyła też całą Sklawinię, ziemice
Bałtów, Turan i Iran, a jej odwaga zawstydziła najmężniejszych.
Porównywano ją do królowych Tatry i Ruty, które również wiele
podróżowały dokonując bohaterskich czynów. Dla mężów miała w
swym sercu jeno pogardę. ,,Twój
ojciec obiecał wrócić, gdy skończy się wojna dziesięciu
kniaziów przeciw imperium Kimerów. Wojna się skończyła, przeżył
ją, a mimo to złamał przysięgę. Nie jest godny zaufania''
– mówiła jej matka. Wielu młodzieńców ubiegało się o rękę
Polanicy, lecz ona albo ich wyśmiewała, albo zabijała uprzednio
skalpując, gdy nie byli w stanie zwyciężyć jej w zawodach
sportowych.
Tymczasem
z woli Mokoszy tak się złożyło, że pojąć Polanicę za żonę
zapragnął witeź i czarodziej Jarogryf, pan na zamku Lamus, w
miejscu gdzie padał cień Srebrnej Góry. Na próżno starał się
pozyskać jej sympatię, obdarowywał ją barwnymi sukniami z drogiej
tkaniny z Sericum, jabłkami w lukrze i spisanymi w greckiej mowie
wierszami na jej cześć. Nie pomagały też wymyślne ozdoby z
szylkretu z Sinea, kości słoniowej z Nubii, Axum i Merunu, gdzie
żyły ngoubou, obszyte gronostajowym futrem atłasowe płaszcze z
Fryzji, bursztynowe nawęzy znad Morza Srebrnego, pachnidła z
Arabistanu, szmaragdy z Pasma Gorynycza, wachlarze z pawich piór z
Bharacji i Seylanu, a nawet ułożone do polowań białozory z Ultima
Thule. Polanica, panna o sercu dumnym i hardym, dla której tylu
junaków postradało życie, pokochała Jarogryfa dopiero wtedy, gdy
ów zleciał z nieba wprost na jej podołek pod postacią zabiedzonej
kukułki, ściganej przez ulewę i drapieżne ptaki. Wojowniczka
zlitowała się nad ptaszkiem – ogrzała go pszytulając do piersi
i zaniosła do swego zimownika na stepie, aby osuszyć go przy ogniu.
Choć była twarda, pyskata i nieskora do sentymentów, teraz sama
nie do końca wiedząc dlaczego, długo gładziła miękkie piórka
kukułki, przemawiając do niej czule jak do dziecięcia. Gdy zaczęła
się jej zwierzać, że w głębi duszy chciałaby być matką, ale
nie może być, bo jeszcze nie spotkała junaka, który pokonałby ją
siłą lub fortelem (nie należy tu brać pod uwagę pewnego
wojownika i maga, który dostał się do jej chaty przez piwnicę za
pomocą skonstruowanej przez Atlantów maszyny wiertarkowatej do
podróżowania po podziemiach, bowiem techniką Polanica zwyczajnie
gardziła, jako rzekomą sprawką sił nieczystych). Gdy tak, owa
nieznająca strachu niewiasta żaliła się suchej już kukułce,
przy akompaniamencie ulewy i trzaskającego ognia w kominku, ptak w
chwili gdy uderzył piorun przybrał postać Jarogryfa. Dotychczas
Polanica zagradzała jego zaloty niegodnymi damy przekleństwami,
przy których zarumieniłby się niejeden szewc, a nawet wybijaniem
zębów, teraz jednak poczuła, że go kocha – tak po prostu, za to
tylko, że jest. Ona i Jarogryf w milczeniu wyszli za drzwi, nabrali
w dłonie rozmoczonej ziemi i wobec Mokoszy: Wiążącej Stadła
Małżeńskie, przysięgali sobie dozgonną miłość i wierność.
Gdzieś w oddali rozległ się grzmot na znak, że Enkowie
błogosławią nowożeńcom, ci zaś w mroku chałupy na wilczych
skórach konsumowali swój związek. Jarogryf zabrał Polanicę na
swój zamek, a rok później, gdy na nocnym niebie gwiazdy ułożyły
się na kształt okrętu, urodził się im syn, który otrzymał imię
Kukuł. Wsławił się dalekimi podróżami po odległych; dzikich i
palonych Słońcem stronach, takich jak Ofir w Afryce, otrzymał
przeto przydomek ,,Wyrajokrążca''
(Cuculus
Orientopleusta).
Na
Łysej Górze, albo jak podają inni autorzy na małej wysepce na
rzece Tinerpie, w miejscu, gdzie na początku ery trzynastej król
Kij, syn Rusa wzniósł gród Dendropolis, w czas przypadającego na
pełnię Księżyca sabatu czarownic – tańce, hulanki, swawole.
Wszystkiego tu nie powiem, po prostu dla przyzwoitości, bo nagie i
bezwstydne niewiasty złej magii oddane, pijące czarne wino z
trupich czaszek i ptaszące się z Čortami, dawały przykład
sprośności. Jedna z nich imieniem Głubinia (Głuba,
Głubczyca);
gamratka wielce urodna, o skórze miękkiej jak atłas i gorącej jak
kartofel wyjęty z ogniska, przyniosła wiklinowy koszyk pełen
(wstyd to mówić!) świeżych i żywych męskich członków
sromnych. Odjęła je z ciał ich właścicieli za pomocą sromotnej
magii, a teraz z dumą pokazywała swój łup innym czarownicom,
które pochylały się nad nim cmokając z ukontentowaniem.
-
Cenne jest moje trofeum – rzekła Głubinia – ale nigdy się nie
dowiecie jak bardzo, ha!
-
No powiedz, Głuba, nie bądź tym co ryje! - nalegały jej
koleżanki.
-
Oto kiep samego grafa Jarogryfa Srebrnogórskiego! - wiedźma z
nieukrywaną dumą ujęłą w dwa palce zakończone orlimi szponami,
dorodny członek wijący się jak robak.
-
Piękny – rzekła Kulcza, rudowłosa o maślanych oczach. - Chętnie
bym go rozdeptała, słuchając z lubością jak pęka z trzaskiem
pod mą stopą jak kiełbasa w ogniu, odgryzłabym mu napletek, albo
cisnęła do ogniska, ażeby upokorzyć te wszystkie szowinistyczne,
męskie świnie i ich Ageja, który każe nam tkać, prać, gotować,
rodzić i niańczyć głupie i niepotrzebne bachory, podczas gdy
zajęciem niewiasty wyzwolonej jest czcić Czarnoboga, czarować,
latać na miotle, latać na miotle, odbierać krowom mleko, powodować
poronienia i po opiciu się uzwarem nago tańcować przy Księżycu!
- dodała mściwie, zaś Głubinia cofnęła rękę ze wstydem.
-
Ja w to nie mogę uwierzyć – rzekła inna czarownica, Lasota z
Bochni – wszak Jarogryf jest wielkim czarodziejem, pogromcą Čortów
i straszydeł, on jest po prostu zbyt potężny, aby mogło go to
spotkać.
-
Już nie – rzekła Głubinia. - Założył rodzinę, spłodził
syna, a jakiś czas potem stracił swe moce. Wyłysiał jak kolano i
pogrążył się w tak strasznej apatii, że nawet najlepszy błazen
Tirs – Ciaruszek nie zdołałby go rozśmieszyć. O! Teraz głosy w
głowie mi mówią, że przed chwilą skonał, a ta jego żonka,
Polanica, kazała wraczom otworzyć mu trzewia, by zobaczyć jego
serce, a to było czarne jak rzyć Murzyna, hi, hi, hi! - czarownice
wyły ze śmiechu.
Sabat
trwał jeszcze długo, zaś na wyniosłym zamku Lamus, stara
piastunka Kukuła mówiła do kucharki, kobiety z ludu tak jak i ona.
-
Trza było zostawić czarodziejstwo czarodziejskim istotom, bo nie
jest to zajęcie dla ludzi - ,,i
miała rację''
głosi średniowieczna glossa w jednym z przechowywanych na Wawelu
zapomnianych rękopisów.
Po
śmierci Jarogryfa dla zamku Lamus nadeszły ciężkie czasy. Ze
stepów semickich przybyły imperialne wojska Analekitów, w których
żyłach płynęła krew olbrzymów, Hiramitów i koczowniczych
Setytów z pustyń i zalała rusicką ziemię niby powódź.
Analekici mający słonie, tarany, a nawet prymitywne działa z
Sinea, oblegali zamek Lamus, któego nie chroniły już czary
Jarogryfa i zburzyli go, po uprzednim dokładnym złupieniu. Polanica
zmarła od licznych ran zadanych strzałami, przed śmiercią ubiwszy
tuziny wrogów ciężkim toporem na długim trzonku.
Jej
syn Kukuł przeżył jako jedyny z mieszkańców zamku uprowadzony
jako niewolnik do Bard – abarduru; stołecznego grodu imperium
Analekistanu. Razem z innymi słowiańskimi niewolnikami, któregoś
dnia zabił w czasie uczty Bozdrasza; króla Analekitów i
Mezdreusza; króla Hiramu, oraz czternastu szejków setyckich, którzy
kazali Słowianom dla swej uciechy naciągać ciężkie łuki z
bawolich rogów, należące niegdyś do olbrzymów. Junacy podpalili
zamek Magaal, w którym służyli mordercom swych rodzin, po czym po
wielu przygodach i potyczkach dotarli do Sklawinii. Przyłączyli się
do powstania, na którego czele stał kniaź Złotomor i po trzech
latach zmagań wypędzili najeźdźców. Kukuł Jarogryfowicz na
nadanej przez zwycięskiego Złotomora ziemi postawił sobie dworzec,
który wyposażył w trzy bramy; złotą dla władców, kryształową
dla rycerzy i cynową dla prostego ludu. ,,Wszystkie hierarchie są
niebiańskie – mawiał - jeno u Čortów
wszyscy są równi''. Kukuł podobał się niewiastom. Był młody
i silny, miał jasną cerę, długie włosy skręcone w złote loki,
oczy zaś duże i niebieskie. Wybornie władał mieczem i łukiem,
jeździł konno na rumaku o wypielęgnowanej, złotej grzywie i
ogonie; umiał też układać pieśni, oraz polować na tury z
Multanii i żubry z Madunii. Ujmował swoją dwornością i
biegłością w ars amandi – miał wiele kochanek, co ukrywał
przed innymi bojarami. Gnuśniał nie mając wroga, z którym mógłby
walczyć. Lubiany i szanowany za swe chrobre czyny sprzed lat,
zabijał teraz nudę odwiedzając cudze żony i równie namiętnie
grając w karty – nową grę, która przybyła znad rzeki Nilus.
Pędząc w ten sposób rok za rokiem, przysporzył sobie długów
karcianych i wrogów – szukających pomsty carów, kniaziów i
witezi, którym przyprawił rogi.
Z
ich powodu opuścił Sklawinię w wielkiej niesławie i szukając
przygód zawędrował aż do Ofiru w Afryce. Zaskarbił sobie łaskę
króla Ormenazdara, który z niewolnego gladiatora, co rozdarł na
arenie mangustę olbrzymią, uczynił Kukuła Wyrajokrążcę
pierwszym z książąt, nadał mu herb przedstawiający złote oko na
czarnym polu, obdarował stadami bydła i zastępami pięknych
niewolnic. Jako książę Ofiru po latach spotkał jako przybysza
innego Słowianina; ślepego Dziuka z Wieńca (Diuka
Stiepanowicza). Powodowany jakąś dziwną płochością miast
przyjąć go z należytą gościnnością, począł go nękać
zmuszając do brania udziału w nikomu niepotrzebnych zakładach,
które sam przegrywał. Karą za ich przegranie (dotyczyło to
przeskoczenia konno rzeki i zwodów w to komu wystarczy ubrań do
codziennego zmieniania) miało być ścięcie głowy, lecz zwycięski
Dziuk z Wieńca za każdym razem darował mu życie. Gdy na tron w
Ofirze wstąpił nowy król, nakazał opuścić swe ziemie wszystkim
ludziom białej rasy, zabraniając im zabierać jakiekolwiek
kosztowności. Kukuł Wyrajokrążca, niczym żyjący tysiące lat
później pewien Analap, co przywiózł żonę z Bohemii, opuścił
niegościnny kraj wozem zaprzężonym w woły, zaś wydrążone w
środku koła napełnił złotem. Dmny z tego wyczyny zmienił sobie
herb.
Opuścił
Afrykę i udał się do Azji. Nad rzeką Hermos, w krainie
obfitującej w złoto, poślubił miejscową królową Lidię, w
której żyłach płynęła krew rusałek; pannę nie tylko
urzekająco piękną, o twarzy jasnej jak Księżyc i czarnych
włosach; długich a kręconych, ale i odważną, mądrą,
sprawiedliwą i mądrą. Ona to została wybrana na królową po tym
jak ubiła włócznią nękającego miejscowe plemię Lidów, mające
swe osady między królestwami Karów i Myzjów, olbrzymiego
zielonego węża o lwiej głowie. Potwór ten mieszkał w rzece i od
czasu do czasu porywał ludzi i ich zwierzęta. Kukuł zostawszy
królem, zasiadającym na tronie w założonym przez siebie grodzie
stołecznym Sardes, zjednoczył okoliczne plemiona, a założone
przez siebie państwo nazwał na cześć żony Lidią (Lidiya,
Lidistan). Jako następca pozostawił po sobie syna Atyadesa,
założyciela nowej dynastii, a gdy umarł śmiertelnie raniony na
polowaniu na dzika, opłakiwały go wyłącznie niewiasty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz